Zrobię wszystko, żebyś był szczęśliwy


Monika Górska | 8 września 2016

Dziś chciałam Ci opowiedzieć o Happy Clinet Story. Ale najpierw mam do Ciebie ważne pytanie:
Czy pomyślałeś kiedykolwiek o sobie: „Jestem bohaterem!”?
Czy kiedy obsadzasz się w różnych rolach w Twoim życiu, to właśnie rola bohatera jest tą Twoją rolą?

I ja nie mówię tu o drugoplanowym bohaterze. Mówię o bohaterze pierwszoplanowym.
To wcale nie znaczy, że masz być superbohaterem. Ani gwiazdą. Mam na myśli bohatera w ściśle storytellingowym rozumieniu.

Takim bohaterem chciałabym, żeby się poczuł nie dla siebie, tylko dla Twojego klienta. Przecież to Ty chcesz pomóc mu dotrzeć do jego celu Twoim produktem lub usługą.

Kiedy spojrzysz w ten sposób na Twoją życiową rolę i staniesz się prawdziwym bohaterem, nawet nie będziesz musiał opowiadać historii o Twoich zadowolonych klientach.

To inni będą o Tobie opowiadać.

I to nie dlatego, że będą chcieli promować Twoją markę. Oni po prostu dbają o swoich przyjaciół i chcą tym przyjaciołom dać coś ciekawego.
Coś, co im się przyda.

Brzmi zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe?
A jednak. Łatwo możesz się przekonać jak to działa tutaj.

Jeśli chcesz poczuć to teraz na sobie, przeczytaj magnetyzującą opowieść Basi.

Basia mówi o sobie, że jest zupełnie zwyczajną kobietą, prowadzi swój gabinet kosmetyczny w Olkuszu i stara się wydobywać piękno ludzi nie tylko robiąc im paznokcie i makijaże, ale słuchając ich odkrywać piękno, które kryje się w ich wnętrzach. Basia napisała tę opowieść w ramach naszej rocznej Mistrzowskiej Szkoły Storytellingu Biznesowego, Storytelling for Business Succes. Jestem z niej bardzo dumna!!! To znaczy z Basi, ze szkoły – i jej uczestników zresztą też 🙂

Opowieść Basi Głąb
„Niepisana referencja”

Zwykły dzień pracy. W drzwiach mojego gabinetu kosmetycznego staje młody mężczyzna.

– Dzień dobry – mówi lekko zawstydzony – chciałem zapytać, czy chodzi pani po domach, żeby zrobić nogi. Moja mama nie wychodzi
z domu i potrzebuje pomocy.

– Oczywiście – odpowiadam, ponieważ do starszych ludzi oczywiście dojeżdżam. Rozumiem, że schorowana osoba też potrzebuje pedicure. Spisuję dane i wyznaczam pierwszy wolny termin.

Podjeżdżam pod wskazany adres, naciskam dzwonek. Dobrą chwilę czekam, aż ktoś mi otworzy. W drzwiach staje dojrzały mężczyzna
w drelichowym ubraniu, przygląda mi się i pyta, czego chcę.
Z uśmiechem wyjaśniam mu, po co tu jestem. Wpuszcza mnie
do środka i każe czekać.

Czekam w przedpokoju, w którym śmierdzi tak, że trudno oddychać. Na krześle strach usiąść, bo wygląda i pachnie jak kuweta dla kota. Czekam, aż zostanę poproszona. Tymczasem z góry dochodzą krzyki i przekleństwa. Słychać jęki i wyzwiska. Smród coraz bardziej blokuje mi oddech.

Zaczynam panikować, sprawdzam drzwi wejściowe, zamknięte. Teraz przypominam sobie, że klucz zabrał właściciel. Już sięgam po telefon, kiedy zjawia się pan w drelichach. – Tutaj – wskazuje mi drzwi na piętrze.

Biorę głęboki oddech i wchodzę do pokoju…

Chora na alzheimera kobieta leży w rozkładanym fotelu przykryta kołdrą aż po samą brodę. Pomimo zimna balkon jest cały czas otwarty, przez co mroźne powietrze wypełnia niewielki pokój.

Mężczyzna odkrywa nogi żony. Obie zabandażowane. Każdy ruch, nawet najdelikatniejszy w okolicy nóg leżącej powoduje, że kobieta wręcz wyje z bólu. Postanawiam sama zdjąć śmierdzące już bandaże.

Moje przerażenie jest niczym w porównaniu z tym, które jest w jej oczach. Strach małego, bezbronnego dziecka skazanego na coś, czego nie rozumie, ale z pewnością się obawia. Nabieram powietrza i biorę się do pracy.

Każdy palec jest ze stanem ropnym. Teraz wiem, dlaczego tak cierpi i skąd bierze się ten zapach. Wyobrażam sobie, jak może drażnić dotykają kołdra.

I nagle przestaję czuć ten zapach. Zaczynam mówić i głaskać kobietę. Mówię, głaskam, wycinam. Nie liczy się to, że nie odpowiada. Widzę jej wystraszone oczy i napięcie na twarzy. Głaskam jak dziecko, mówię jak do dziecka, nie przerywając pracy.

Czas mija. Po godzinie, litrach wody utlenionej i setkach gazików na jej twarzy pojawia się ulga.

Kończę swoją pracę.

I wtedy dzieje się coś, czego nie zapomnę do końca życia.

Podnoszę wzrok i widzę skupione na mnie spojrzenie chorej. Spojrzenie przepełnione miłością i wdzięcznością w czystej boskiej postaci. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiej wypełniającej mnie emocji. Głaszczę kobietę po twarzy, a ona uśmiecha się do mnie całą sobą.

Nie wystawi mi opinii, nie da gwiazdek na stronie internetowej.
Nie wiem nawet, jak ma na imię i czy jeszcze jest na tym świecie.
Ale to nie jest ważne.

Ja mam w sercu jej spojrzenie i uśmiech.

Barbara Głąb
fb.com/gabinetgb
gabinetgb.pl

 

Jeśli chcesz się dowiedzieć czym jest i jak działa Happy Client Story,
Jeśli chcesz się przekonać jak sprawić, by zadowoleni klienci pomogli Ci w tworzeniu takich historii.
Jeśli chcesz dostać gotowy przepis na entuzjastyczne rekomendacje klientów, którym będzie ciężko się oprzeć.
Jeśli chcesz gotowca by samemu stworzyć Happy Client Story.
Jeśli chcesz sprawdzić, jakich 3 błędów unikać, by nie zepsuć takich opowieści.

Tutaj znajdziesz coś dla Ciebie https://monikagorska.com/storytellingpro/happy_client_story/
A ja przy okazji także będę szczęśliwa, może nawet jeszcze gdzieś skoczę na wakacje, by to świętować?

 

PS

Niestety, życie czasem pisze też Unhappy Client Story. Jedną z nich dzielę się z Tobą tutaj >> https://monikagorska.com/blog/co-zrobic-zeby-stracic-klienta-w-szesciu-prostych-krokach/

Życzę Ci, żebyś w takiej opowieści nigdy nie musiał grać żadnej roli.

 

 

Podziel się tym wpisem:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin


Dołącz do dyskusji: