Opowieść o cudzie


Monika Górska | 19 stycznia 2017

Dziś oddam w Twoje ręce drugą opowieść, napisaną przez studentkę Mistrzowskiej Szkoły Storytellingu Biznesowego – Anię Stoitsi Nieprzecką*.

To jedna z 3 opowieści marki, jakie postanowiłam Ci zaprezentować, by pokazać, jak działa storytelling i co robią studenci mojej szkoły.

To ten rodzaj opowieści, na który nikt nie jest gotowy. Ciekawe, co w Tobie obudzi ta historia?

 

Posłuchaj opowieści Ani:

Dziewczyna jest ładna i stosunkowo młoda, trzydzieści dwa lata, zwykle się nie mylę oceniając wiek pacjenta. Wchodzi pewnym krokiem do gabinetu. Patrzę na twarz, ciało i chód. Widziałam takich kobiet dziesiątki. Każda inna, choć wszystkie do siebie podobne.

Często dostaję zdjęcia małej dziewczynki. Zawsze pięknie podpisane: ciociu rośniemy. Dziś dostałam kolejne.

Marysia ma teraz jedenaście miesięcy, piękne oczy i jasne loczki. Wygląda jak mały aniołek i jest cudem, dosłownie i w każdym znaczeniu. Zanim przyszła na świat jej rodzice odwiedzili wielu lekarzy, jej mama Agnieszka została poddana dwóm próbom in vitro. Walka rodziców Marysi trwała dziesięć  długich i bardzo trudnych lat. Mieli dość tej wojny, dość lekarzy, wiele razy chcieli to zostawić.

Bezskuteczne starania o dziecko bardzo zmieniają, ludzie dojrzewają wraz z każdą nieudaną próbą. Cementują związek albo go niszczą, pary przestają być po prostu małżeństwem. Stają się pacjentami i „prawierodzicami”. Pragnienie jest tak silne, że przysłania wszystko, często również zdrowy rozsądek. Przyczyny niepłodności mogą być różne, ale najczęściej określane są jako idiopatyczne.

Kiedy Agnieszka przyszła do mnie miała 38 lat, za sobą długie starania i niewielką, a nawet nikłą nadzieję. Ktoś jej powiedział, że mogę pomóc. Nie wierzyła chyba, przynajmniej tak mi się wydaje.

–    Proszę usiąść, z jakim problemem pani przychodzi?- spytałam

–    Właściwie to jestem zdrowa. Zdrowa jak koń, wyścigowy – siliła się na żart, choć jej ładna twarz była napięta

–    Tak – zaśmiałam się – to widzę, zupełnie jak koń krwi arabskiej, ma pani piękne oczy. – Często mówię wprost co widzę, lubię prawić szczere komplementy.

–    Dziękuję. Nie mogę mieć dzieci. Przyczyna nieznana.

–    Rozumiem, niepłodność idiopatyczna? Moje pacjentki nazywają ją często „idiotyczna”. Zobaczymy co da się z tym zrobić – popatrzyłam tak czule jak umiem, bo wiedziałam ile razy musiała powtarzać to samo – Ma pani ze sobą wyniki badań?

Zwykle pierwsza wizyta u mnie trwa trzydzieści minut. Ta przeciągnęła się do pięćdziesięciu. Agnieszka opowiedziała mi całą swoją historię. Naprawdę nie było powodów, dla których oboje z mężem nie mieliby mieć dziecka. Żadnej rozsądnej, medycznie uzasadnionej przyczyny, a jednak. Agnieszka okazała się być przemiłą, otwartą dziewczyną. Po długiej rozmowie ustaliłyśmy plan działania, trzynaście zabiegów w odstępach tygodniowych, podczas których będziemy robić akupunkturę. Potem przerwa zgodnie z zasadą opóźnionej reakcji organizmu.

Nie obiecałam nic, prosiłam wręcz, żeby nie robiła sobie nadziei. Tłumaczyłam, że tylko pełna zgoda na to co jest i brak oczekiwań, być może pierwszy raz od dawna, może przynieść efekty. Bo przecież nic tak naprawdę nie jest w naszych rękach.

To było lato, Agnieszka po siódmym zabiegu pojechała na urlop, na dwa tygodnie. Akupunktura działała na nią świetnie, czasami bolały jajniki, a miesiączki były obfite. Czekałyśmy obie na te zwiastuny zmian. Poza tym była pełna energii i chęci do życia. Nie rozmawiałyśmy o powodzie jej wizyt.

Na nasze dziewiąte spotkanie przyszła w sukience w czerwone kwiatki. Wyglądała uroczo. Jak zawsze uśmiechnięta.

–    Aga, zapraszam. Jak się czujesz? Wyglądasz przepięknie.

–    Aniu, okres spóźnia mi się tydzień. Zrobiłam test –  uśmiechała się coraz szerzej. Już wiedziałam. Łzy stanęły mi w oczach, czy do cholery zawsze muszę się wzruszać, który to już raz ryczę z tego powodu – przebiegło mi przez głowę.

–    Agnieszka, bardzo się cieszę. Gratuluję kochana.

Wstaję zza mojego małego biurka żeby przywitać kolejną kobietę. Jeszcze nie wie, że je wiem po co przyszła i że mogę jej pomóc. Nie próbuję już znaleźć odpowiedzi na pytanie: dlaczego jest mi to dane i czym sobie zasłużyłam. Idę za tym, korzystam z wiedzy, intuicji i serca i pomagam, bo to potrafię najlepiej.

 

*Anię spotkasz tutaj: http://punktyzdrowia.pl/

PS

Masz apetyt na więcej opowieści absolwentów MSSB? Zapraszam Cię na opowieści o odwadze i opowieść o stracie.

PS 2

A jeśli sam chcesz zacząć tworzyć takie opowieści, sprawdź czy MSSB to coś dla Ciebie >> www.monikagorska.com/mssb

Podziel się tym wpisem:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin


Dołącz do dyskusji: