Te kłamstwa dały jej siłę. A jej opowieść przeczytasz z gęsią skórką…


Monika Górska | 4 lutego 2016

Luty 2016 jest wyjątkowy. Nie tylko dlatego, że ma 29 dni, co się ostatnim razem zdarzyło 4 lata temu.

Ma także:
4 wtorki
4 środy
4 czwartki
4 piątki
4 soboty
4 niedziele

Niektórzy mówią, że taki układ zdarza się raz na 823 lata. To jest akurat legenda miejska, ale niech się ta legenda stanie impulsem, byś z tego lutego 2016 roku zrobił absolutnie LEGENDARNY miesiąc w Twoim życiu.

I dlatego mam dla Ciebie legendarne wyzwanie. Odkryj swoją legendę i podziel się nią z innymi. Piszę „odkryj” – w sensie dosłownym. Każdy z nas ma taką legendę, albo takie legendy, które skrywamy w odległej komnacie na poddaszu, zamkniętej na 4 spusty, do której nikogo nie wpuszczamy, a klucz przechowujemy na łańcuszku blisko serca. To są często bolesne historie, kawałki życia jak gąbka przepełnione łzami. Opowieści, których nie opowiadamy nikomu, nawet szeptem.

Opowieści dzielone z innymi dodają energii.

Skrywane opowieści, opowiadane tylko sobie samemu na ucho, odbierają energię. Całe tony energii. Wiesz o czym mówię, prawda?

I ja wiem coś o tym. Wieeeeele lat upłynęło, zanim dałam Ci klucz do moich bolesnych komnat w mojej książce Spełnij marzenie, marzenie spełni Ciebie… Już nawet po jej wydaniu miałam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam.

Ale światło, świeże powietrze i akceptujące spojrzenie tych, którzy zaglądnęli do środka sprawiło, że sama popatrzyłam na te miejsca jak na pokój dziecinny, do którego wracasz po latach podróży – rozpoznajesz, czujesz, pamiętasz, ale jesteś już gdzie indziej. To już tylko wspomnienie przeszłości. Wiesz, jaki to oczyszczający haust wolności? Wiesz jak zmieni się potem Twoje życie? I jak zmieni się życie innych, którzy przeczytają Twoją historię?

 

unnamed (2)

W tym miesiącu wywołaj swoją legendę i zamknij ją w tysiącu słów. Ważne, żeby to była Twoja autentyczna historia, którą być może podzielisz się z kimś po raz pierwszy w życiu. Zobacz, czy jej pointa, nawet jeśli wtedy, gdy się działa, była daleka od  happy endu, doprowadziła Cię do jednej z najważniejszych lekcji, jaką odebrałeś od życia.

Jak historia Krystyny, którą przesłała mi przed kilkoma dniami, jakby w odpowiedzi na mój wpis z 28.01.16, ten o sekretnym sosie opowieści. Każda komórka mojego ciała zareagowała na jej opowieść drżeniem i te emocje natchnęły mnie, by postawić teraz przed Tobą to LEGENDARNE WYZWANIE.

Dzień nieznanej Babci

Dokładnie pamiętam tamten dzień, a właściwe noc. Całą przepłakałam.

Jeszcze raz usłyszałam te wszystkie głosy: nie dasz rady, dopiero zaczęłaś studia. To ci się nie uda. Albo dziecko, albo nauka. Nie masz pieniędzy! Gdzie się podziejesz? On nie chce tego dziecka. Nie da się wrobić w alimenty – sam głośno powiedział.

Nie, nie! Nie myślałam tylko o sobie…?…!

– Co ja mu mogę dać, gdy urodzi się chłopcem? Wychować mężczyznę bez ojca, czy mi się to uda, czy to w ogóle jest możliwe?

– Co ja jej mogę dać, gdy urodzi się dziewczyną? Kto jej pokaże jak się kocha i szanuje kobietę?

Muszę to zrobić.

Niczym zbrodniarka przed zbrodnią, a już osądzona, ruszyłam w drogę.

Kapeluszem przykryłam zakrwawione oczy. Czarnym płaszczem zgarbiony grzbiet i szłam na rzeź. Wiózł mnie listopadowy tramwaj. Ósemka zwykle na Jeżyce jechała prosto. Tym razem, może dlatego, że to jeszcze linia nocna, obwiozła mnie przez pół miasta. Ludzie z rzadka wsiadali. Nikt na mnie nie patrzył. Każdy wlepiał zaspane spojrzenie w swoje własne oblicze odbite w zabrudzonej szybie tramwaju. Oni też nie jechali do raju.

– Na usunięcie ciąży – wyrecytowałam jak wyuczoną rolę patrząc prosto w oczy zaspanego portiera. Spodziewałam się najgorszego. Zimnego ukamienowania. Potępieńczego wejrzenia. Czekałam na nie. Byłam gotowa je przyjąć.
– W piwnicy jest patologia ciąży – odpowiedział spokojnie.

Kilka stopni w dół ciemnym, wąskim, odrapanym korytarzem.
– Już wstępuję do piekła – poczułam.

Za drzwiami poczekalni rozświetlone, wydęte brzuchy ciężarnych kobiet.
Co one tu robi? Co ja tutaj robię?

Wszystkie otoczone ramionami swoich matek, sióstr – sądząc po cielesnym podobieństwie. Wszystkie karmione wlepionymi weń spojrzeniami mężczyzn – mężów, kochanków, parterów.

Wszystkie w majestacie macierzyństwa. Wszystkie dostojne. Wszystkie królowe. Oto niosą nowe życie! I choć zagrożone, to jednak zdrowe! Z prawego lub nieprawego łoża, ale jednak wyczekane, ukochane, wymarzone.

Są zaopiekowane.

Oczyma wyobraźni widziałam te różowe pokoiki, haftowane kołyski, krochmalone beciki. A wszystko wypełnione czekaniem. A wszystko wymodlone, wystrojone, tak jak one!

Ja sama. Kompletnie sama ze swoim bólem, ze swoją- nieswoją decyzją.

Nareszcie moja kolej. Wyrwano mnie z zamyślenia po nazwisku.

Za biurkiem kobieta o łagodnym spojrzeniu. Jakby różowa, choć w białym fartuchu. Chyba miała siwe włosy. Na pewno nie czarne. Rude też nie. Może blond, a może trochę blond, a trochę siwe, jak ja teraz. Upięte gładko przy głowie. Usiadłam. Powiedziałam z czym przyszłam. Nie potępiła mnie. Kazała się położyć. Odsłoniłam brzuch. Przyłożyła stetoskop.
– Ależ ma silne serce! Chce pani posłuchać?

Nie chciałam. Nie mogłam. Nic już nie słyszałam. Łzy zalały mi uszy, oczy, usta, twarz. Mnie całą.

Szlochałam tak, że słyszeli mnie na korytarzu. Na pierwszym piętrze i dalej. Nie mogłam się powstrzymać. Nic nie mogło mnie powstrzymać. Ona jako kobieta to wiedziała i nawet nie próbowała. Wręcz przeciwnie. Niech pani płacze – powiedziała. Płakałam i płakałam. Tak jakbym składała się z samych łez. Z samej wody. Ileż to się we mnie tego żalu zebrało. Tak jakbym wczoraj nie płakała. I przed i przed też. Miałam za sobą wiele przepłakanych nocy.

Nareszcie usiadłam. Ona mnie przytuliła. Miała takie miękkie ciało i łagodne ręce. Pogłaskała mnie po głowie.
– Jeszcze nic się nie stało, co miało się stać – powiedziała łagodnie. – Pani tego nie chce.
– Ale muszę – zaszlochałam w jej falujące oddechem piersi.
– Ja też byłam w ciąży na studiach. A pewnie pani się domyśla, że medycyna nie jest łatwa. I nie było mi łatwo. A jak pani widzi jestem lekarzem i jestem matką.
Pani partner tylko tak mówi, że nie chce dziecka, ale jak zobaczy, to pokocha. Będzie się panią i dzieckiem opiekował. – Popatrzyła mi w oczy.

Choć nie spełniło się żadne z jej proroctw, ja jej uwierzyłam.

Chciałam uwierzyć!
Bardzo.

I nie żałuję.

Chyba nawet czekałam na takie kłamstwa. Takie dobre kłamstwa dały mi siłę. Na tamtą chwilę. Wszystko uniosłam.

Sama?

Cały Wszechświat się na to złożył. Ktoś podarował śpioszki, ktoś do akademika przyniósł rajtuzki. Obdarzył uśmiechem na ulicy. Dzieckiem się zachwycił!

Nie poznałam żadnej ze swoich babć, ale to pewnie któraś z nich przysłała mi tamtą kobietę o błękitnych oczach, abym była matką, abym była babcią. Tak jak one.

I jestem.

.
Jeśli coś poczułeś, czytając opowieść Krystyny, nie zwlekaj – bierz ołówek czy pióro do ręki, albo otwórz nowy dokument i wreszcie pozwól Twojej historii, żeby sama się opowiedziała.


Dołącz do dyskusji: