Żeby żaden Anioł nie musiał po nas płakać…


Monika Górska | 3 listopada 2022

We wtorek było święto morderców, zdrajców i rozpustników. Wiesz, kogo mam na myśli, prawda? Tak, tak, św. Pawła, który zabijał chrześcijan, pierwszego papieża Piotra, który się zaparł trzy razy Jezusa, i św. Augustyna, dla którego wiarę wymodliła i wypłakała jego mama, św. Monika. 

I tylu innych, którzy, zanim zostali świętymi, na co dzień wcale tacy święci nie byli. Nie wszystko zaczynali dobrze, ale za to dobrze kończyli. Nigdy nie byli wolni od jakiegoś ościenia, który ich uwierał jak kamyk w bucie. To święto tych, którzy pewno nigdy by o sobie nie pomyśleli – “jestem święty”. 

Ile w tym święcie nadziei dla tych, którym wątki się poplątały. 

I jakie ostrzeżenie dla tych, którzy są jak ta kobieta, o której opowiadała Grusza, w Braciach Karamazow. Dostojewski widzi to tak:

Była sobie raz jedna zła baba, okropnie zła. I umarła, i nie zostało po niej ani jednego dobrego uczynku. Chwycili ją też diabli i wrzucili do ognistego jeziora. Tymczasem jej Anioł Stróż stoi i myśli sobie, jakby też dobry jej jaki uczynek wydobyć, żeby go Bogu opowiedzieć.

Przypomniał sobie wreszcie i mówi Bogu: 

– Ona – powiada – zerwała kiedyś w ogrodzie cebulę i podała ją ubogiemu.

 A Pan Bóg na to:

– Weź – powiada – tę cebulę i podaj jej, niech się za łodygę uchwyci, to może ją z piekła wyciągniesz. Ale gdyby się łodyga urwała, to baba zostanie tam, gdzie jest.

Pobiegł Anioł do baby i podał jej cebulę.

– Masz – powiada – babo cebulę, uchwyć się za łodygę, to cię może z piekła wyciągnę.

Baba chwyciła, a Anioł ciągnie ją ostrożnie, pomaleńku i już prawie wyciągnął.

Ale jak pomiarkowały inne dusze grzeszne, co się święci, zaczęły chwytać się za cebulę, może i one wylecą. A baba, jak to zawsze była przeokropnie zła, złościć się zaczęła i fikać nogami.

– To moja – powiada – cebula, nie wasza, po co się pchacie!

Zaledwie to powiedziała, gdy ułamała się łodyga i spadła z babą na same dno ognistego jeziora i smaży się tam po dziś dzień. A Anioł zapłakał tylko i odszedł.

To dla mnie też opowieść o tym, że mikroczynki mają dwie skale. Makroskalę dobra i makroskalę zła. Coś, czego dzisiaj nie zrobię, może sprawić, że pojawi się znacznie poważniejszy problem niż globalne ocieplenie.

Gwałtowne globalne oziębienie relacji i to na obu półkulach… brrr…

Życzę dziś Tobie, i sobie, żeby żaden Anioł nie musiał po nas płakać.

Pięknego świętowania, pełnego wdzięczności za wszystkie pomarańcze, gruszki i cebule od tych, którym w tym czasie zapalisz świeczkę na grobach…

Podziel się tym wpisem:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin


Dołącz do dyskusji: