Zapach opowieści. Czujesz to?


Monika Górska | 19 lipca 2018

Od kiedy tylko zaczęłam uczyć storytellingu zauważyłam jedną prawidłowość. Storytelling przyciąga wyjątkowych ludzi. Ludzi z historią. Uczenie ich sztuki opowiadania to dla mnie taka przyjemność jak rozpalanie kominka w chłodny dzień. I zaszczyt, kiedy powierzają nam kawałki swoich, bardzo osobistych nieraz, historii.

Czasem zastanawiam się, dlaczego niektórzy z nich w ogóle przyszli do naszej szkoły, przecież tak pięknie opowiadają. Sama tak wiele mogę się od nich nauczyć.
W trakcie programu SPS Opowiadaj i Zarabiaj, albo Mistrzowskiej Szkoły Storytellingu Biznesowego nasi studenci – przedsiębiorcy – piszą trzy opowieści biznesowe: GPS, DNA, i Happy Client Story.

Każda z tych opowieści ma inne zadanie, ale wszystkie mają wspólny cel. Nie tylko więcej zarobić, ale „sprzedać” opowiadającego i jego biznes w najprzyjemniejszy dla niego sposób. Taki, że sam nawet nie zauważy, że sprzedaje. Wystarczy, że to, co robi, robi z pasją, że jest sobą i… że jego życie i biznes są warte opowieści.

A, między nami, nie spotkałam jeszcze osoby, której by nie było warte 🙂 Więc nie jest to żaden zbieg okoliczności, że studentka MSSB Małgorzata Sikorska urzekła mnie swoją opowieścią GPS. I nie tylko mnie, bo nasza studencka społeczność przyznała jej za tą opowieść storytellingowego Oskara.

Co więcej jej opowieść wywarła natychmiastowy i konkretny skutek – sama stawiłam się u niej w czas lawendobrania i o wschodzie słońca zakasałam rękawy, żeby pomóc przy zbiorach. I nie tylko ja 🙂

To jest papierek lakmusowy opowieści. Działa, jeśli u Twojego klienta przekłada się na konkretne działanie. Jeśli nie, trzeba poprawiać. I testować znowu.

Bardzo jestem ciekawa, jak zadziała na Ciebie opowieść GPS Lawendowej Pani.

Lawendowy Ląd i nowa ja

Kocham szczęśliwe zbiegi okoliczności! Dzięki nim właśnie jesteśmy: Lawendowy Ląd i nowa ja.

Rodziny Tomka i moja pochodzą ze wsi, ale szczęścia szukały w miastach. My też po studiach mieszkaliśmy w orbicie aglomeracji, jednak na 20-stą rocznicę ślubu zafundowaliśmy sobie życie na wsi. Na hektarach, mimo iż nie znosiłam grzebać się w ziemi. Ogród w mieście miał tylko 50 m2, więc pani chcąca kupić nasz dom martwiła się, że nie ma gdzie posadzić lawendy, którą tak lubi. Lawenda? Nie miałam wtedy pojęcia, jak ta roślina wygląda i dlaczego ktoś musi ją mieć.

Na wieś ściągnął mnie cudny widok, a nie praca na roli. Realizowałam się jako nauczyciel. Od dziecka słyszałam, że moim powołaniem jest uczyć, a los tak wodził mnie za nos, że nawet, gdy już nie chciałam, to trafiałam do kolejnych szkół, gdzie pracowałam z pasją. W ostatniej mocno zapuściłam korzenie, więc po przeprowadzce wstawałam przed świtem, by dojeżdżać prawie 80 km do ukochanej szkoły. Tak miało być aż do emerytury.

Ale jest rok 2012

I pole, które trzeba wypieścić, aby wpisało się w ładny krajobraz. Nie mamy na nie pomysłu. Latem w Prowansji zawieram znajomość z lawendą i ta podbija me serce. Rzucają na mnie urok cudne wzgórza i miasteczka z pachnącym rękodziełem. Kolejnej wiosny słyszę audycję o pani Joasi z Lawendowego Pola na Warmii. Opowieść o jej życiu i marzeniach pachnie lawendą nawet przez radio, a fascynacja uprawą zaraża. Mam pomysł na pole i nazwę dla pomysłu: Lawendowy Ląd! Rozsadza mnie entuzjazm: chcę uprawiać lawendę! Tylko że… nie wiem jak.

Po roku uczę się tego na Polu pani Joasi, a po kolejnym zakładam własne poletko. Ze 150 sadzonek 1/3 usycha, więc martwię się, że jednak nie mam ręki do roślin. Mimo to wiosną plus 500 i… znów porażka. Umiem za mało! Latem jadę na inne plantacje, a tam słucham, patrzę, rozmawiam, pilnie się uczę. Tam też zachwycają mnie cudeńka, które ludzie potrafią stworzyć z lawendą w roli głównej. Po cichu sobie marzę, że na emeryturze zajmę się lawendowym rękodziełem, bo kocham takie robótki i chyba nie mam dwóch lewych rąk.
Wiosną znowu dosadzam, a żadna nie usycha. Mam ich już 1200 do… ręcznego podlewania z konewki, odchwaszczania, cięcia i nawożenia. Moja własna siłownia!

Zarywam kolejne noce, by przygotować się do lekcji lub ocenić sprawdziany

A podczas moich szkolnych wakacji żniwuję. Spocone upałem dni, sierp w opuchniętych dłoniach, ból kręgosłupa – to wszystko, by poczuć radość z suszących się kilkuset bukietów! W sercu noszę dumę rolnika, a w głowie troskę: co i kiedy zrobię z plonem? Za rok bukietów będzie dużo więcej! Jak pogodzę pochłaniającą mnie pracę w szkole z coraz bardziej wciągającą przy lawendzie? Rzucić etat? Będę tęsknić za szkołą, uczniami… I tak blisko moja wczesna emerytura! Doczekać?

Na szczęście jako pedagog czuję się spełniona, w zawodzie osiągnęłam wszystko, czego chciałam. I marzę, by w życiu spróbować jeszcze czegoś innego. A co, jeśli się nie uda?
Wtedy egzamin ze wsparcia zdaje moja rodzina, która nie boi się zmian i we mnie wierzy. Dzięki temu dwa lata przed emeryturą żegnam szkołę i zakładam firmę. Jedną pasję zastępuję drugą!

Dziś, zamiast układać zadania dla uczniów, układam bukiety i tworzę dekoracje. Zapał i wyobraźnię dokarmiłam kursem florystyki. To już za mną. A co przede mną? Coroczne letnie zbiory, jesienna zabawa w ozdoby, zimowy strach przed mrozem i wiosenne budzenie lawendy ze snu.

I po co to wszystko? Dla Ciebie – przez cały rok zachowuję letni zapach z mojej plantacji. Lawendowy. Dasz mu się skusić? >> http://www.lawendowylad.pl

 

Lawendowy Ląd Opowieść GPS napisana w Mistrzowskiej Szkole Storytellingu Biznesowego dr Moniki Górskiej

 

I co, dasz się skusić? Czy też Małgosia powinna coś jeszcze w swojej opowieści poprawić?

A za tydzień znajdziesz w moim liście kolejną opowieść biznesową, tym razem DNA pewnej projektantki. Miała tylko uszyć sukienkę „na wczoraj”. Nigdy jednak nie podejrzewała że „jutro” takie kłody jej rzuci pod nogi. Nie wiem, czy sama przeszłabym taką ogniową próbę jak ona.

A jeśli chcesz się dowiedzieć, jak sam możesz stworzyć takie opowieści dla swojej marki, przeczytaj bezpłatny ebook „Jak sprzedawać bez sprzedawania”.

>>> Jak sprzedawać bez sprzedawania?


Dołącz do dyskusji: