Z gałęzią czy bez?


Monika Górska | 3 lutego 2022

Znasz tę historię o niewierzącym człowieku, który spada ze skały? 

Osuwa się w dół, gdy nagle łapie gałąź małego drzewka. 

Wisi tak, pomiędzy niebem nad sobą i skałami 300 metrów niżej. Wie, że długo tak nie wytrzyma. 

Wtedy przychodzi mu do głowy pomysł. 

– Boże – krzyczy z całej siły. 

Cisza. Nikt nie odpowiada. 

– Boże –  krzyczy znowu. – Jeżeli istniejesz, ocal mnie, a obiecuję, że będę w ciebie wierzył i innych uczył wiary. 

Znowu cisza. 

Nagle omal nie puszcza gałęzi. Słyszy potężny głos, który rozbrzmiewa echem w wąwozie: 

– Wszyscy mówią to samo, kiedy tylko potrzebują pomocy. 

– Nie panie, nie! – krzyczy człowiek. Czuje iskierkę nadziei. – Nie jestem taki, jak inni. Czy nie widzisz, że już zacząłem wierzyć, kiedy usłyszałem twój głos jak mówisz do mnie? Ocal mnie tylko, a ja będę głosił twoje imię po wszystkich krańcach ziemi. 

– Dobrze – mówi głos. – Ocalę cię. Puść gałąź. 

– Puścić gałąź? – woła zdenerwowany człowiek. – Czy myślisz, że zwariowałem?

Antoni de Mello komentuje dalej w swojej książce „Modlitwy Żaby” tę opowieść tak:

Opowiadają, że gdy Mojżesz dotknął swoją laską Morza Czerwonego, oczekiwany cud nie nastąpił. Dopiero, kiedy pierwszy człowiek rzucił się w morze, fale cofnęły się i woda się rozstąpiła, odsłaniając oczom Żydów suche przejście.

A kiedyś słyszałam także, że i woda w kamiennych stągwiach w Kanie Gallilejskiej, zmieniła się w wino dopiero w momencie, kiedy słudzy zaczęli nalewać ją do bukłaków.

Jak wielka jest moc wiary i… jak wielka potrafi być moc ograniczających przekonań. Którą bardziej karmię?

Dlaczego Ci o tym opowiadam? Z dwóch powodów.

W niedzielę wieczorem wróciłam z mojej pustelni VIP (bo z własną kaplicą) dokąd staram się jeździć co miesiąc na weekend, by pobyć z Jezusem we mnie, sam na sam. 

To jest taki czas, kiedy z pełnym zaufaniem odpuszczam wszelkie planowanie i kontrolę. I totalnie zdaję się na to, że tutaj to nie ja, ale Jezus, w Duchu Świętym poprowadzi mnie, dokąd ON chce. 

Możesz więc sobie wyobrazić jaką przestrzeń na cuda to otwiera. Najlepsze rekolekcje na świecie 🙂

Tam też dociera jakoś do mnie, że tytuł mojej książki „Zaufaj i puść się”, może jednak być dla kogoś mylący. Trochę się do niego już przywiązałam, ale… no właśnie. Może trzeba się puścić?

Po powrocie do domu, rano, sięgam po tę moją ulubioną książkę de Mello z opowieściami. I jaka jest pierwsza opowieść, na którą trafiam?

Oczom nie wierzę. Właśnie ta. “Puść gałąź”. 

No powiedz, czy to jest przypadek?

Hmmm… to może po prostu nazwać tę książkę: „Zaufaj i puść?” Albo „Zaufaj i odpuść”? albo „Zaufaj i odpuść sobie”.

Albo może… „Zaufaj i puść tę gałąź”?

Lepiej? Jak myślisz?

Bo książka się pisze… mam nawet już pewną konkretną datę w głowie, ale na razie ciiiii… Wspieraj mnie nadal, proszę 🙂

Jest jeszcze jeden powód. Nie mogę o tym przestać myśleć… Jakoś mi to nie daje spokoju i czuję, że po prostu muszę się tym z Tobą tu podzielić. Pomyśl o mnie ciepło w najbliższą sobotę, od 9 rano. Będą się działy wielkie rzeczy… Za tydzień napiszę o tym więcej.

Podziel się tym wpisem:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin


Dołącz do dyskusji: