Uratowały ich od paniki lakier do włosów i flirt z pilotem. Storytellingowa perełka.
Monika Górska | 29 sierpnia 2016
Ile razy miałeś taką sytuację, że zaczynałeś mówić, byłeś przekonany, że to, co przekazujesz, jest ważne, że przecież tak trzeba zrobić, że przecież Twój słuchacz to powinien widzieć, że przecież to jest jasne….
Ale dla niego takie jasne nie było.
Widzisz wtedy, że on nie do końca Cię rozumie. Stresujesz się coraz bardziej, zwłaszcza jeśli Ci bardzo na czymś zależy. I mówisz jeszcze raz. I jeszcze raz. I on nadal jakoś nie do końca wie, o co Ci chodzi. Więc wkurzasz się maksymalnie i…
Mówisz po raz trzeci. I nic.
Do tej pory w trakcie naszego wakacyjnego Story Safari mówiliśmy o opowieściach, które budują mosty.
Te opowieści to GPS i DNA. To były bardzo osobiste historie, bazujące na Twoich wartościach, na Twojej motywacji. To mocne opowieści, które są jak pomost między ludźmi. Budują relacje, są po to, żeby łączyć, żeby wzbudzać zaufanie, żeby brzegi ludzkich światów zbliżały się do siebie.
Mam nadzieję, że masz już przygotowany ten dwupak. A jeśli nie, to obiecujesz sobie, że właśnie dziś lub jutro na pewno napiszesz Twoją kolejną historię.
Ta opowieść, którą dzisiaj chcę Cię pokazać, to taki bardzo bezpieczny rodzaj historii. I jej cel jest trochę inny. Oczywiście, jak zawsze opowieścią budujesz relację, ale tą opowieścią przede wszystkim chcesz oświetlić drogę. Jej głównym celem jest, by pomóc zrozumieć. Żeby ktoś, kto Cię słucha, zrozumiał coś, co dla niego jest jeszcze na razie totalną ciemnością. Jak mówił Maks w Seksmisji: „Ciemność widzę, ciemność.”
I Ty jesteś po to, żeby mu tę ciemność rozświetlić.
Jeżeli chcesz komuś coś wyjaśnić, wytłumaczyć, jeżeli chcesz, żeby ktoś zrobił coś, na co być może wcale nie ma ochoty, chcesz przekonać go do czegoś, chcesz sprzedać mu Twój pomysł, chcesz wprowadzić zmianę – to, jak wiesz, często jest to bardzo trudna i bolesna sytuacja. W końcu, jeżeli ktoś robi coś, co lubi i na czym się zna, a Ty nagle każesz mu robić coś zupełnie innego lub w inny sposób, to wiadomo, że nie spotkasz się z zachwytem. Pewnie będzie Ci ciężko.
W naszej Mistrzowskiej Szkole Storytellingu Biznesowego, Storytelling for Business Success uczę opowiadać w taki sposób, żeby człowiek rzeczywiście chciał się zmienić. Żeby zaczął Cię słuchać albo będzie miał ochotę na coś, na co jeszcze przed chwilą ochoty nie miał. I w tym właśnie pomoże Ci ta opowieść „Zobacz o czym mówię”. Taka jak ta genialna historia jednej z naszych błyskotliwych uczestniczek, trenerki i specjalistki od Projektów Unijnych, Joli Kopeć. Jolę możesz jeszcze lepiej poznać na jej stronie.
Opowieść Joli „Zobacz, o czym mówię”. Prawdziwa perełka.
Kiedy słyszę od moich kolegów, znajomych i różnych ekspertów od spraw zbędnych, że w Piotrkowie nie da się zrobić jakiegoś dużego, prestiżowego wydarzenia: konferencji, festiwalu, zlotu, to szlag mnie trafia. Argumenty są zawsze te same: za małe miasto, za mały budżet, za małe obiekty. A w ogóle to nie tacy mieszkańcy no i nigdy wcześniej tego nie robiliśmy.
Opowiadam wtedy historię z czasów kiedy byłam stewardessą. W latach 90-ych PLL LOT dysponował braterską flotą w postaci statków powietrznych Tu-154 i Ił-18. Nasza zachodnia konkurencja: PanAm, Lufthansa, KLM miała w większości airbusy i boeingi. Z zazdrością patrzyliśmy na te cuda techniki a z jeszcze większą na mundury koleżanek. Nie dość, że piękne to wykonane z naturalnych materiałów.
Podczas mojego pierwszego lotu do Lyonu mieliśmy odprawę z szefową, sędziwą 35-latką, która uchodziła za jedną z największych kos w całej firmie. Krążyły legendy, że potrafiła wygonić dziewczynę tuż przed wylotem z powodu niedoprasowanej apaszki lub braku pilniczka do paznokci.
„Nie mamy takich nowoczesnych samolotów jak konkurencja i nie mamy takich ładnych ciuchów ale mamy najlepszych pilotów i możemy mieć najbardziej eleganckie i profesjonalne stewardessy. Pasażerowie na pokładzie potrzebują tylko dwóch rzeczy: poczucia bezpieczeństwa i poczucia komfortu. Waszą rolą jest im to zapewnić i to nic nie kosztuje”- oznajmiła bez emocji. Po czym przeszła do kontroli zawartości torebek na okoliczność obecności w nich: pilniczka, lakieru do paznokci, lakieru do włosów, pudru i zapasowych rajstop.
Burza jaka rozpętała się nad Lyonem to był armagedon. Straciliśmy kontakt z wieżą. Kapitan poprosił nas o przygotowanie się do awaryjnego lądowania. Krążyliśmy nad lotniskiem ponad godzinę. Gdy napięcie zaczęło udzielać się pasażerom, kapitan radiowym głosem wspomniał, że „z powodu wyładowań atmosferycznych musimy krążyć nad lotniskiem do czasu ustabilizowania warunków pogodowych”. Szefowa zaś rozpoczęła swój teatr. „Idź i polakieruj włosy ale tak żeby wszyscy widzieli. – powiedziała do mnie. – A Ty przejdź przez pokład do toalety w końcu samolotu i zanieś świeże ręczniki. Z uśmiechem.” – Ale… -Wszystko ma być normalnie- syknęła. Po czym z kabiny wyłonił się drugi pilot i najzwyczajniej w świecie zaczął z nią flirtować. Zwariowała od stresu- pomyślałam- ale byłam za bardzo przerażona żeby się odezwać.
Burza minęła i spokojnie wylądowaliśmy w normalnym trybie. Jakby nic się nie stało. Podziękowaniom od pasażerów nie było końca. Wychodzili podekscytowani ale chyba na moment nie stracili poczucia bezpieczeństwa. Byłam pewna, że następnym razem też wybiorą LOT.
PanAm zbankrutował w 1991. LOT, w sojuszu ze Stair Alliance, fruwa do dziś.
PS
OK. Przyznaję… Jola ma ogromny talent do opowiadania. To pomaga. Ale wielu uczestników naszego programu nie ma takiego naturalnego talentu, a jednak już po kilku lekcjach ich opowieści, podbijają nasze serca.
PS 2
A jeśli czujesz, że napisanie takiej opowieści, to dla Ciebie za duży krok, zacznij od mniejszego >> https://monikagorska.com/blog/co-laczy-lady-nancy-astor-i-psa-pawlowa/