Uczucia to nie fakty, wiesz coś o tym…


Monika Górska | 18 maja 2023

Jednego byłam pewna.

Nigdy, przenigdy, nie popłynę jachtem w rejs po morzu.

Mam chorobę morską. Do dziś pamiętam, jak po pierwszym obrocie karuzeli łańcuchowej to, co było największym marzeniem kilkuletniej dziewczynki, przemieniło się w koszmar. Wszyscy dokoła mnie fruwali w niebo i piszczeli z zachwytu, a ja tylko modliłam się, żeby jak najszybciej stanąć na ziemi. 

Podobno byłam aż zielona na twarzy. Oj nie-wesołe okazało się to dla mnie miasteczko.

Na wszystkie późniejsze próby z kołysaniem mój błędnik mówił stanowczo: nie! No a z morza tak łatwo nie wysiądziesz.

Minęło 50 lat.

I nagle stoję za sterem jachtu na Adriatyku. Nieporadnie obracam kołem. Przerażona, że zaraz cały jacht się obróci, jak na łańcuchowej w Kołobrzegu. A mój żołądek wraz z nim.

– Jakby co, rzygaj na zawietrzną – uprzedza Artur, nasz kapitan.

Mijają kolejne dni. Każdy kolejny przechył i wzbierająca fala sieje niepokój:

– Nooo, teraz się zacznie. Czy dam radę?

I nagle przypomina mi się opowieść mojego ulubionego Jorge’a Bucaya.

“Kiedy byłem mały, uwielbiałem cyrk. A w cyrku najbardziej zachwycały mnie zwierzęta. Ulubieńcem wszystkich dzieci był stary słoń. Podczas przedstawienia olbrzym dumnie prezentował swój niesamowity ciężar i potężną siłę. Ale po przedstawieniu i przed wejściem na scenę słoń zawsze siedział uwiązany za jedną nogę do kołka wbitego w ziemię.

Ten kołek był niewielkim kawałkiem drewna, wbitym w ziemię zaledwie na kilka centymetrów. I choć do kołka przywiązany był mocny i gruby łańcuch, było jasne, że słoń, który wyrwałby drzewo z korzeniami, z łatwością mógłby uwolnić się z kołka i uciec.

Ta tajemnica nie dawała mi spokoju.
Dlaczego nie ucieka? Co go trzyma?

Z czasem zapomniałem o słoniu i o kołku. Ale czasem pytanie wracało – kiedy spotykałem innych, którzy kiedyś też sobie je zadawali.

I w końcu dotarło do mnie, jaka jest odpowiedź.

Zobaczyłem w mojej głowie małego słonika, przywiązanego do kołka, który wówczas wydawał mu się potężny. Mimo wysiłków nie był w stanie się uwolnić, choć szarpał i rwał łańcuch. Dzień za dniem ponawiał próby, ale kołek był zbyt solidny. Aż nadszedł dzień, kiedy słoń zaakceptował swój los. I przestał się szarpać.

Olbrzymi i silny słoń nie ucieka, ponieważ nie wierzy, że może.

Ma w sobie utrwalone wspomnienie niemocy, które przeżył krótko po przyjściu na świat.

A najgorsze jest to, że nigdy więcej nie zweryfikował tego wspomnienia.

Nigdy, nigdy więcej nie starał się ponownie wypróbować swoich sił…”*

I nagle podrywa mnie komenda:

 – Prawy szot foka luz! 

Kiedy rozluźniam linę, pozwalając przefrunąć żaglowi z jednej strony burty na drugą, dociera do mnie, że też mam swój kołek. A raczej cały arsenał kołków. 

Te trzy przez tyle lat trzymały mnie na lądzie:

“Żagle nie dla mnie, nie poradzę sobie z chorobą morską”.

“Nie umiem gotować. Nie dam rady gotować dla całej załogi”.

“Jak zejdę na ląd, to na pewno się zgubię”.

Jakby ciągle jeszcze podejmowała za mnie decyzje ta mała dziewczynka, trzęsąca się jak galareta po zejściu z karuzeli.

A jakie Ciebie kołki trzymają na lądzie?

Jestem taka szczęśliwa, że odkryłam w końcu sposób, by przekonać się, że tamtej wersji mnie już nie ma!

Odciąć linę, która trzyma mnie na lądzie. Zaufać Kapitanowi. I mocno chwycić ster. Odcumować od wspomnień i spróbować na nowo.

Gdybym tamtej Moniczki posłuchała, nigdy nie dowiedziałabym się, jak cudownym sposobem na odkrywanie pięknych miejsc i ludzi jest żeglowanie. I, że stare przyjaźnie nie rdzewieją. Nawet po 40 latach. Że mój błędnik, przekupiony sokiem imbirowym, odpuścił i chyba nawet się ze mną zaprzyjaźnił.

Nie dowiedziałabym się, że niemal z niczego, potrafię ugotować pyszny dwudaniowy obiad dla całej załogi. Że już bym nie oblała matury z orientacji w terenie. Nie przekonałabym się, po raz kolejny, że choć kierunku wiatru nie dam rady zmienić, to zawsze mogę tak dostosować żagle, by dotrzeć do portu. 

I nie widziałabym takiego Piękna…

I najważniejsze:

Że kiedy zaufam, zaczynają się dziać cuda. Nawet w największy sztorm. Ale o tym opowiem Ci już kiedy indziej.

Bo przecież mogę móc i mogę nie móc. Najważniejsza jest decyzja i ten pierwszy krok… a po nim kolejne. Byle by wybrać i trzymać najważniejszą z lin. 

Tak. Linę serca.

A jak Ty radzisz sobie z Twoimi kołkami?

*Opowieść “Uwięziony słoń” pochodzi z książki Jorge’a Bucaya “Pozwól, że Ci opowiem”, wydanej przez wydawnictwo Replika.

Podziel się tym wpisem:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin


Dołącz do dyskusji: