Taba czy Akaba?


Monika Górska | 1 lipca 2021

Chcesz wiedzieć co było dalej? 

cd. mojej książki

Przegryzając marynowanym imbirem słucham jak Marek Kamiński opowiada mi, jak w ogóle się zaczęły jego podróże na biegun. To są te magiczne momenty, kiedy nagle czujesz, że mimo, że nie znasz człowieka, to wytwarza się między wami jakaś nić porozumienia, jakaś niezwykła więź.  

Nic jednak mi jeszcze wtedy nie mówiło, że to spotkanie zmieni wszystko w moim życiu.

Zamawiam moją ulubioną zupę Tom Kha kai. Nagle Marek mówi, że on właśnie był ze swoimi dziećmi niedawno przez kilka dni w Ziemi Świętej, i że jest pod ogromnym wrażeniem Jerozolimy. 

– Wiesz Moniko, są tanie loty teraz i można pojechać właściwie „od ręki”! 

I nagle, jak błysk błyskawicy, pojawia się myśl. –  To może jednak? 

Prawda jest taka, że po prostu od zawsze bałam się jechać do Ziemi Świętej.  Kocham ciszę i lubię chodzić swoimi ścieżkami. Tłumy mnie męczą. A świętość dla mnie powinna zostawać święta. I tak bardzo się boję, że będzie tak, jak za pierwszym razem, kiedy z grupą przyjaciół, z Polski na rowerze, dotarłam do Lourdes. 

Że jak pojadę i zobaczę te wszystkie kramiki, straganiki, te tłumy ludzi przeciskające się do tych świętych miejsc, to po prostu nie będę potrafiła się w ogóle nawet pomodlić. Że w tym świętym miejscu zatrzymam się na powierzchni. Tak bardzo nie chciałam, żeby tak było. Zwłaszcza tam! 

Zaczynam go wypytywać o wszystko.  A tak naprawdę negocjuję z samą sobą.  Znowu biorę każdy element pod lupę i przyglądam z każdej możliwej strony. – Czy ja sobie poradzę, nie znam hebrajskiego, więc nawet nie przeczytam drogowskazów.  I w ogóle, że sama. Trochę też się boję, jaka tam teraz sytuacja, wiadomo, to jest taki kraj, gdzie punktów zapalnych nie brakuje i co chwila wybuchają konflikty. 

No i nam się Ziemia Święta kojarzy z pielgrzymką, jest grupa, jest ksiądz, który nas wszędzie zaprowadzi, o wszystkim opowie, że będzie msza święta. Jak ja się w tym odnajdę sama?

A Marek dalej opowiada, że dam sobie świetnie radę, że wszystko oznakowane, że warto zaczynać o świcie, kiedy tłumy jeszcze śpią, że on tam ze swoimi dziećmi sobie bez problemu poradził. 

– Tak, tak, ale Ty byłeś na biegunach, byłeś na Antarktydzie, no Ty sobie radzisz, a ja? Kurczę, kobieta, jeszcze, wiesz, w latach już powoli…

Ale furtka zostaje otwarta.

Dwa tygodnie później postanawiam zrobić sobie krótkie wakacje. Przyda mi się odpocząć i złapać trochę słońca po tych wszystkich stresach. 

– Hmm, a dlaczego nie Izrael? Sprawdzam loty z Poznania nad Morze Czerwone, do Ejlatu. Mogę polecieć już za stówkę w obie strony! Rząd izraelski dopłaca liniom lotniczym, żeby ściągnąć jak najwięcej turystów. Podoba mi się takie biznesowe myślenie! 

– A to wyskoczę na 4 dni do Ejlatu, a stamtąd przejdę sobie albo do Akaby w Jordanii. I odwiedzę jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi – skalną, we wszystkich odcieniach ochry, Petrę. I czerwoną pustynię Wadi Rum. Najbardziej magiczną w nocy, kiedy z zewsząd otula Cię granat nieba usłanego tysiącami gwiazd. 

Byłam tam już kiedyś z moją ukochaną ciocią Ann i bardzo chciałabym wrócić… To była podróż życia. Aż mi się robi ciepło na sercu. Kochana Ciocia Ann…

A może do Taby w Egipcie? Zaraz przy granicy są bardzo piękne hotele z rafami koralowymi i świetną kuchnią. Wszystko, czego duszy potrzeba, żeby zakosztować dolce far niente.  

Kupuję bilet i tak na trzy dni przed wylotem sprawdzam hotele. Ceny są przyjemnie oszałamiająco niskie. 

W Akabie byłam niedawno, to może jednak ten Synaj?

Co tu wybrać?

Cdn.

Podziel się tym wpisem:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin


Dołącz do dyskusji: