Ta chwila, może być początkiem czegoś WIELKIEGO


Monika Górska | 29 września 2016

Niewielu ludziom opowiadałam tę historię…

To było najbardziej emocjonujące zebranie w mojej firmie, w którym do tej pory uczestniczyłam.
Sala konferencyjna z dużymi oknami wychodzącymi na skrzyżowaniu Krzywoustego i Serafitek w Poznaniu. Wokół podłużnego, owalnego stołu tłoczyli się najlepsi dziennikarze, operatorzy i montażyści poznańskiej TVP. Wszyscy mieli dość ponure miny, słuchając dyrektorki ośrodka.

O kilku ładnych lat żyliśmy w ciągłym stresie i poczuciu zagrożenia – pracy było coraz mniej, płacy coraz mniej, misji coraz mniej i to ciągłe widmo zwolnień grupowych, powracające jak mantra. Niemiłe. Nie. Okrutnie niemiłe.

I wtedy TO usłyszałam…

Od tego momentu zaczęły się chyba dwa najtrudniejsze tygodnie w całym moim życiu zawodowym.
Jak i pozostali uczestnicy pamiętnego zebrania miałam wybór – mogłam odejść z TVP, gdzie pracowałam 14 lat i dla wszystkich anten zrobiłam koło setki filmów, wiele z nich nagradzanych w Polsce i na świecie. I w której mogłam robić to, co kocham najbardziej na świecie – realizować filmy, które zawsze były dla mnie pomostem do ludzi, i ich opowieści. Mogłam odejść dobrowolnie, oczywiście z odpowiednia odprawą. Albo zostać. I biernie czekać na dalszy ciąg. Może się w końcu poprawi? Może się zmieni ekipa, może nas sprywatyzują, może wróci czas na dokumenty, kulturę, piękno…

Całe te dwa tygodnie równo o trzeciej w nocy budził mnie własny łomot serca. Żołądek i jelita skręcały się w supełki, czułam na plecach zimy pot. Co mam robić?

Jeśli czytałeś moją książkę Spełnij marzenie, marzenie spełni Ciebie, 12 lekcji życia od Wielkiego Kanionu, to znasz moją sytuację. Jeśli nie, to powiem tylko w dwóch słowach – sama wychowuję syna, wtedy dziesięciolatka i opiekowałam się mamą, która była po kolejnym przerzucie jednego ze swoich czterech nowotworów. Żyłam, kiepsko, bo kiepsko, ale żyłam, z filmów i z zajęć ze studentami. Z Uniwersytetu mnie wyrzucili, kiedy miałam wrócić po rocznej rehabilitacji połamanej w wypadku miednicy.

Napisałam praktyczny podręcznik storytellingu, znalazłam sekretną formułę tworzenia Oskarowych opowieści, to może zacznę szkolić? Może założę własną firmę? Ale jak mi się to może udać, skoro w życiu nie wypełniłam nawet żadnego PIT-a, nie bardzo wiedziałam, czym różni się marketing od PR-u, a napis ROI, kojarzył mi się jedynie z francuskim królem? Na dodatek nie cierpię rozmawiać o pieniądzach. Nie dam rady.

Spytałam Reginy – koleżanki i szkoleniowca, czy z tego w ogóle da się wyżyć i utrzymać nie tylko siebie, ale i syna. Spytała mnie, ile zarabiam w telewizji. Kiedy usłyszała ile, spojrzała na mnie z rozbawieniem i powiedziała: tyle? Tyle to Ty zarobisz w jeden dzień.

Nie miała racji. W jeden dzień zarabiam teraz dwa razy tyle. Czasem trzy.

Jednak rezygnacja z etatu była dla mnie wtedy jak własnoręczne podpisanie na siebie wyroku skazującego.

No dobrze, ale jaką mam gwarancję czegokolwiek, jeśli zostanę w TVP?

W tamtym okresie miałam dwóch mentorów. Jednym była Irlandka, moja najukochańsza Ciocia Ann, córka ostatniego sekretarza Ligi Narodów Zjednoczonych. Drugim – Piotr Voelkel, założyciel VOX-a i SWPS-u.

Nie mogłam wytrzymać tego napięcia i dzwoniłam do jednego i drugiego. Więcej razy, niż nakazywała przyzwoitość.

Piotr powiedział mi tak, „Gdybym jutro się obudził i okazało się nagle, że przez noc był jakiś totalny krach i nie mam już na swoim koncie ani miliona, nie zmartwiłbym się tak bardzo. Zacisnąłbym zęby i rano zaczął wszystko od nowa”.

A ciocia Ann najpierw mnie swoim zwyczajem po prostu wysłuchała, moich płaczów, lęków i nadziei, a potem powiedziała: „Monika, kto, jak nie Ty?”

Ostateczną decyzję podjęłam po rozmowie z Alicją, która była główną księgową w telewizji. Ona najlepiej znała moją głęboką niechęć do jakichkolwiek druczków z numerkami, które pod jej okiem musiałam wypełniać. „Nic się nie martw, ja Ci pomogę!” –powiedziała wtedy. Razem odeszłyśmy z TVP i do dzisiaj Ala z cierpliwością i wyrozumiałością dotrzymuje słowa!

Pamiętasz sytuację w Twoim życiu zawodowym, kiedy Szansa zapukała do Twych drzwi i już, już miałaś się zdecydować, ale ze strachu, oszczędności albo braku pewności siebie, odłożyłaś to na później? A szansa nie listonosz, nie puka dwa razy.

Albo jeszcze inaczej – nie rozpoznałaś tej Szansy i przegoniłaś ją za próg.

A pamiętasz, co czułaś potem? Jeśli jesteś trochę do mnie podobna, to pewno nieraz żałowałaś, szukałaś w Internecie podobnych okazji, dzwoniłaś, że może jednak mogłabyś… No było tak?

Te dwa koszmarne tygodnie walki z sobą, z tą bojaźliwą, niepewną i bojącą się ryzyka wersją siebie skończyły się, kiedy podjęłam decyzję. Przy okazji odkryłam jak z tymi decyzjami jest. Nigdy nie masz pewności na 100% . Jeśli podjęłaś dobrą decyzję – to na 100 % wygrałaś. Jeśli się okaże, że nie, to przegrałaś tylko w 50%. Miałam poprawkę z matmy, więc może coś nie do końca dobrze liczę, ale tak czy tak wychodzi mi, że podejmując jakąkolwiek decyzję masz i tak większe szanse sukcesu niż porażki. Dobrze liczę?

Ale decyzje podejmować jest trudno. Jeszcze trudniej samemu. A na bliskich z trudnymi decyzjami nie zawsze można liczyć. Oni nie siedzą w Tobie i nie wiedzą tak naprawdę, czego Ty najbardziej potrzebujesz. Chcą nas za wszelką cenę chronić. Niekoniecznie rozwijać. Rozwój to zmiana. A zmian nie lubimy. Boimy się ich. Tak przynajmniej mówią psycholodzy. Dlatego potrzebujesz wsparcia ludzi, którzy chcą się rozwijać podobnie jak Ty, którzy, mają te same obawy co Ty, i podobną nadzieję na to, że Ci się uda.

Od każdej z tych osób, choć zupełnie inaczej, dostałam to, czego najbardziej wtedy potrzebowałam. To, co jest największą wartością dla każdego przedsiębiorcy czy freelancera i dla tych, którzy zastanawiają się, czy nie odejść z etatu i przejść na tę drugą stronę MOCY.

Wiesz już, o czym mówię, prawda? Tak, o ochronie pewności siebie, wiary w siebie i w to, czym się chcesz podzielić ze światem. Tak naprawdę to od tego zaczyna się każdy biznes.

To tym trzem osobom zawdzięczam to, gdzie teraz jestem. Cztery lata później, pisząc dla Ciebie ten blog w samym sercu poznańskich Jeżyc, w Fabryce Opowieści, którą założyłam po to, by pomagać ludziom zmieniać ich biznes i życie w wymarzoną opowieść. I to nie są bajki 😉

Dlatego też stworzyłam Mistrzowską Szkołę Storytellingu Biznesowego, żebyś wśród podobnych do siebie ludzi  potrafił nie tylko budować Twój biznes, ale także bronić utraty tego, co jest Twoją największą wartością. Jeśli jesteś gotów podjąć decyzję: Tak, chcę nauczyć się opowiadać swoją historię! Chcę opowieść o moim biznesie przekazać światu. Chcę światu dać to, co mam najlepszego – moją wartość, już teraz napisz do mnie na dreamteam.storyfactory@gmail.com i opowiedz, w czym czujesz, że Tobie i Twojej marce mogą pomóc opowieści. Albo wejdź na stronę www.monikagorska.com/mssb i zapisz się na listę oczekujących na kolejną edycję.

Twój los rodzi się dzisiaj, z podejmowanej przez Ciebie decyzji.

Jak będzie Twoja?

 


Dołącz do dyskusji: