Moje spotkanie ze Stevem Jobsem


Monika Górska | 25 maja 2017

Dzisiaj lekcja piąta, z miejsca, w którym pochowany jest mistrz storytellingu i mój duchowy przyjaciel Steve Jobs. Wszystkie lekcje razem układają się w jedną całość, jak opowieść, więc jeśli jeszcze nie czytałeś poprzednich, koniecznie najpierw zajrzyj tutaj.

Lekcja 5: cmentarz, Palo Alto

Jest niedzielny poranek, kilka minut po ósmej. W południe odjeżdża mój pociąg do San Francisco. Miałam jeszcze kilka godzin, żeby pożegnać się ze Stevem Jobsem. Jasne światło, oszałamiająca zieleń, wszędzie kwiaty. Czerwień i fiolet. Mam takie dziwne uczucie, jakby to była Wielkanoc.

Rozmowny Hindus, kierowca Ubera, zabiera mnie z Menlo, gdzie jest Facebook, do Alta Mesa Memorial Park. Po drodze rozmawiamy o Stevie. Ravi odwraca się do mnie i mówi – Lubię go! Był odważny! Nie przejmował się, co pomyślą inni. Szedł swoją droga i robił, co czuje. I nawet nie skończył studiów – śmieje się.

Mówię mu, że wczoraj byłam przy domu Jobsa, gdzie nadal mieszka jego żona z dziećmi.
– Jak to? To on tutaj mieszkał?
Pokazuję mu zdjęcie domu z jabłonkami i groszkiem pachnącym oplatającym niski, drewniany płotek.

Ten płotek rozczulił mnie chyba najbardziej. Nie mur, nie wysoki parkan z budką wartownika, nawet nie gęsty żywopłot odgradzający dom multimiliardera od reszty świata. Sympatyczny dom z sądziedztwa. Z białą teslą zaparkowaną przed bramą. Ci, którzy byli w środku, mówili, że dom jest bardzo skromnie urządzony. Niewiele mebli, ściany z pobielonych cegieł, drewniane stropy. Tutaj żył. Tutaj umarł.

Dwa dni przed śmiercią Steve powiedział rodzinie, że jednak nie chce, żeby spalono jego ciało. Chce być pochowany blisko grobu swoich adopcyjnych rodziców, w nieoznaczonym grobie.

Na cmentarz do Palo Alto przyjeżdżają ludzie z całego świata i każdy marzy, żeby oddać hołd swojemu mistrzowi. Tak, jak i ja. Choć, muszę Ci się przyznać, w tym momencie nawet o tym nie marzę. Wiem, że pracownicy cmentarza mają ścisły zakaz informowania o miejscu, w którym jest pochowany Steve Jobs.

Cmentarz, na którym pochowany został Steve Jobs -  mistrz storytellingu

Wcześniej widziałam na YouTube popularny filmik jakiegoś Włocha, który kładł nadgryzione jabłko na prostokącie świeżej trawy – w miejscu, gdzie leży Jobs. Potem okazało się jednak, że to był grób jakiejś kobiety.

Fani Jobsa na pocieszenie mogą się jedynie wpisywać do Księgi kondolencyjnej, gdzieś w biurze cmentarza. Ja nie chciałam. Chciałam po prostu tu być i pomodlić się za jego niezłomną duszę. Duszę człowieka, który we wszystkim, co robił, szukał doskonałości.

Gdzieś doszukałam się tylko informacji, że to gdzieś tutaj, na wzgórzu, niedaleko Apricot Orchard. Apricot to morela, ale orchard? Co to jest orchard?

Rozglądam się po cmentarzu, ale ani żadnego wzgórza, ani żadnych drzew morelowych nie widzę. Zastanawiam się, w którym miejscu przystanąć, żeby symbolicznie uczcić mojego mistrza i duchowego przyjaciela.

I wtedy, tuż przede mną, zatrzymuje się elektryczny wózek. Zeskakuje z niego wysoki, sympatycznie wyglądający mężczyzna w granatowej kurtce i zaczyna ściągać jakieś grabie i miotły.

Nieśmiało podchodzę do niego. Uśmiecha się do mnie, więc śmielej mówię mu, że chcę mu zadać pytanie, które tutaj pewnie słyszy najczęściej, że przyjechałam z Polski, żeby mu oddać hołd, że był dla mnie kimś szalenie ważnym… I już mi łzy napływają do oczu i głos się łamie, kiedy mówię, że wiem, że pewnie nie może, ale…

Na szczęście przerywa mi w pół zdania i mówi… a…. to pewnie chodzi o Steva Jobsa? Kiwam głową i już nie mogę powiedzieć ani słowa.

Uśmiecha się do mnie i nagle mówi coś, w co, w pierwszej chwili, nie mogę uwierzyć.
– To ja Ci wytłumaczę, gdzie go znajdziesz. – Ogląda się lekko na kolegę, który stoi z tyłu. Na szczęście rozmawia przez komórkę.

I zaczyna mi tłumaczyć, jak tam dojść. To się naprawdę dzieje?

Amerykanin pokazuje mi drogę. Teraz pójdziesz w lewo, potem do samego końca tą ścieżką, a potem skręcisz w prawo. Robi mi się słabo. Jak Pan Bóg rozdawał talenty na orientację w terenie, to stałam w innej kolejce. Tak bardzo chcę zapamiętać drogę, ale prawie nie jestem w stanie zrozumieć. Wszystko mi się miesza.

Na szczęście mężczyzna jest cierpliwy. Powtarzam jeszcze raz, po kolei. Kiwa głową, jakby mi chciał pomóc – Tam jest taka rzeźba, na pewno się nie zgubisz. Za nią, na małym wzniesieniu leży Steve Jobs.

– No dobrze, ale jak poznam jego grób, skoro nie ma tam żadnej tabliczki?
Poznasz na pewno! I tu powiedział kilka słów, w które jeszcze trudniej mi było uwierzyć.

Resztką sił opanowuję się, żeby go nie uściskać z radości. Idę. W lewo. Potem do końca… Widzę rzeźbę. Na przeciw niej – sad morelowy! To tutaj. Serce mi wali, kolana drżą.

Widzę jego grób. Nie mam żadnej wątpliwości, że to tu.

Świeci słońce, już wyżej na niebie. Cisza. Nikogo nie ma, tylko trele ptaków w koronach drzew. Nad sadem wzbija się w niebo orzeł.

Taki czas poza czasem. Na rozmowę. Na spotkanie.

Moja ulubiona rzecz w życiu nic nie kosztuje. To, co mamy w życiu najcenniejszego, to czas – mówił kiedyś. I jeszcze:

Nie wiemy, gdzie nas to zaprowadzi. Wiemy tylko, że jest to coś o wiele większego niż każdy z nas tutaj.

Bądź miarą jakości. Pewni ludzie nie są przyzwyczajeni do środowiska, gdzie wymagana jest doskonałość.

Ludzie nie wiedzą, czego chcą, dopóki im tego nie pokażę. Dlatego właśnie nigdy nie opieram się na badaniach rynku. Naszym zadaniem jest odczytać to, co nie zostało jeszcze zapisane.

Prostota może być trudniejsza od komplikacji: trzeba się ciężko napracować nad wydobyciem czystej myśli, która pozwala na prostotę. Ale warto – bo kiedy już się to ma, można przenosić góry.*

Choć to garść ważnych lekcji od Steva Jobsa, to nie jest to jeszcze obiecana lekcja piąta. Lekcja piąta wydarzyła się poza słowami.

Myślę, że Ty sam będziesz jej najlepszym autorem. Za tydzień, kiedy wyślę Ci zdjęcie z cmentarza. To zdjęcie będzie warte tysięcy słów. A kto wie, może nawet zmieni Twoje życie?

 

*te i więcej cytatów Steve Jobsa znajdziesz tutaj http://cytatybaza.pl/autorzy/steve-jobs.html


Dołącz do dyskusji: