Masz swój parasol?
Monika Górska | 9 sierpnia 2018
W naszej Mistrzowskiej Szkole Storytellingu Biznesowego studiuje małżeństwo lekarzy, Halina i Mirek Boguszowie. Piszą i opowiadają piękne opowieści. Przejmujące, bo z życia wzięte. Mirek jest anestezjologiem i pracuje na oddziale intensywnej terapii. Halinka… a zresztą sama Ci o tym opowie. Za swoją opowieść dostała pierwszego w historii MSSB Oskara Oskarów.
Bardzo lubię parasole – duże i kolorowe, które sprawiają, że smutny, deszczowy dzień rozświetla się i nabiera barw.
Pewnego jesiennego poranka, kiedy byłam na czwartym roku studiów lekarskich, okulista wyjątkowo długo przyglądał się tarczy mojego nerwu wzrokowego. Od dziecka nosiłam okulary i nie byłam odosobniona w mojej rodzinie. Klika lat wcześniej dowiedzieliśmy się o chorobie siatkówki mojego brata, postępującej i nieuleczalnej. Ta choroba jednak dotyczy tylko chłopców – mówili specjaliści. Tymczasem siedział naprzeciw mnie zatroskany, miły człowiek z siwiejącą brodą i uśmiechniętymi oczami:
– Wyślemy Panią na badania do Szczecina. Mam tam kolegę w klinice – to jeden z najlepszych ośrodków w kraju.
Pojechałam do Szczecina, potem konsultował mnie znany profesor z Poznania, wreszcie Mama załatwiła mi Berlin.
– To jest retnitis pigmentosa – brzmiało spokojnie wypowiedziane zdanie berlińskiego specjalisty. Nie pamiętam jego twarzy, tylko elegancki, nowoczesny gabinet, nieskazitelnie biały. Wyniki badań ze Szczecina potwierdziły ostatecznie diagnozę. Było mi dziwnie – właściwie nic się nie zmieniło – widziałam tak samo jak wcześniej, świat nadal uśmiechał się do mnie na wiele sposobów – a jednak…
Czego się spodziewać, kiedy i jak upośledzenie widzenia utrudni albo nawet uniemożliwi pracę lekarza? Co z dziećmi? Czy mam prawo je mieć?
Na te pytania musiałam odpowiadać krok po kroku… Skończyłam studia i spotkałam Mirka, który chciał mieć mnie za żonę i nie obawiał się nieuleczalnych chorób. Udało mi się zmienić trochę zawodowe ścieżki.
Potem, bardzo powoli, objawy choroby zaczęły dawać znać o sobie. Wstydziłam się tego.
Był znowu deszczowy dzień i szliśmy z Mirkiem ulicą. Powiedziałam mu o kolejnej sytuacji, kiedy nie mogłam czegoś przeczytać lub dojrzeć, o swojej bezradności i zażenowaniu.
– Po prostu – traktuj swoje widzenie jak pogodę. Nie masz na nie wpływu. Kiedy pada deszcz – otwierasz parasol. Nie wiem dlaczego przyrównał mój wzrok do deszczu – ale utkwił mi w pamięci rozpięty wtedy nad nami, kolorowy parasol. To zdanie było dla mnie kompasem przez wiele lat. Mój pogarszający się wzrok nie był jak ulewa, ale jak siąpiący powoli, jesienny deszcz. Jeśli się nie okryjesz – namoknie Ci palto, potem dalsze części garderoby i skończysz przemoczony do ostatniej nitki i zziębnięty.
Dlatego szukałam parasoli – pierwszym była lupa, potem programy powiększające, audiobooki.
Potem znowu nadeszło ochłodzenie i obfite deszcze. Zaproszona do Katedry Historii Medycyny, zaczęłam pracę na uniwersytecie. Było tam niezwykle ciekawie, ale po kilku latach okazało się, że nie ma „taryfy ulgowej”, nieważne, że z lupą czyta się wolniej. Wszyscy byli bardzo mili i prywatnie rozumiejący – ale liczyły się punkty za publikacje, a ich mała liczba prowadziła prostą ścieżką do zwolnienia. Zaczęłam szukać pomocy.
– Proszę Pani – głos Pana Jurka w słuchawce brzmiał jak kwiecisty parasol – na pewno jest na uczelni pełnomocnik do spraw niepełnosprawnych. A jeżeli nie ma – Pani jest najlepszą osobą na to stanowisko.
Wzięłam kwiecisty parasol i poszłam do Rektora.
– Chce być Pani pełnomocnikiem? Świetnie – to procedujemy! – do dzisiaj Rektor towarzyszy wszystkim moim inicjatywom z wielką życzliwością.
Jestem więc sprzedawcą parasoli – dla tych, którym deszcz zaczyna przemaczać ubranie, dla tych którzy widzą gromadzące się chmury, ale i dla tych, którzy chcieliby potrzymać parasol nad kimś, z kim właśnie wędrują.
A Ty? Jaki masz swój parasol?
Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak sam możesz pisać porywające opowieści biznesowe, przeczytaj bezpłatny ebook „Jak sprzedawać bez sprzedawania”.