Zrobić to, czy nie zrobić? Mam dylemat.
Monika Górska | 18 kwietnia 2024
Zrobić to, czy nie zrobić. Mam dylemat. I bardzo liczę na Twoją podpowiedź. I wsparcie.
Miesiąc temu byłam na Saharze w Tunezji. Od tamtego czasu wraca do mnie myśl, jak tu wrócić na pustynię, choć na ciut dłużej. Choć na parę dni. Mam wrażenie, że siedząc na piasku, o zachodzie, a potem wędrując samotnie, o wschodzie słońca, jakaś historia się we mnie zaczęła… I chce być opowiedziana.
Totalność pustyni… Nagle nie ma żadnych bodźców. Królestwo monitorów zostaje gdzieś hen, daleko. A tu, jak okiem sięgnąć, bezkres piasków i tylko niebo.
Jestem zdana tylko na siebie. I Boga. I demony pustyni, które się budzą, żeby mi sypnąć piaskiem w oczy. Z tym najbardziej zdradliwym – Demonem Południa, tak dobrze znanym ojcom pustyni.
Jeśli znasz moje opowieści z Zaufaj i puść, to wiesz, że kiedy się pojawia ten delikatny impuls w moim sercu, zaczynam się bacznie w niego wsłuchiwać. Bo może to jest kolejne zaproszenie od Najlepszego Scenarzysty. Może to ma być następny etap w mojej Drodze…
Nie napinam się. Po prostu szerzej otwieram oczy i uszy.
I nagle, tydzień po moim powrocie z pustyni, na Marszu Mocy organizowanym dla wsparcia odporności psychicznej młodzieży, tym razem w Poznaniu przez fundację Marka Kamińskiego i naszą Fundację Dobrostan, kilka ważnych rozmów.
Najpierw z człowiekiem-legendą. Jerzym Górskim. Kiedyś narkomanem, a później mistrzem świata w podwójnym Ironmanie. O przekraczaniu siebie. I emocjach, które w tym pomagają. O dyscyplinie. I sensie życia. O jego pięknej posłudze w więzieniu…
Najbardziej zaskoczył mnie chyba jednak tym, jak on potrafi słuchać! Patrzy na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma, aż mi się robi gorąco. Jakby cały był jedną wielką uważnością.
A potem niezapomniane kilometry rozmowy z Markiem Wikierą, ultratrenerem mentalnym, który w jednym roku zrobił morderczy cykl 4 ultramaratonów, na 4 największych pustyniach świata. Cudownie łączy w sobie twardość i hart charakteru z zaskakująca empatią, ciepłem i otwartością. Zawsze pierwszy, by pomóc i zapalić iskierkę nadziei.
Już się żegnaliśmy pod domem, gdy nagle powiedział trzy słowa, które uchyliły we mnie, najpierw nieśmiało, a potem coraz szerzej, furtkę na coś, co właśnie dojrzewa. I coraz głośniej dobija się do mojej głowy.
– Podziwiam, że dałeś radę przebiegnąć tyle pustyń, Marku! Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, tego zmęczenia, bólu, walki ze sobą… Jakie to musiało być dla Ciebie przeobrażające doświadczenie! Ja to bym chciała tak, choć na jednej… Ale nie biegam. I nigdy w życiu nie biegłam i nie pobiegnę w maratonie. A co dopiero w Marathon des Sables. Maratonie Piasków.
– Ale możesz iść.
– Mogę iść???
– Tam tylko sto osób biegnie, reszta maszeruje.
– A ile kilometrów?
– Możesz zacząć od 70. W trzy dni.
– Brzmi jak coś, co może bym dała radę zrobić. Jeśli zacznę regularnie trenować. Ale pewności nie mam. W dodatku po piasku, w upale, z plecakiem, śpiworem, jedzeniem, które samemu trzeba sobie przygotować… Dobrze, że choć namioty i dzienny zapas wody zapewnia organizator. Jak ci wystarczy na przemycie, to się umyjesz, ale jak wypijesz, to ci zostaje tylko piasek.
– No a szłaś kiedyś na pielgrzymkę do Częstochowy?
– No szłam, z Warszawy, w słynnej dominikańskiej międzynarodowej grupie Karawaniarzy.
– A ile to było kilometrów? I ile dziennie?
– Z 220? A dziennie to coś koło 30 a 40.
– A robiłaś treningi przedtem?
– No nie… Ale to było ponad 30 lat temu. A teraz pesel coraz głośniej puka do moich drzwi… Z drugiej strony… W tym roku w listopadzie obchodzę okrągłe urodziny… A 10 lat temu świętowałam też – w Wielkim Kanionie… Może więc jednak… A ile to kosztuje?
– Nie martw się o pieniądze. Zrobisz jedno, dwa szkolenia dodatkowo i zarobisz. Pieniądze na marzenia zawsze się znajdą! 🙂 Przecież sama wiesz! – Uśmiecha się do mnie tym swoim uśmiechem Mistrza Jody. – Zobacz na ich stronie, poczytaj, tam jest mocne obłożenie, nie wiem, czy w tym roku będą jeszcze miejsca.
Drzwi uchylone… Sapię, kiedy po kilkunastu kilometrach Marszu Mocy wdrapuję się na moje czwarte piętro… No i jak ja mam dać radę na pustyni?
Otwieram komputer, sprawdzam… Jest! Sahara, Maroko w październiku i Wadi Rum w Jordanii w listopadzie… Opisy i zdjęcia wciągają. Jest nawet film: https://youtu.be/cBQZDah1ccM?si=nS0I5Bs47uFYSA2Q
Biję się z myślami… Wadi Run cudowna, tam kręcili Lawrenca z Arabii. Kiedyś już tam spałam pod gwiazdami, w namiocie, z moją ukochana Ciocią Ann. Ale ta Sahara też kusi…
Tylko ja po prostu nie czuję się na siłach. Ostatnio jestem coraz słabsza. I kolano mi zrobiło strajk. Nie mam już prawie chrząstki w rzepce. I nie wiem, co z tym dalej.
Czy mam po prostu zaufać i puścić?
Ale zaufać, to nie znaczy ślepo brnąć w kłopoty i ryzykować bez namysłu i przygotowania. A tu granica jest cienka. Jak rozpoznać, kto mnie zaprasza na tę pustynię… Duch Święty…?
Czy kto inny kusi?
Rejestruję się na stronie. Sprawdzam, czy są jeszcze miejsca.
Nie ma. Ani w Maroko, ani w Jordanii.
Ale… jest lista rezerwowa. Uff. Jak dla mnie idealnie. Wpisuję się do Maroka. I modlę o znak.
Na wszelki wypadek zaczynam regularne spacery. Nad morzem, w Kołobrzegu, przed i po konferencji (Dziękuję za Twoje wsparcie, na mojej prelekcji była cisza, jak makiem zasiał i podobno nikt nie miał nosa w komórce). Chodzę kilometry po piasku. No… nie jest łatwo…
Po powrocie w mojej skrzynce mail.
Mamy dla Ciebie miejsce. Musisz potwierdzić do 19 kwietnia, jeśli nie, to miejsce przejdzie na kolejną osobę na liście.
19 kwietnia!!! To już jutro!
Mam świadomość, że to nie jest wyprawa jak inne, kiedy spontanicznie brałam plecak i ruszałam za impulsem serca, ufając, że wszystko będzie dobrze, że dam radę, że na pewno się uda.
Tutaj mam jasną świadomość i moich ograniczeń, i fizycznej, a może i mentalnej, słabości. W końcu zawsze przecież byłam w grupie tą, co ledwo sapała z tyłu. Jest jeszcze na szczęście kilka miesięcy na treningi, ale… Ja… tak naprawdę nie lubię trenować. Ja uwielbiam siedzieć albo leżeć i myśleć! Nie lubię adrenaliny. I nie zaznałam smaku endorfin…
Po raz pierwszy wyraźnie czuję, że po prostu mogę nie dać rady. Że to może być totalna porażka. Że może nie będę potrafiła ściszyć fonii duetowi pana NIEUDACISIĘ i pani TAMTAJESTLEPSZA.
A może to po prostu nie jest mądre?
Ale co z Zaufaj i puść…?
W co ja się pakuję…
Potrzebuję więc Twojej pomocy, rady, podpowiedzi. I to pilnie! Masz już ogląd sytuacji, ale ja jestem w niej cała zanurzona, po uszy. Oczywiście, ostatecznie odpowiedzialność i decyzja jest moja, ale bardzo potrzebuję trzeciego oka, kogoś z boku. Kogoś życzliwego mi, kto chce dla mnie dobrze.
Pomyśl, poczuj i napisz mi. Jak Ty to widzisz? Dobrze?
Dbaj o siebie!
PS 1. Po ostatnim moim mailu puściliście Złoty Przycisk w ruch i jak płatki złota obsypaliście mnie swoimi dobrymi słowami. W przyszłym tygodniu się nimi z wami podzielę, bo takiego złota nie można zasypać w ziemi! A już teraz dziękuję Ani M., Dorocie R-K., Ewelinie P., Kasi B., Krzysztofowi J., Irminie B., Janinie, Marcie B., Maciejowi K., Maciejowi T., Magdzie, Małgorzacie M., Marcie S., Monice M., Tomaszowi D., Toniemu, Zbyszkowi i wielu innym 🙂
PS 2. Ten piękny obraz pustyni namalowała Lidka Drobnik, żona Gracjana, za którego się już tylu z Was modli. I prosimy o jeszcze. Nie ustawajcie! Cudownie było zobaczyć moje zdjęcie Sahary tak pięknie oddane ręką artystki.