Ziarnko do ziarnka aż zbierze się…
Monika Górska | 20 grudnia 2018
Ostatnio od wielu osób słyszę: to był najgorszy rok w moim życiu! Żeby już się skończył!
A dla Ciebie? Jaki to był rok?
Dla mnie – bardzo trudny.
Nie najgorszy, ale jeden z najtrudniejszych. Ale wcale nie chcę, żeby się skończył.
Bo to znaczy, że żegnam się z kolejnym rocznikiem naszej Mistrzowskiej Szkoły Storytellingu Biznesowego. A takie pożegnania są też bardzo trudne.
Byłoby prościej zrobić ostatni coaching, przeczytać ostatnie opowieści, dać dyplom i zgasić światło.
Ale tak się nie da.
Każdy student, to osobna historia, na którą składają się jego opowieści pisane w czasie tego roku. Bardzo osobiste nieraz, bardzo intymne – i nadal – bardzo biznesowe.
Tyle się też w ich życiu wydarza – rodzą się im dzieci, umierają rodzice, odchodzą z pracy, zakładają własne biznesy, awansują, otwierają kolejne sklepy, piszą książki, tworzą nowe marki, zmieniają swoje życie…
A ja jestem jak ogrodnik, który sieje i sadzi, a potem tylko cieszy się, że tak pięknie rozkwitają i owocują.
Jak nasza Pani Miarka, która wygrała stypendium do naszej szkoły, napisała wszystkie opowieści, mimo, że w trakcie szkoły zachorowała i umarła jej mama, dostała Oskara Oskarów za całokształt (aż czterech studentów dostało takie wyróżnienie) i właśnie dostała kolejnego, za wieńczącą szkołę opowieść marki.
A może… opowieść Miarki? 😊
Jestem Miarka. Pani Miarka. Tak nazwały mnie dzieciaki z Politechnicznego Uniwersytetu Dzieci, bo na naszych zajęciach zawsze chodziłam z metrem, ekierką, sznurkiem i odmierzałam. Dzieci zauważyły, że potrafię zmierzyć wszystko: od długości ich kroku, po skalę ich możliwości. Nawet świat przemierzam. A czasem muszę się z czymś zmierzyć. Jestem zatem Panią Miarką, no i architektem, i nauczycielką – to do czegoś zobowiązuje! Stworzyłam więc firmę MIAROLOGIA®. Uczę dzieci mierzyć. Wyżej.
Jednak na początku tego roku szkolnego, już po pierwszych warsztatach pokazowych w mojej Akademii Miarologii, podeszła do mnie Mama Franka i powiedziała:
– Jestem rozczarowana. Po półtora godzinnych zajęciach syn wychodzi z jakimś rysunkiem. I to wszystko?
– Czy rysunek to za mało? – zapytałam lekko poirytowana.
– Skoro chwali się Pani w internecie, że uczy inżynierii, to liczyłam chociaż na jakieś budowanie z Lego.
– Nie używam na swoich zajęciach żadnych gotowych elementów. To od razu narzuca dziecku formę. Jeżeli dostanie klocki Lego, to zacznie od budowania linii prostych, a jak dostanie tylko kartkę i ołówek, to zacznie od tego co chce, najczęściej od łuków.
– Może i tak. – Mama Franka trochę spuściła z tonu – ale wolę, żeby mój syn chodził na robotykę. Przynajmniej skonstruuje coś, co się rusza.
– Jeżeli Pani tak uważa, to nie ma problemu. Po to są właśnie zajęcia pokazowe, żeby można się było przekonać jak wyglądają.
Franek nie przyszedł na kolejne warsztaty. A mnie przez cały następny semestr gryzła ta rozmowa. Żałowałam, że nie przekonywałam Mamy Franka dłużej i bardziej. Przecież mogłam jej powiedzieć, że z każdych moich warsztatów architektoniczno-inżynierskich dzieci wychodzą zachwycone i dumne, niosąc własnoręcznie wykonane projekty techniczne. I nie szkodzi, że nie da się ich jeszcze zbudować, ważne że są przemyślane na miarę ich możliwości i każdy lepszy od poprzedniego.
Żałowałam, że straciłam klienta. Że pewnie poszli do kogoś innego na zajęcia. Z klockami, programami komputerowymi, sterownikami i mini robotami.
W kolejnym semestrze zostałam zaproszona do prowadzenia gościnnych warsztatów na Uniwersytecie Dziecięcym Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Na salę weszła grupa dzieci, a wśród nich… Franek.
Projektowaliśmy bioniczne wieżowce, wykorzystując jedynie kartkę A3, ołówek i gumkę.
Po zajęciach czekałam, aż ponownie rozczarowana Mama Franka powie mi kilka słów. A tymczasem usłyszałam:
– Miała Pani rację. Zapisałam Franka na robotykę, ale przychodził do domu i mówił, że on woli wymyślać bez instrukcji i bez szablonów. Brał kartkę i szkicował dziwne maszyny i swoje pojazdy.
Franek wrócił po pół roku do Akademii Miarologii i rysował, i rysował, i rysował. A tak naprawdę kreował nowy świat, swój świat, nasz przyszły świat?
A po ostatnich zajęciach głośno i dumnie obwieścił:
– Pani Miarko, kiedyś zostanę architektem, nawet jak Mama będzie chciała żebym poszedł na inne studia.
A Ty, zapisałbyś po takiej opowieści swoje dziecko na takie zajęcia?
PS
Panią Miarkę, czyli Marzenę Drankę, poznasz bliżej tutaj >> www.miarologia.pl