Zejdziemy z kanapy?

Monika Górska | 24 kwietnia 2025
W Poniedziałek Wielkanocny Franciszek powrócił do Domu Ojca. A w wigilię Niedzieli Bożego Miłosierdzia pożegnamy go tu, na ziemi.
Ostatnio jakiś chłopak na wielkanocnym spotkaniu z bezdomnymi powiedział coś, co mnie najpierw rozśmieszyło, a potem zasmuciło:
– Jestem jak niektórzy księża. Pokazuję drogę, ale sam nią nie idę.
Dla mnie Franciszek to właśnie taki papież, który pokazywał drogę. I sam nią szedł. To bardziej droga wiary niż religii. Żywej relacji z Jezusem, niż relacji z ideologią. Słowa jako impulsu do czynu. Spojrzenie na kościół nie jak na organizację i hierarchię, ale wspólnotę. W tym najgłębszym znaczeniu słowa: katolicką. To znaczy: powszechną, uniwersalną.
Od samego początku jego pontyfikatu, kierował się najważniejszym drogowskazem: “Miłujcie się wzajemnie, jak ja Was umiłowałem. Miłujcie nawet nieprzyjaciół Waszych”.
I odszedł do Jezusa nazajutrz po Święcie, które jest tej miłości żywym dowodem.
Zostawił nam w testamencie swoją ostatnią encyklikę: “Dilexit nos”. O miłości ludzkiej i Bożej Serca Jezusa Chrystusa. Wypisałam dla Ciebie kilka pięknych fragmentów. A całość znajdziesz w formie pdf tutaj:
„Umiłował nas” – mówi św. Paweł odnosząc się do Chrystusa (Rz 8, 37), abyśmy odkryli, że od tej miłości nic „nie zdoła nas odłączyć” (Rz 8, 39). Paweł stwierdzał to z przekonaniem, ponieważ sam Chrystus zapewnił o tym swoich uczniów: „Ja was umiłowałem” (J 15, 9.12).
Powiedział nam także: „nazwałem was przyjaciółmi” (J 15, 15). Jego otwarte Serce uprzedza nas i czeka bezwarunkowo na nas, nie stawiając żadnych wstępnych wymagań, aby móc nas kochać i ofiarować nam swoją przyjaźń: On pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4, 10). Dzięki Jezusowi „myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1 J 4, 16).
Chodzi o przezwyciężenie strachu i zrozumienie, że z Nim nie mamy nic do stracenia. Do Piotra, który nie ufał, „Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś?” (Mt 14,31). Nie bój się. Pozwól Mu podejść blisko ciebie i usiąść obok ciebie.
Możemy wątpić w ludzi, ale nie w Niego.
Najlepszą odpowiedzią na miłość Serca Chrystusa jest miłość do naszych braci i sióstr. Nie ma większego czynu, który możemy Mu ofiarować, aby miłość odwzajemnić miłością.
Tylko On może uwolnić nas od tej gorączki, w której nie ma już miejsca na bezinteresowną miłość. On jest w stanie dać tej ziemi serce i na nowo odkryć miłość tam, gdzie jak nam się wydaje, zdolność do kochania umarła na zawsze.
Kościół również tego potrzebuje, aby nie zastępować miłości Chrystusa przestarzałymi strukturami, obsesjami z innych czasów, uwielbianiem własnej mentalności, fanatyzmami wszelkiego rodzaju, bo w końcu wszystko to zajmuje miejsce bezinteresownej miłości Boga, która wyzwala, ożywia, raduje serce i karmi wspólnoty. Z rany boku Chrystusa nadal płynie to źródło, które nigdy się nie wyczerpuje, nie przemija, zawsze ofiarowuje się na nowo temu, kto chce kochać. Tylko Jego miłość sprawi, że nowa ludzkość będzie możliwa.”
Nie wszyscy go rozumieli, nie wszyscy akceptowali. Niektórzy lekceważąco wyśmiewali, niektórzy źle mu życzyli.
Wielu go też bardzo kochało. Zwłaszcza Ci najmniejsi, którym uchylał Spiżową Bramę miłosierdzia i nadziei.
Podobnie jak było, kiedy stanęłam przy spalonej ziemi na grobie Steva Jobsa w Palo Alto, tak i teraz myślę, że weryfikuje i przekazuje prawdę o Franciszku Jego testament:
„Moje życie oraz posługę kapłańską i biskupią zawsze powierzałem Matce naszego Pana, Najświętszej Maryi Pannie. Dlatego proszę, aby moje doczesne szczątki spoczęły – oczekując dnia zmartwychwstania – w Bazylice Papieskiej Matki Bożej Większej.(…)
Mój grób ma być w ziemi, prosty, bez szczególnego zdobienia, z jedynym napisem: Franciscus.
Koszty przygotowania mojego pochówku zostaną pokryte z kwoty od dobroczyńcy, którą przeznaczyłem na ten cel i którą należy przekazać Bazylice Papieskiej Matki Bożej Większej.
Cierpienie, które stało się udziałem ostatniego etapu mojego życia, ofiarowałem Panu o pokój na świecie i braterstwo między narodami.”
Pięknie wspominał go wczoraj założyciel Wspólnoty Sant’ Egidio, Andrea Riccardi.
<<W Bazylice św. Piotra papież Franciszek powiedział:
„Początkiem wiary jest świadomość, że potrzebujemy zbawienia. Nie jesteśmy samowystarczalni, sami.
Sami toniemy. Potrzebujemy Pana jak starożytni żeglarze gwiazd.
Zaprośmy Jezusa do łodzi naszego życia. Przekażmy Mu nasze lęki, aby mógł je pokonać.
Podobnie jak uczniowie doświadczymy, że z Nim na pokładzie nie grozi nam żadna katastrofa.
Taka jest bowiem moc Boga: obracać wszystko, co nam się przydarza, w dobro. Nawet te złe rzeczy. On przynosi ukojenie naszym burzom, ponieważ z Bogiem życie nigdy nie umiera”.
Był wielkim świadkiem chrześcijańskiej nadziei, zwłaszcza dla najuboższych, bo trzeba powiedzieć, że ten papież urzeczywistnił Kościół ubogich. Nie pomocy ubogim! Ale ubogich, którzy są w samym centrum Kościoła.
To nie przypadek, że jego ostatnim wyjściem z Watykanu, było odwiedzenie więźniów w rzymskim więzieniu Regina Coeli. Jak co roku – także i w ten Wielki Czwartek, szedł tam by umyć im nogi (symbolicznie, bo nie mógł już tego zrobić).
Papież migrantów, potępił z Lampedusy i Lesbos globalizację obojętności. Za to również nie cieszył się zbytnią sympatią, jeśli nie nienawiścią czy kpiną. Utwierdził nas w swojej miłości do ubogich i peryferii.
Franciszek czuł, że nadeszła godzina Kościoła, jedynej łodzi, która może uratować świat nieludzkości.
I natychmiast, jak tylko został wybrany, zaprosił swój lud do wyjścia: oto Evangelii gaudium, manifest jego pontyfikatu:
„Kościół 'wychodzący’ jest wspólnotą uczniów-misjonarzy, którzy podejmują inicjatywę, którzy angażują się, którzy towarzyszą, którzy przynoszą owoce i świętują.>>
Słowami Franciszka: schodzą z kanapy i działają.
Tego mnie nauczył. Nie wtedy, kiedy słuchałam luźnych fragmentów jego wypowiedzi w mediach i denerwowałam się, że znowu coś palnął. Ale kiedy zaczęłam uważnie czytać jego listy i encykliki.
Choć na kanapie, przyznam, wygodnie bardzo. Muzyczka gra, dobre wino, świece…
I dobrze… trzeba czasem zadbać o siebie, odpocząć…
Byleby się nie zasiedzieć…
Bo miłość to czasownik.
Jestem Mu bardzo wdzięczna za Jego posługę kościołowi i Jego wizję. I mi się marzy kościół miłosierny, skromny, ubogi, ekumeniczny i służebny.
I już teraz modlę się do Ducha Św. by następca Franciszka rozpoznawał i odważnie i odpowiedzialnie odpowiadał na znaki czasu.
Kiedy patrzę wstecz, jak się układała konstelacja ostatnich papieży, od Pawła VI, nie mam wątpliwości, że tak właśnie będzie…
Papieżu Franciszku, módl się za nami.
A ty dbaj o siebie.
Bardzo wszystkim dziękuję za piękne życzenia i modlitwy, dopiero zaglądnęłam do komputera i jestem bardzo wzruszona!
Szczególnie ślę uśmiechy i dobre myśli: Agnieszce B., Agnieszce R., Alicji K., Andrzejowi B., Annie, Annie M., Beacie B., Celinie T., Dariuszowi T., Dorocie P., Edycie S-P., Elżbiecie B., Eli K., Eli W., Elżbiecie K., Ewie K., Ewie U., Gosi, Jadwidze, Janowi A., Janowi T., Jolancie K., Julicie, Magdalenie S., Małgorzacie C., Małgorzacie G., Małgorzacie M., Markowi G., Mirosławie B., Monice R-H., Natalii P., Piotrowi V., Rafałowi, Sylwii P., Toniemu, Urszuli B. i Wacławie W.
*Na zdjęciu: Papież Franciszek w Muzeum Auschwitz-Birkenau (2016)