To jedna z takich historii, po której brakuje słów…

Monika Górska | 15 kwietnia 2025
To nie jest mój ostatni list do Ciebie w tym Wielkim Tygodniu.
Tym razem będzie ich kilka. I lojalnie uprzedzam – każdy długi. Choć wiem, że w wirze spraw do ogarnięcia przed Świętami akurat czas, to pewno rzecz, której Ci teraz najbardziej brakuje. Dobrze Cię rozumiem.
Choć wiem też, że najlepszy czas na przystanek dla Ducha, jest właśnie, kiedy nie ma na niego czasu.
Zatrzymasz się na chwilę ze mną? A wiesz, co jest dane, wraca po wielokroć…
Zróbmy tak, żeby ten Wielki Tydzień był naprawdę Wielki. Wielki nawet w drobiazgach, w małych gestach i słowach. Każdego dnia.
W tym tygodniu szczególnie myślę i modlę się za ludzi, którym brakuje nadziei. Za tych, na których spada tak wielkie cierpienie, że żadne słowo nie przynosi ulgi. Za tę ciszę w nich i czas, który nagle spowalnia. I odsuwa na dalekie peryferia wszystko, co do tej pory ważne. Kiedy zostaje tylko głucha pustka w sercu. Pustka, w której nie ma już nic. Oprócz bólu. I nawet czasem nie ma Boga. Jakby zamilkł. A może opuścił?
Kiedy bezsilność i poczucie winy odbierają siły do życia. Jak Tomkowi, który właśnie stracił ukochaną mamę, jak Alinie, której syn kilka dni temu odebrał sobie życie. Jak Agnieszce…
Jej wczorajszy mail poruszył mnie do żywego. Nieśmiało zapytałam, czy mogę się nim podzielić – bo akurat modliłam się i rozeznawałam, o czym mam napisać do Ciebie. Czego Ci teraz najbardziej potrzeba. Dziś rano, w imieniu mamy Arka i swoim, odpowiedziała: TAK.
Droga Moniko,
w najśmielszych przypuszczeniach nie podejrzewałam, że tegoroczny Wielki Post będzie dla mnie takim trudnym czasem.
I nie chodzi tu o mistykę ani o jakieś moje głębsze doświadczenia religijne, ale o osobiste przeżycia, które, już na samym jego początku, postawiły mnie wobec wielkiej tajemnicy.
Tajemnicy śmierci.
I znowu nie chodzi o śmierć naszego Pana i Zbawiciela, którą będziemy z Nim przeżywać w Wielki Piątek…
chociaż właściwie i o Tę Śmierć również.
Środa
Środa Popielcowa. Homilia, podczas której kapłan powtarza, że dla niektórych ten Wielki Post może być ostatnim.
Trochę mnie to zastanawia, chociaż przyznam, że tego rodzaju „chwyty” słyszałam już wielokrotnie podczas rekolekcji lub większych świąt religijnych, więc nie robią na mnie aż tak wielkiego wrażenia.
Poniedziałek
Jak grom z jasnego nieba trafia mnie wiadomość o tragicznej śmierci jednego z moich uczniów, piętnastoletniego Arka.
Dowiaduję się o niej na pięć minut przed lekcją, którą miałam rozpocząć właśnie w tej klasie, do której chodzi Arkadiusz.
Wpadam w panikę. Ratuje mnie obecność pani psycholog i pani pedagog, które przyszły przepracować tę sytuację z młodzieżą.
Jednak kolejnego dnia sama i tak muszę się z tym zmierzyć. Z tym pustym miejscem w trzeciej ławce środkowego rzędu, na które odruchowo zerkam kilkukrotnie podczas lekcji. Z leżącym z głową na ławce przyjacielem Arka i z milczącą klasą…
Nawet lista obecności jest dla mnie wyzwaniem. Nadal jest na niej nazwisko Arka. Za każdym razem muszę je pomijać milczeniem.
Okoliczności śmierci Arkadiusza były tragiczne. Chłopca porwała na Teneryfie ogromna fala, gdy wraz z młodszą siostrą szukał krabów. Ojciec zdołał uratować tylko córkę… Arka do tej pory nie odnaleziono…
Czytałam dramatyczny apel matki o kontynuację poszukiwań, śledziłam media z nadzieją, że odnaleziono jego ciało i Rodzina będzie Go mogła pożegnać…
To był niesamowity chłopak. Obiecałam jego Mamie, że napiszę krótkie wspomnienie o Nim. Ale jeszcze nie teraz…
Wtorek
W naszym kościele parafialnym odpust. Jestem zmęczona, ale idę na Mszę świętą. I wtedy widzę Mamę Arka.
Jej ruchy są bardzo powolne. Nie chcę, ale mimowolnie śledzę każdy jej gest. Podchodzę do niej pełna lęku i wtedy widzę jej oczy. Ich widoku nie zapomnę do końca życia. Tak wygląda cierpienie w czystej postaci. Tak mogły wyglądać oczy Matki Bożej pod krzyżem. Nie ma w nich już łez. Tylko niewyobrażalne cierpienie…
Maryjo… Ty mogłaś wziąć Ciało Twojego Syna, złożyć na Nim tysiące pocałunków. A tu… tu jest rozpacz…
Dlaczego Ona nie może pożegnać się ze swoim synem, tak jak Ty mogłaś ze Swoim?
Ale w jej oczach widzę coś więcej. Nie tylko rozpacz. Widzę ogromną wiarę tej Matki.
Środa
Muszę oddalić od siebie na jakiś czas tragiczną historię Arka, bo nadchodzą nowe trudne wiadomości.
Mój tato Wacław, w poniedziałek trafił do szpitala z powodu zapalenia płuc.
Widziałam go jeszcze w weekend. Choroba rozwinęła się bardzo szybko. W szpitalu podają mu leki i tlen. Wszystko wiem na bieżąco, z relacji mamy.
Jednak w tę środę ogarnia mnie niepokój. Dzwonię do Niego i uświadamiam sobie, że coś jest nie tak. Nie jest w stanie powiedzieć kilku zdań bez problemów z oddychaniem…
Czwartek
W czwartek po pracy jadę do szpitala. Krótka wizyta, ale wiem, że muszę być w pobliżu.
Piątek
Kolejna wizyta. W nocy był kryzys. Tatę przenieśli na inną salę, bliżej dyżurki.
Sobota
Siedzimy u Taty prawie cały dzień. Nie chce jeść. Z oddechem coraz gorzej. Strasznie się męczy.
Niedziela
Kolejny dzień w szpitalu. Odruchowo dzwonię do dzieciaków, żeby przyjechały do Dziadzia… Może coś przeczuwam?
Poniedziałek
Po konsultacji z moją ciocią, która pracuje w szpitalu, wzywamy kapelana. Tata jest przerażony, bo chociaż jest na tak zwanej erce, cały czas jest przytomny. Rozmawia z nami racjonalnie, choć w większości na migi. Spowiada się i otrzymuje sakrament chorych.
Tego samego dnia wieczorem w obecności mojego brata zaczyna się dusić. Intubują go i wprowadzają w stan śpiączki. Oddycha za niego respirator.
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
Sobota
Wyglądają podobnie.
Odwiedzamy Tatę, „rozmawiamy” z Nim, zmieniamy się z rodzeństwem.
Niedziela
Odwiedzam Tatę i wracam do domu zabrać rzeczy, ogarnąć zostawione sprawy.
Poniedziałek
Wracam do pracy na jeden dzień, właściwie niecały. Wyrywa mnie z jego rytmu telefon, że trwa agonia…..
Wybiegam, zwalniam się w pośpiechu z pracy i jadę…
Po drodze nie potrafię się nawet się modlić. Nastawiam GPS. Wjeżdżam na teren szpitala, nerwowo szukam miejsca parkingowego. W końcu wbiegam na szpitalny korytarz.
I nagle już wiem, że nie zdążyłam….
Odszedł pół godziny przed moim przyjazdem.
Mama trzymała Go za rękę.
Mama – miłość Jego życia.
Środa
Pogrzeb ma przepiękny, jeżeli można tak powiedzieć o ostatnim pożegnaniu. Uroczystość świętego Józefa, piękna pogoda, mnóstwo ludzi. Mnóstwo mszy świętych zamówionych w intencji śp. Wacława.
Poniedziałek
Wracam do pracy. Jest ciężko, ale jakoś tak spokojnie.
– Kim właściwie był twój tata? – słyszę od ludzi, którzy byli na pogrzebie. W życiu nie wiedzieliśmy tylu ludzi, tylu mszy świętych w intencji zmarłego, tylu wieńców i kwiatów. Na żadnym pogrzebie.
Sama muszę to dopiero odkryć.
Moniko, po powrocie do domu czytałam wszystkie Twoje maile, ale nie miałam siły odpisywać.
Przypomniałam sobie natomiast moje postanowienie, do którego mnie na początku tego Wielkiego Postu zainspirowałaś.
Miałam adorować Pana Jezusa przynajmniej przez 15 minut dziennie.
I rzeczywiście udawało mi się to, na początku, zanim… wiesz co…
Poczułam rozczarowanie. Wiadomo, każdy by to usprawiedliwił, a już szczególnie nasz Pan.
Ale po chwili naszła mnie myśl.
Panie Jezu przecież adorowałam Cię w moim cierpiącym Tacie. W Jego cierpiącym ciele. Przecież Ty tam byłeś przy Nim i przy nas.
W tym coraz bardziej płytkim oddechu, przerażonych oczach i spokoju na pośmiertnej już twarzy.
To był Wielki Wielki Post.
Przede mną Wielki Tydzień. Ale po nim Niedziela Zmartwychwstania.
Czekam na nią z nadzieją żywszą niż we wszystkich poprzednich latach, kiedy czekałam na Wielkanoc.
Ściskam mocno!
Agnieszka
Ma rację Agnieszka! Tak, w drugim człowieku, zwłaszcza tym chorym, cierpiącym, możemy adorować Jezusa. Jej tata był żywą monstrancją…
I Ty też jesteś!
WIELKIEGO tygodnia!
Do wkrótce…
Dbaj o siebie, i zrób miejsce Nadziei, kiedy już wreszcie zapuka do Twoich drzwi!
Dziękuję za wszystkie Wasze ciepłe słowa o nowej stronie, podpowiedzi, co dodać, i serdeczne, wnikliwe oko, co poprawić. I tylko mnie swędzi sumienie, że odpowiadam Wam tylko w myślach! Ale bardzo doceniam, że w biegu znajdujecie czas, by mi odpisać czy pomodlić się! Z serca dziękuję: Agnieszce R., Ani M., Basi, Beacie, Eli K., Celinie T., Elizie S., Ewelinie Z., Janowi T., Markowi G.