To dopiero była porażka!
Monika Górska | 24 czerwca 2021
W zeszłym tygodniu przerwałam moją opowieść z książki tutaj:
Wierzę, że kiedy wybieram tę własną, wpisaną w moje życie historię, mam autentyczne szanse, żeby zmienić Historię. Bo tę wielką historię ludzkości, której tworzenie zaczyna się każdego dnia, można zmienić tylko w jeden sposób.
Zaczynając od siebie.
Moja historia zmieniła się radykalnie, choć nie z dnia na dzień, w momencie kiedy odniosłam najbardziej spektakularną w moim życiu profesjonalnym porażkę.
Chcesz wiedzieć jak to się stało? 🙂
Było to tak…
W październiku 2017 r byłam prelegentką na konferencji Ilove_mkt. Kiedy wieczorem stanęłam na scenie w największej sali kinowej w warszawskich Złote Tarasy, i spojrzałam na puste rzędy foteli, w których następnego dnia miało zasiąść 800 osób, i jeszcze kolejne 400 online, nogi się pode mną lekko ugięły. Jeszcze nigdy dotąd nie występowałam przed tak wielką publicznością i to w dodatku tak wymagającą!
Nie mam takiej natury, że wchodzę na scenę z myślą: – Tadam! Oto ja, patrzcie na mnie i podziwiajcie! Każdy występ przed publicznością, nawet dużo mniejszą, to dla mnie, nieśmiałej introwertyczki, wyjście tak daleko poza strefę komfortu, że potem jeszcze bardzo długo muszę dochodzić do siebie.
Zaczęłam występować na dużych konferencjach, takich właśnie, na kilkaset, czy nawet ponad tysiąc osób tylko, dlatego że w pewnym momencie zrozumiałam, że to, co chcę przekazać ludziom jest ważniejsze niż to, jak ja się z tym czuję, czy dobrze wyglądam, czy mi zmarszczki widać, i czy czegoś się boję.
Po prostu przestałam myśleć o sobie, bardziej się skoncentrowałam na nich!
Na ogół jestem jednak przekonana, że kiepsko mi poszło. Ludzie mi dziękuję, a ja sobie mówię w głowie: – A tak, tak, dziękuj mi, dziękuj, już ja swoje wiem. Wiem, co zrobiłam źle albo czego nie powiedziałam, albo co mogłam powiedzieć znacznie lepiej. Skupiam się na tym, co nie wyszło.
A może lepiej czasem odpuścić? Pozwolić, żeby te słowa pracowały w słuchaczach? Może akurat w tym momencie, kiedy ta osoba mnie słucha, może rzeczywiście kompletnie w niej te słowa nie zarezonują. Ale skąd wiesz, co będzie dalej? A może ze słowami jest tak, jak z sianiem ziarna. Wrzucasz je na podatny grunt, ale to nie ty masz zbierać plony. Po co koniecznie chcieć zobaczyć, co z tego wzrośnie. Po prostu to nie jest Twoja rola. Siejesz, a potem niech już inni te plony zbierają.
Ale wtedy tego jeszcze nie wiedziałam. I tylko dlatego, że chciałam by jak najwięcej osób poznało tajniki pięknej sztuki opowiadania historii i nauczyło się je opowiadać, byłam w stanie w ogóle stanąć na scenie największej marketingowej konferencji w Polsce.
Możesz sobie wyobrazić jak bardzo byłam zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, że to właśnie moje wystąpienie, zostało uznane przez publiczność najciekawszą prelekcją tej Konferencji. Nie po raz pierwszy okazało się, że opowieść w mojej głowie na temat tego co robię i opowieść w głowach moich słuchaczy nie bardzo rymują się ze sobą. I to nie tylko kiedy stoję na scenie. Też tak masz?
Pół roku później, w marcu, mam znowu stanąć na tej scenie na kolejnej edycji konferencji sprawny.marketing.
Poprzeczka ustawiona wysoko, a ja jestem w kiepskim stanie. Mój piękny, poukładany świat, tak pełen piękna, dobra, sensu i wiary w ludzi, nagle mocno zatrząsł się w posadach. Wtedy pierwszy raz przyszedł mi na myśl Hiob.
Opowieści przywracają sens temu, co bezsensowne, więc postanawiam, że opowiem o tym, co kocham i na czym się znam najbardziej. Czyli o tych trzech strategicznych dla biznesu opowieściach, które najlepiej pokażą innym to, w co wierzysz, kim jesteś, twoje wartości, motywacje, twoje produkty i twoje usługi.
To dla mnie bezpieczny temat. Uczę tego od tylu lat, więc nie może mi pójść źle.
Wychodzę na scenę, idzie sprawnie, wodotrysków może nie ma, ale żadnych potknięć też nie. Wygląda na to, że będzie OK. – Może stanę na podium? Jestem ciekawa, które miejsce tym razem.
Na koniec dnia z wszystkimi prelegentami czekamy koło sceny na wywołanie. Zaczynają od końca. Ósme miejsce, potem siódme, szóste. Napięcie rośnie. Przy trzecim zaczynam się już mocno zastanawiać. – W miarę dobrze mi poszło, ale czy aż tak? Ciągle nie słyszę swojego nazwiska. Nic dziwnego.
Nie tylko, że nie stanęłam na podium, ale jeszcze moja prelekcja tym razem jest najsłabiej oceniona w czasie tego dnia konferencji!
Wyobrażasz sobie czym to jest dla takiej perfekcjonistki jak ja? Nawet jeśli od jakiegoś czasu jestem perfekcjonistką na odwyku!
Aż mi się słabo robi ze wstydu. I podbródek zaczyna niebezpiecznie trząść.
I pewnie bym się już totalnie załamała, gdyby nie to, że zaraz po mojej prelekcji podchodzą do mnie dwie osoby.
Najpierw Maciej Lewiński, specjalista od Google Analytics, który jak się potem okazało, dostał pierwsze miejsce na tej konferencji. Nie pierwszy zresztą już raz.
A za chwilę podchodzi do mnie podróżnik Marek Kaminski. Obaj mówią mi to samo – jakie to było dla nich niesamowite, jak ta prelekcja jest dla nich przełomowa, dopytują jeszcze jak tworzyć takie opowieści.
A Marek Kaminski zaprasza mnie na obiad. Idziemy na sushi i zaczynamy rozmawiać, jakbyśmy znali się wieki. Opowieść rodzi opowieść. Kiedy opowiadasz komuś o sobie, to bardzo często jest tak, że ta osoba też otwiera się i też opowie ci coś ze swojego życia.
Nic jednak mi jeszcze wtedy nie mówiło, że to spotkanie zmieni WSZYSTKO w moim życiu…
No sama bym sobie tego nie wymyśliła…
Cdn.
Czy zdarzyła Ci się taka sytuacja, że to, co było dla Ciebie totalną porażką, otworzyło zupełnie nowy rozdział w Twoim życiu?