Tego postu mogło już nie być.
Monika Górska | 20 lipca 2023
Kiedy w zeszłym tygodniu pływałam z przyjaciółmi po Mazurskich jeziorach, nie sądziłam, że życie tak szybko powie po raz kolejny: sprawdzam. A ten fragment z II tomu i jego tytuł: Zaufaj i puść, będę miała okazję przetestować w najbardziej dosłowny sposób.
“Kiedy zatka się rura, wszystkie brudy wypływają na powierzchnię. I woda nie ma jak przepływać. Tak działa lęk. Skutecznie korkuje przepływ Mocy. Można całe życie i niemałą fortunę spędzić, na walce z lękami. Można też skupiać się na tym, by zaufać i puścić.
Najlepszy Scenarzysta Świata ma najlepszego antagonistę na świecie. Przeciwnika, który zrobi wszystko, żeby poprzestawiać na mojej drodze drogowskazy. Od nadziei do beznadziei. Od wiary do niewiary. Od miłości do lęku. Żebym zawróciła. Choćby o kawałek. A potem kolejny. Aż mi się w końcu pomylą kierunki i pogubię drogę.
Nawet nie musi być mocarzem! Wystarczy, że znajdzie moje najsłabsze ogniwo. I lekko w nie stuknie. Wystarczy mu mój brak poczucia własnej wartości. Przynależności. Poczucie osamotnienia. Mój strach… Tam jest jego ulubione poletko. Tam na bank mogę się spodziewać w pierwszej linii ataku! Nie musi nawet zbyt wiele robić. Tylko się przyczaić i czekać, kiedy akurat będę zmęczona, niewyspana, głodna, chora, kiedy ktoś mnie zrani albo kogoś lub czegoś będzie mi bardzo brak. Wtedy wystarczy jeden jego impuls, żeby spirala myśli poszła w ruch. Coraz szerzej i szerzej. Coraz niżej i głębiej. Aż stracę z oczu wszelkie światło i nie widzę tego, co jest, ale to, co myślę, że jest. Tak łatwo zapomnieć, kiedy jestem w takim dole, że najważniejsza rzecz w tym momencie, to… przestać kopać. Przyznać się przed sobą do własnej słabości. Całkowicie zdać się na Jezusa i krzyknąć jak Piotr, kiedy, idąc do niego po Jeziorze, zaczął tonąć:
– Panie, ratuj mnie!
On usłyszy! Zawsze słyszy! Byle się tylko nie rozczulać za bardzo nad sobą i nie oddawać pola walkowerem. Kiedyś, zbyt często załamana sobą, bywałam częstym gościem urwiska nad przepaścią rozpaczy. Teraz zapraszam Go w sam środek mojego żmijowiska problemów, słabości, grzechu, pokus. Ale zamiast na sobie, z całych sił koncentruję się na Nim. Wystrzelam racę modlitwy, która składa się tylko z kilku słów:
– Nie dam już rady. Ratuj mnie!
I czuję, jak moja bezradność wyzwala Jego Moc, która jak magnes przyciąga do siebie wszystko, co jest we mnie słabe i niedorobione. A On tę pustkę, która zostaje, wypełnia Swoją miłością. Każda nowa sytuacja, to nowy wybór. Ufam i puszczam? Czy nie.”
cdn.
To była piękna, słoneczna środa. Płyniemy po jeziorze Tałty, najgłębszym jeziorze rynnowym na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich.
– Kto idzie się kąpać?
Nie trzeba mi dwa razy powtarzać. Nie ma nic przyjemniejszego, niż takie pływanie, na środku jeziora, w ślad za płynącym jachtem. Szybko przebieram się w strój.
Kiedy wracam na pokład, słońce schowane już za chmurami. Zaczyna kropić.
Waham się, ale przecież nie jestem z cukru, więc się nie roztopię. A w wodzie tak przyjemnie. Tylko ta prawa ręka znowu taka słaba, boli od tygodnia, więc z pływaniem to teraz duże wyzwanie. Ale Górscy się przecież nie poddają.
Skaczę do wody. Do jachtu jest przywiązana niebieska lina z pętlą na końcu, żeby się przytrzymać, jeśli sił nie starczy, kiedy jacht nabierze nagle prędkości.
Pływam dobrze, w podstawówce startowałam w zawodach, więc jestem spokojna.
Próbuję nadążyć za jachtem, ale ręka przeszkadza. Może na plecach będzie lepiej.
Nadal nie idzie. Jestem już w połowie liny, kiedy nagle żagle się wydymają, a jacht błyskawicznie nabiera prędkości.
Nie ma szans, żebym płynęła sama. Trzymam się kurczowo liny, ale robi się coraz większa fala. Spieniona woda zalewa mi co chwilę twarz. Krztuszę się wodą.
Próbuję na plecach. To samo. Brakuje mi powietrza. Na pokładzie załoga zajęta żaglami. Nikt nie patrzy w moją stronę. Lina, która miała mnie ubezpieczać, teraz ciągnie mnie w toń.
Jeszcze chwila i zacznę się topić. Lekki skurcz paniki podchodzi mi do gardła. Co teraz? Wołać o pomoc? Nie chcę narobić im kłopotów. Póki mogę, zawsze walczę sama. Ale nie daję już rady.
Oby tylko jakaś motorówka, których tu pełno, nie wybrała teraz akurat tej trasy. Bo będzie po mnie.
– Radek! Puściłam się! Krzyczę resztkami sił.
Boję się, że mnie nie usłyszą, bo jacht pruje fale, w mgnieniu oka oddalając się ode mnie.
Usłyszeli. Robią pętelkę, próbując do mnie podpłynąć. Po przeszkoleniu na morzu wiem już, co robić, kiedy jest człowiek za burtą, ale zupełnie nie wiem, kiedy to ja sama jestem tym człowiekiem. Boję się, że pędzące prosto na mnie 3 tony jachtu zmiażdżą mnie, więc uciekam w bok.
– Płyń do nas! – Krzyczą, obracając się jeszcze raz. – Łap linę!
Nie wiem, jak to się dzieje, ale nagle w mojej głowie wszystko się uspokaja. Panika cofa się, zanim jeszcze na dobre zajęła moją głowę. Może ktoś się właśnie za mnie modli? Wszystkie siły koncentruję na tym, co teraz muszę zrobić, a nie na lęku, co się zaraz może wydarzyć. Kilka mocnych ruchów ramionami i nawet nie potrzebuję liny. Już jestem przy drabince na rufie.
Wchodzę na pokład jeszcze w lekkim dygocie, ale szczęśliwa.
Nie dałam się lękowi, jak tyle razy wcześniej w moim życiu bywało. Pływam długie dystanse, ale gdybym wpuściła do głowy panikę, mogłoby mnie już tutaj nie być. I już więcej nie napisałabym do Ciebie tutaj…
Puściłam ubezpieczającą linę, kiedy zrozumiałam, że o własnych siłach nie dam już rady.
I paradoksalnie, chyba po raz pierwszy w życiu w tak dramatycznej sytuacji, naprawdę poczułam się wolna. Nie muszę wszystkiego sama!
I nie muszę się bać! Jeśli tylko zaufam, że przecież sama nie jestem.
Bo Kapitan mnie widzi i na pewno uratuje… Trzeba tylko Go zawołać.
Takie to miałam w tym roku rekolekcje pod żaglami…
A może i na falach Twojego życia przydarzyła się podobna historia? Opowiesz mi?
Dbaj o siebie.
PS. Jeszcze ostatnie poprawki i II tom książki trafi do redakcji. Wspieraj mnie, proszę, jak możesz.
Książkę “Zaufaj” kupisz tutaj: http://fabrykaopowiesci.pl/zaufaj
Tu też przeczytasz opinie tych, którzy już ją przeczytali. Zajrzyj, zapraszam 🙂
#Zaufaj #KupJą #PrzeczytajJą
PS
Bardzo dziękuję za Waszą informację zwrotną i wsparcie, za modlitwę, za radę, szczególnie tym, którzy mi o tym napisali 🙂
Kornelii, Ewie, Marcie, Jowicie, Dorocie, Ani, Katarzynie, Mirosławie, Markowi, Maciejowi, Marianowi, Wojciechowi i Antoniemu, którego pomysł od razu wcieliłam do książki.