Przyjaźń to światło na końcu tunelu.
Monika Górska | 9 lutego 2024
Wiary i biznesu, się nie miesza. Jak alkoholi.
Tak wiele razy słyszałam.
Tymczasem to, co się ostatnio wydarzyło, przerosło moje najśmielsze oczekiwania!
Wierzę, że dobra jest więcej, ale mówi szeptem, więc jeśli ktoś robi coś dobrego, to trzeba o tym mówić na cały głos. Opublikowałam więc ostatnio na LinkedIn, Insta i Fb post. Był bardzo intymny i dotyczył finansów, więc nie było to komfortowe. Ale… jak pisał mój ukochany Herbert: Masz mało czasu, trzeba dać świadectwo.
Wiesz, co się stało?
Z racji tego, że prowadzę moje kursy #storytelling i #visualstorytelling głównie online, jestem aktywna w mediach społecznościowych już od ponad dziesięciu lat.
Ale jeszcze nigdy w historii, żaden z moich postów nie spotkał się z takim zaangażowaniem! Never ever. Mimo że dłuuugi i że o wierze. Czyli teoretycznie miał małe szanse na popularność. I z tym zwykłym prostym zdjęciem. Z miejsca, w którym modliłam się do Józefa o pomoc.
A efekt? Ponad 1500 lajków, komentarzy, udostępnień. I jakie piękne w komentarzach świadectwa cudów, które zdziałał też w życiu innych!
Zobacz, jak wielką moc, mają prawdziwe opowieści z życia! Jak ważne, żeby się nimi dzielić w mediach, które uważane są za powierzchowne. Kiedy jednak dotykają wspólnych wartości i mają mocne przesłanie, jak tego uczę, na przykład w tworzeniu #opowieśćDNA, i one mogą zdziałać cuda!
A dzisiaj Ci jeszcze opowiem kilka słów o tym, jak odkrywałam św. Józefa… nie znałam go jeszcze wtedy dobrze, ale poszłam za intuicją. I dzisiaj mogę powiedzieć, że zyskałam Przyjaciela na całe życie. Bo już nie tylko słowa, ale i czyny, jak mawiała moja mądra Mama.
Opowiadam o tym w tym fragmencie mojej książki, „Zaufaj i puść„. W sam raz na… Walentynki
Pewno nieraz Józef, mężczyzna, który już tyle w życiu przeszedł, zadawał sobie pytanie:
– Dlaczego akurat ja? Jestem prostym człowiekiem. Mam tyle słabości. Tyle wad. Dlaczego postawił na mnie? Co On we mnie widzi?
A jednak Najlepszy Scenarzysta Świata zaufał mu pierwszy! Siła tego zaufania dosłownie ścina mnie z nóg. Przecież On się totalnie oddał w ręce tego mężczyzny. Jak bardzo musiał mu zaufać, żeby powierzyć temu człowiekowi swoją historię. Historię całej ludzkości! I dać mu swoje Słowo. Być może dlatego nie słyszymy w Ewangeliach żadnego słowa Józefa. Bo on każdym gestem mówił swojej Maryi i Jezusowi: Ty wiesz, że Cię kocham.
Zazdrość jest cieniem miłości. Im większa zazdrość, tym większy cień. A Józef nie rzuca cienia. Po ludzku patrząc, miałby wiele powodów do zazdrości. Ani w okresie narzeczeństwa, ani kiedy był mężem Maryi, nie grał pierwszych skrzypiec. Jego miłość do niej okazała się zupełnie inna, niż się spodziewał. Wymagająca i trudna. A Dziecko, jego syn… tu także przecież wszystko miało być inaczej…
Nigdy nie był w swoim domu najważniejszy. A jednak w każdej chwili oddałby za nią i Syna swoje życie. Jego miłość nigdy nie zasłaniała Światła.
Kiedy o nim myślę, ogarnia mnie spokój. Ufam mu. Mistrz drugiego planu… A tyle mogę się od niego nauczyć… Jak łączyć na co dzień akcję i kontemplację. Jak zakasywać rękawy, kiedy trzeba brać się do roboty, a jednocześnie w ciszy i z uważnością wpatrywać się w Jezusa. Jakby był Martą i Marią jednocześnie.
Dopiero wiele lat później w karmelitańskiej bazylice mniejszej w Poznaniu, pod jego wezwaniem, dociera do mnie, że mogę na niego spojrzeć jeszcze inaczej. Nie jak na Józefa starego, ale… po prostu – jak na mężczyznę.
Cudownego mężczyznę! Jakiego tylko można sobie wymarzyć!
Józef to ktoś znacznie więcej niż ojciec i Opiekun. To Oblubieniec. To ukochany Maryi. A Maryja to Jego ukochana. I żona. Nie panna!
Jak by to było być tak kochaną, jak on kochał Maryję? Czule i odpowiedzialnie, z delikatnością i mocą. Jak się musiała bezpiecznie czuć w jego silnych ramionach. Nie musiał wiele mówić. Wiedziała, że się nią i ich Synem zaopiekuje. Z cierpliwością ogrodnika, który wiernie pielęgnuje To, co powierzono mu w uprawę. Nawet kiedy był zły, sfrustrowany albo smutny, jak tylko potrafi być mężczyzna, gdy czuje się bezradny. Bo boi się, że zawodzi oczekiwania ukochanej. A Maryja była spokojna, że znajdzie dla niej w końcu schronienie. Nawet jeśli nie będzie to luksusowa gospoda.
Że będzie umiał rozmawiać z królami i z pastuszkami. Że ocali Synowi życie, kiedy będą go szukać mordercy. Że wymyśli im transport do Egiptu, choć sam będzie musiał iść całą pustynną drogę pieszo.
Że zadba, żeby cała rodzina miała co jeść i pić, w co się ubrać. I bezpieczny dach nad głową. Że wychowa Syna na mądrego i dobrego człowieka, który kiedyś w nocy, oparty o skałę wśród drzew oliwnych, tak jak on i jego żona, zaufa i powie swoje: FIAT. Ojcze, bądź wola Twoja.
Dopiero teraz do tego dorastam, że Maryja i Józef to nie puzzel, choćby nie wiem jak ważny, w Bożej układance. Ani nawet ikona Świętej Rodziny. Ale ŻYWY wzorzec miłości. Nie z Sèvres, ale z Nazaretu. Miłości totalnej, która w pełni ufa i puszcza.
Może zatem już najwyższy czas, kiedy sprawy idą zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam, pójść właśnie z tym do Józefa? A potem zaufać i dziękować za to, co przyjdzie. I za nim powtarzać: Tak. Niech tak będzie. Bądź wola Twoja.
Jaki temat Twojego postu najbardziej ostatnio poruszył Twoją społeczność?
#Zaufajipuść#PrzeczytajJą#storytelling