Porażka? Czy szansa?


Monika Górska | 3 kwietnia 2020

W ciągu zaledwie kilku tygodni, zawalił nam się świat. Ten, który tak dobrze znaliśmy. Ten pędzący na łeb, na szyję. – Przed chwilą był Nowy Rok, a teraz już Popielec?

Zamknięci w domach, z naszymi rodzinami, doświadczamy nagłej wolności, a raczej powolności wszystkiego… Jakby się włączył w naszym życiu tryb slow – motion. Tylko te emocje w nieubłagalnym przyspieszeniu…
Ile razy mówiliśmy:

– Żeby ten rok się wreszcie skończył! Nie dam rady już tak dłużej.
A teraz być może nagle czujesz, jak grunt usuwa Ci się pod stopami i gorączkowo myślisz: “Co teraz?”

Nie wiem, czy masz za sobą doświadczenie kwarantanny? Ja mam. Wiem, jak to jest być uwięzionym. Najpierw we własnej głowie… Potem w łóżku, przez kilka tygodni. I kolejne pół roku w mieszkaniu. Wiem, jak to jest nagle marzyć, żeby zrobić coś absolutnie wyjątkowego, wziąć prysznic albo zrobić siku w ubikacji… I wiem, jak jedna decyzja podjęta w 30 sekund potrafi totalnie zmienić całe życie.

Pamiętam, jakby to było wczoraj… 23 lutego 2009 roku Slumdog dostaje 8 Oscarów. Ja — nowe życie. A było to tak.

Każdy dzień tamtej zimy pędzi jak kolejka górska. Mam dwa etaty i trzeci w domu. Robię dokumenty i reportaże w TVP, uczę wideo storytellingu na UAM, sama wychowuję syna. Nagrody za filmy cieszą, ale jadę na oparach. Już przy porannej kawie płakać mi się chce ze zmęczenia.

Właśnie skończyłam zdjęcia do reportażu dla Magazynu Ekspresu Reporterów. Dwuletniej Alicji, która czeka na adopcję w pogotowiu opiekuńczym, użyczy głosu Krystyna Czubówna.

Jest mroźny poniedziałek, ślisko. Wsadzam Tymka do pociągu, jedzie na swój pierwszy obóz szermierczy. Sama wsiadam do samochodu. Odpocznę nad morzem. Będę blisko, jakby co. Będę blisko jakby co. – No tak. Mama kwoka.

Droga nie jest taka zła. Dojeżdżam do Kamiennych Kręgów w Grzybnicy. Już widzę siebie na masażu gorącą czekoladą, gdy nagle koła trafiają na murek ze śniegu.

I nagle nic więcej nie mogę zrobić. Moja Toyota pędzi ślizgiem na wprost na nadjeżdżające auto.

Przeraźliwy huk, po nim kolejny, ląduję na skarpie w lesie. Skąd ten swąd? Muszę uciekać! Ale jak? Drzwi od strony pasażera są zakleszczone. Zaraz zemdleję. Wzywają karetkę. Ktoś zbiera moje książki rozsypane na śniegu. I wkrótce — zamiast kąpieli w winie — szpital. W Koszalinie.

W izbie przyjęć pochyla się nade mną przerażona rejestratorka:

– O Boże, co my z nią zrobimy?!

Nagle puszczają mi nerwy.

– Widać, jestem w kawałkach i nawet o tym nie wiem. To chyba ta adrenalina! Tymczasem ona mówi o mojej czerwonej walizce, którą ratownicy włożyli mi do karetki.

Rentgen pokazuje wielokrotne złamanie miednicy. Nie zauważają, że kręgosłup też oberwał. Boli mnie każdy ruch. Leżenie boli. W kilka sekund zawalił się cały mój świat.

Przewożą mnie do szpitala w rodzinnym Poznaniu. Morfina jakoś pomaga zasnąć. Za to kolejna noc… Trzecia nad ranem. W pokoju ciemno. Tylko spod drzwi strużka światła. Czuję, że spadam w jakąś oślizgłą, czarną przepaść.

– Jezu! Kiedy skończę film? Moja mała bohaterka czeka na adopcję! Co z mamą, która mnie potrzebuje po kolejnej operacji nowotworu? Tymek ma 8 lat. Kto go będzie wozić do szkoły?

Nagle ogarnia mnie, pewna, mocna myśl: choć nic już nie mogę zrobić, COŚ jeszcze nadal mogę. Nadal mam wybór. Mogę zrobić krok w otchłań, na dno, wołając do Boga:

– Dlaczego JA? Mam do tego prawo, bo jest źle. Mogę użalać się nad sobą! Albo dostrzec, że to nie kładka w przepaść, ale trampolina. Do czegoś nowego.

Czuję, jakbym stała w wąskim korytarzu pomiędzy drzwiami: SZANSA a drzwiami z szyldem: PORAŻKA. Bez względu na to, jak jest mi ciężko, nadal mogę wybrać. Tylko czy w tej sytuacji może w ogóle być coś dobrego? Waham się, może 30 sekund, a może minutę. Dla mnie to cała wieczność. Mimo bólu i obezwładniającego strachu naciskam klamkę drzwi z napisem Szansa.

Kiedy następnego dnia moja szefowa Kasia przynosi mi porcję sushi, kieliszek wina śliwkowego, którego słodko cierpki smak czuję do dzisiaj i swój laptop, ze zdumieniem patrzy na mój promienny uśmiech.

– Z tym wypadkiem to był jakiś żart? – Poważnieje, kiedy pomaga mi umyć trzęsące się jak galareta ciało. Mam na skórze wszystkie kolory tęczy.
Nieoczekiwanym darem od losu okazuje się czas, którego zawsze mi dotąd brakowało, i ludzie, których pomoc pozwoliła przetrwać trudne miesiące na inwalidzkim wózku.

.

.

Nie przypuszczałam, że ten mój wybór, te kilkadziesiąt sekund, zdecyduje o całym moim dalszym losie. O tym, że jako biznesowa dziewica zrezygnuję z etatu w TVP i z reżysera stanę się również przedsiębiorcą. Że jako mistrzyni prokrastynacji po 25 latach spełnię swoje marzenie i napiszę książkę w 40 dni, a w rok zrobię doktorat. A jako cyfrowa emigrantka założę pierwszą w Polsce Mistrzowską Szkołę Storytellingu Biznesowego online. I to zbliżając się do 50-tki.

Tamtej nocy zrozumiałam, że nawet kiedy ucieka mi grunt pod nogami i całkowicie tracę kontrolę nad tym, co się dzieje, ciągle jeszcze nad czymś mam kontrolę.

Mam kontrolę nad tym, jak na to, co mnie dotyka, zareaguję.
Bo życie jest opowieścią. To ja ją sobie opowiadam w głowie. I mogę ją opowiedzieć tak, jak chcę. Dopisać tyle nowych wątków, ile potrafię. Mogę się obsadzić w roli ofiary lub bohatera. Reżysera albo obsługi planu.
I mogę wybrać, czy moje życie będzie kiepską czy dobrą fabułą. Taką na Oskara!

Przeżyłam, żeby Ci o tym opowiedzieć.

A Ty?

PORAŻKA? Czy SZANSA? Którą klamkę naciśniesz?

Nie czekaj. Zdecyduj, co chcesz zrobić z tym, na co jeszcze masz teraz wpływ.

A może wspólnie napiszemy nowe rozdziały Twojej opowieści?
Nie wiesz jak zacząć?

Przeczytaj opowieści nasze i naszych klientów >> https://fabrykaopowiesci.pl/opowiesci I pobierz na naszej stronie https://fabrykaopowiesci.pl bezpłatny podręcznik Storytelling od podstaw.


Dołącz do dyskusji: