O mały włos trafiłabym za kraty
Monika Górska | 4 listopada 2021
Idziesz ze mną dalej?
To moje odkrywanie Jerozolimy jest rzeczywiście takim odkrywaniem miasta, pół kroku za przewodnikiem. Ale nie tym, który wskaże mi drogę i dokładnie powie, dokąd pójść i co zrobić.
Ale Tym, który sam jest tą drogą. Ufam, że jak wczoraj wieczorem, zaprowadzi mnie tam, dokąd On sam chce.
I nagle jestem na Górze Oliwnej. Brama. Tłoczą się ludzie. Rozległy ogród oliwny, z którego rozciąga się w dole perspektywa Jerozolimy. I grota, w której podobno sypiał Jezus, kiedy z uczniami opuszczali na noc miasto. Tu nauczył ich modlić się do Ojca.
Nie wiedziałam, że to było właśnie na tej górze, tuż nad Getsemani.
Na murach dziedzińca kolorowe mozaiki z modlitwą Ojcze nasz w 180. językach świata. Przewodnik śpiewnym głosem modli się w języku, który porusza coś w moim sercu.
Przystaję na chwilę i nagle dociera do mnie – to aramejski, język, w którym rozmawiał Jezus ze swoimi uczniami.
Krużganki prowadzą mnie do kościoła Pater Noster. Przyjemny chłód orzeźwia.
Podchodzę bliżej do ołtarza ustawionego bokiem. Przodem do krat.
Za kratami drewniane wysokie stalle. Siostra w brązowym habicie z kawałkiem bieli wokół szyi, rozkłada jakiejś kartki.
Klękam na stopniach ołtarza i niespodziewanie ogarnia mnie takie dziwne poczucie, że jestem w domu…
Patrzę na kraty, przyglądam się siostrze i już wiem. Jestem u kontemplacyjnych karmelitanek.
I nagle nie potrafię się opanować. No ile można płakać? Ale łzy lecą mi już ciurkiem, a w piersiach narasta szloch.
Jakby moje ciało pamiętało coś, czego ja sama już nawet nie pamiętałam.
I nagle przypomina mi się, jak 30 lat wcześniej klęczałam w innym Karmelu, w Zakopanem, w pięknej, pachnącej modrzewiem kaplicy. Miałam 24 lata. Właśnie po roku wróciłam z Paryża i właśnie kończyłam studia.
Z drżeniem czekałam na spotkanie z jedną z sióstr, mistrzynią nowicjatu. Jak ona miała na imię… Weronika? Za chwilę miał się zdecydować mój los.
Chciałam być dziennikarzem, to prawda, ale moja miłość do słów zaczęła najpierw niepostrzeżenie, a potem z każdym dniem coraz bardziej, przeobrażać się w inną miłość. Do Słowa. Tego, które było na początku.
To było takie dziwne. Takie zaskakujące. Ja – owszem, wierząca, ale do niedawna totalnie na bakier z kościołem, zachłanna pasjonatka kultury, pochłonięta od świtu do nocy tym wszystkim, co akurat podsuwało mi życie.
I nagle taka dziwna pewność.
Wiem, że to ma być Karmel, że kontemplacyjny i że koniecznie w Zakopanem, bo tak kocham góry. I jeżeli chcę być za kratą do końca mojego życia, to nie wyobrażam sobie, żebym nie widziała gór. A ktoś mi powiedział, że kiedy jest dobra widoczność, to od nich z ogrodu widać Świnicę. Tyle mi już wystarczy do szczęścia.
Choć przecież – jak mówią siostry – kto tu jest za kratą?
Wchodzę do rozmównicy, przedzielonej ścianą na dwie części. Za chwilę w oknie odsuwa się firanka. Zza drewnianych krat uśmiecha się do mnie siostra, o takiej czystej, promiennej twarzy. Tak trudno odczytać z niej wiek. Tak, jakby siostry poprzez nieustającą modlitwę kontemplacyjną wymykały się ziemskiemu czasowi i już teraz czerpały z wieczności.
Uśmiecham się nieśmiało, przełykam ślinę i drżącym głosem mówię, że jestem tu, bo czuję, że Pan Jezus tutaj właśnie mnie woła. A ja chcę za Nim pójść.
Długo rozmawiamy. Z każdym słowem coraz bardziej czuję, że to jest moje miejsce.
Patrzymy sobie w oczy i nagle siostra zadaje mi jedno pytanie. Nie rozumiem, dlaczego akurat o to mnie pyta.
Kiedy jej odpowiadam, mówi coś, od czego moje serce robi się coraz cięższe i cięższe.
Nie przyjmą mnie.
Nie mogę w to uwierzyć.
– Zawołałeś mnie, powołałeś, a teraz odsyłasz do domu? A ja chciałam tu z Tobą zostać na zawsze… Albo przynajmniej zobaczyć, czy mogłabym tu z Tobą na zawsze zostać!
Dlaczego tak?
Siostra łagodnie tłumaczy. Jeśli Twoja mama ma raka, a Ty jesteś jedyną opiekunką mamy, nie możesz jej tak zostawić. Kto by się nią zajął, kiedy Ty będziesz za kratą klauzury? Mogłabyś jedynie zostać tzw. siostrą kołową – czyli taką, która jest łącznikiem między „światem” a klauzurą. Chcesz?
Wszystko we mnie woła – Nie! W głębi serca po prostu wiem, że to nie jest moja droga. Że albo radykalnie idę za Chrystusem i totalnie oddaję mu swoje życie w kontemplacji, albo…
Tego jeszcze wtedy nie wiem. Jedno, co wiem, to, że nie chcę być między światami.
Ze ściśniętym sercem wracam nocną zatłoczoną Zakopianką do Poznania. Koła pociągu głośno stukają na rozjazdach. Światło latarni na kolejnych mijanych dworcach rozmazuje mi się przed oczami. Jakiś świat bezpowrotnie się dla mnie kończy… a ja muszę to przyjąć i podjąć decyzję, co dalej.
Robię to, co Piotr po śmierci Jezusa. Wracam do siebie, do swojej Galilei i robienia tego, co potrafię najlepiej robić. Do pisania… Czyli jednak słowo i dziennikarstwo?
Kto by wtedy przypuszczał jakimi meandrami kluczyć będzie potem moja droga…
I, że jak Jerzy Liebert, nawrócony poeta, o którym krótko potem napiszę swoją pracę magisterską, każdego dnia i każdej chwili będę na nowo moją drogę wybierać.
Bo wybory „na zawsze” nie zawsze są na zawsze.
Wiesz coś o tym, prawda?
Cdn.
PS. Wróciłam do Karmelu w Zakopanem w sierpniu 2019 r. Mój syn Tymek już pełnoletni, może teraz mogłabym…
Tym razem usłyszałam, że już za późno. W tym wieku nie przyjmują…
Jak to jest…
On też mnie nie chce?
W każdym razie nie po tej stronie krat?
To po co mnie woła?