Moja mama mówiła o takich ludziach j….a


Monika Górska | 10 lutego 2022

Jest coś, co nie daje mi spokoju i czuję, że po prostu muszę się z tym z Tobą tu podzielić. 

Jak pewno wiesz, na całym świecie, trwa właśnie, aż do przyszłej jesieni, synod zwołany przez Papieża Franciszka, by pomóc kościołowi stać się tym, czym był u swoich początków. Nie budynkiem z cegły i szkła, ani nie grupą ludzi, sprawujących władzę, ale prawdziwą wspólnotą, w której żyje Jezus.

Do tej pory w synodach uczestniczyli tylko biskupi i eksperci. Tym razem – i to jest ewenement na skalę światową – do uczestnictwa we wspólnym dialogu zaproszony jest każdy z nas. Można samemu stworzyć grupę synodalną albo przyłączyć się do grupy w swojej parafii, albo wspólnocie. To spotkanie także dla tych, którzy od kościoła odeszli, wzajemne słuchanie siebie i Ducha Św. i rozeznawanie wspólnej dalszej drogi. Bo – jak powiedział ostatnio jeden z moich trzech ulubionych biskupów, Adrian Galbas: Jeśli kościół nie jest świadkiem i sługą Słowa, jest niepotrzebny.

Przyznam Ci się, że od jakiegoś czasu szerokim łukiem omijam wszelkie debaty, panele, fora dyskusyjne itp. Chyba stałam się pesymistką – czyli optymistką z życiowym doświadczeniem 🙂  Za dużo w nich mówienia dla mówienia, a za mało rozmowy, za dużo występowania, a za mało spotkania.

Tak było i tym razem, kiedy usłyszałam o synodzie. Znowu każdy sobie pogada, ale co to zmieni?

Szczerze? Nadal nie wiem, co to zmieni. Ale jest jedna rzecz, której jeszcze bardziej nie lubię niż debat.

Narzekania.

To nasz sport narodowy. A ja mam alergię na narzekaczy. Moja mama mówiła im prosto z mostu. – “Nie bądź taka Jęczyd…pa”. Do mnie czasem też 🙂

Zamiast narzekać, wolę teraz brać się DO ROBOTY. To moje motto od wielu lat. Więc skoro po raz pierwszy w historii kościoła mamy szansę, żeby siebie wzajemnie usłyszeć… Skoro po raz pierwszy to słuchanie nie zaczyna i kończy się na hierarchach, ale rozpoczyna od społeczności lokalnych, wspólnot i parafii, coś na kształt takich masowych konsultacji społecznych… Skoro jest choć cień nadziei, by naprawdę kościół stał się kościołem, czyli wspólnotą ludzi powołanych, to naprawdę głupio byłoby z niej nie skorzystać.

Mimo że nie mam teraz na to czasu, bo przecież oprócz pracy piszę jeszcze książkę, to jeśli nie teraz, to kiedy? I jeśli nie ja, to, kto? I jeśli nie dla Królestwa, którego warto szukać NAJPIERW, bo WSZYSTKO inne będzie nam dodane, to dla czego?

Zgłosiłam się więc do grupy synodalnej, łączącej wszystkie wspólnoty działające przy mojej Dominikańskiej „parafii”. W ankiecie wybrałam jeden z dziesięciu proponowanych synodalnych tematów. Mimo że miałam zaznaczyć trzy różne opcje, zaznaczyłam trzy razy tę samą 🙂

Temat IV: Celebracja – czyli to, co mi najbliższe. Liturgia. Dla mnie sakrament Eucharystii to najważniejsze, jeśli nie jedyne, uzasadnienie istnienia kościoła.

I nawet jeśli by jakkolwiek było mi nie po drodze z moim papieżem, przeorem, proboszczem, wikarym albo biskupem… I nawet jeśli byłby grzeszny, bucowaty, ograniczony, głupi, za bardzo postępowy albo przeciwnie, zacofany… I nawet jeśli by mnie martwił, wkurzał, a nawet brzydził, to jednak tylko dzięki niemu przychodzi do mnie Jezus w komunii św. Nie ma innej opcji. Inaczej się nie da. I tyle.

A tak poza tym… tak łatwo oceniać kogoś za to, że nie pasuje do ideału… I wiem, jak ja sama bywam grzeszna, bucowata, ograniczona, głupia, postępowa albo czasem zacofana, jak martwię się sobą, nieraz brzydzę, jak się na siebie wkurzam. Więc… jak to było, Moniczko, o tej belce i drzazdze?

Niestety Duch Św. znowu zrobił mi psikusa. Owszem przyjęli mnie do Grupy Celebracja, ale… zostałam jej moderatorem. Jak ja nie lubię takich organizacyjnych funkcji! A tak mi zależało, żeby po prostu być i opowiedzieć o moich wizjach i marzeniach… Już chciałam odmówić, ale… przecież Duchowi Św. się nie odmawia. 

Wiesz, mam taką swoją opowieść o liturgii marzeń…

Więcej… myślę, że jest to marzenie całkiem możliwe do spełnienia. Zaczyna się wszystko nie od listy zadań i celów i poszczególnych elementów do ulepszania, tylko, jak w dobrej opowieści, od dlaczego? Od przesłania. Od zmiany „mindsetu”, czyli sposobu myślenia o liturgii. To tak, jakby zmienić okulary. By kościół na powrót mógł stać się naszym DOMEM.

Rozmawialiśmy o tym z naszą grupą w ostatnią sobotę. Jeśli jesteś wśród tych osób, które wysyłały w moim kierunku modlitwę i ciepłe myśli, bardzo Ci dziękuję! Bardzo nam to pomogło!

I powiem Ci, że mimo mrozu na dworze… powiało wiosną. Już dawno nie przeżyłam tak intensywnie doświadczenia, czym jest kościół. Już na samym początku, kiedy zobaczyłam, ile osób przyszło w  sobotni wolny ranek i że jest mniej więcej tyle kobiet, co mężczyzn. Nie wiem, kiedy ostatnio poczułam, tak w sobie, jak to jest, kiedy się siebie naprawdę słucha, bez oceniania, kiedy się razem marzy…

To, co było tylko abstrakcyjną ideą, której sama chyba do końca nie rozumiałam, teraz nagle ożyło! W mojej grupie spotkali się pielęgniarka, opiekunka niepełnosprawnego brata, chirurg (który mnie ostatnio operował), dyrektor winnicy, i ja człowiek od słów i obrazów. 

Chcesz posłuchać w pigułce, o czym rozmawialiśmy?

1. Jak Chrystus w liturgii jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na swoim miejscu.

2. Nie jesteśmy popsuci, tylko czasem brakuje nam paliwa. W czasie liturgii słowa potrzebujemy nie naprawiania, ale doładowania, jak Tesla 😊

3. Z gębą jak cmentarz nikogo nie nawrócisz.

4. Księże: Czy widzisz w nas Jezusa?

5. Czy my Ci czasem nie przeszkadzamy?

6. Jak masz kogoś zapalić, jeśli sam nie płoniesz?

7. Chcesz, byśmy zrozumieli, przeżyli i zapamiętali Słowo Boże? Mów do nas jak Chrystus, w przypowieściach i porównaniach. Ks. Pawlukiewicz – dobry trop 😊

8. Trzy sposoby, by nauczyć nas w praktyce przykazania miłości. Przykład. Przykład. Przykład.

9. Pasterzu, jesteśmy owcami, nie baranami. Czy oddasz za nas swoje życie? Albo chociaż swój czas i troskę?

10. Ryt Trydencki dodaje, nie odbiera.

11. Nic tak nie ożywia wiary jak dobre świadectwo.

12. Po męce Wielkiego Piątku przyszedł Poranek Zmartwychwstania. Naprawdę jest się z czego cieszyć!

I  jeszcze:

Więcej sacrum, mniej show. 

Więcej ciszy. 

Więcej relacji.

Więcej miłości.

Więcej radości.

Więcej świętowania, mniej narzekania.

Więcej objaśnień symboliki liturgii.

Mniej mówienia, co robimy źle, więcej o tym, kim jest Chrystus, i co słowo Boże o Nim nam mówi.

Mniej kościelnego korpojęzyka w listach pasterskich.

Mniej psychologizowania, więcej żywej wiary.

To, o czym mówiliśmy, było ważne, ale równie ważne było to, JAK o tym rozmawialiśmy. Choć nie brakowało obaw, to też ile było dobrych emocji, pozytywnej energii, ile prawdziwej troski, ile nadziei. Najbardziej się wzruszyłam, kiedy słuchałam, jak, drżącym nieraz głosem, opowiadali, jak ważna jest dla nich w życiu Eucharystia, codzienna komunia św., jak wszyscy chcielibyśmy żywego kościoła, ale też jak go, już na co dzień, tworzymy… I znowu okazało się, że chcąc coś od siebie dać, tak naprawdę sama najwięcej otrzymałam.

A gdyby to zależało od Ciebie, na zmianie albo ulepszeniu jakiej jednej rzeczy w liturgii mszy św. by Ci najbardziej zależało?

PS

A może, jeśli jeszcze nie jesteś w jakiejś synodalnej grupie, dołączysz do jakiejś grupy w Twojej parafii albo stworzysz własną? Byłoby super tak pomarzyć o kościele razem! Bo wiesz, jak pisałam w mojej książce o Wielkim Kanionie: https://fabrykaopowiesci.pl/sklep/ksiazki/spelnij-marzenie-marzenie-spelni-ciebie/ Marzenia się nie spełniają… marzenia się spełnia 🙂 


Dołącz do dyskusji: