Mój wypróbowany sposób na strach


Monika Górska | 17 lipca 2017

Nie wiem, jak Ty, ale ja nigdy nie byłam zbyt odważna. Kiedyś na próbę wjechałam podnośnikiem bungee, który stał nad jeziorem Malta w Poznaniu. Chciałam pokonać swój strach… Kiedy jednak spojrzałam w dół, nogi trzęsły mi się jak z galarety. Nie skoczyłam. Grzecznie zjechałam na dół.

Czy jest coś, czego pragniesz teraz równie bardzo, jak się boisz?

Może chcesz nakręcić film albo wydać tomik opowiadań. Może otworzyć sklep internetowy, w którym będziesz uszczęśliwiać ludzi konfiturami z przepisów Twojej babci albo Twoim najnowszym wynalazkiem. Może planujesz zatrzasnąć za sobą korporacyjne drzwi i otworzyć własne okno, przez które wreszcie będziesz mógł podziwiać widok, o którym od dawna marzysz.

Chcesz pójść za marzeniami, ale boisz się, że nie da się z tego wyżyć?

Kilka lat temu znalazłam się w bardzo podobnej sytuacji. TVP, w której od 14 lat byłam na etacie reżysera i dziennikarza, poczęstowała nas gorzką pigułką w słodkim lukrze. Możecie teraz dobrowolnie odejść z telewizji z wysoką odprawą, albo zostać, choć nie wiadomo, co będzie dalej…

 

 

Przez miesiąc czułam się jak na wierzchołku podnośnika bungee. Jeśli nawet udało mi się zasnąć, to budziłam się o 3 w nocy. Biłam się z myślami, bolał mnie brzuch i głowa, od rana do wieczora było mi niedobrze.

Czy zrezygnować z etatu w korporacji i wreszcie założyć własną firmę? Przecież sama wychowuję dziecko, nie mam wsparcia bogatych rodziców, mam już swoje lata. Nie znam się na robieniu biznesu, nawet nigdy w życiu nie wypełniłam jeszcze sama PIT-u.

Czy będę miała siły, żeby wszystko zacząć od nowa?

Przypomniałam sobie wtedy taką opowieść:

– Są we mnie dwa psy – opowiadał pewien Indianin – Jeden się boi. Czasem skamle, czasem głośno ujada i rzuca się do gardła. Drugi zawsze jest zadowolony i przyjaźnie merda do wszystkich ogonem. Strachliwy pies ciągle atakuje tego ufnego psa.
Ktoś z plemiennej starszyzny zapytał go:
– A który wygrywa?
– Ten, którego lepiej karmię – odpowiedział Indianin.

Po miesiącu wahań i ostrej walki, zaczęłam coraz lepiej karmić ufnego psa. Za wysokokaloryczną karmę służyło mi powtarzane po wielokroć pytanie: Po co ja tu jestem? Po co przeżyłam wypadek? Po co ta moja historia? Jakie jest jej PRZESŁANIE?

Kiedy wspominam ten czas, przypominam sobie, że moje przesłanie nie było jeszcze tak jasno sformułowane jak dziś. Ale jego sens był taki sam. Zrozumiałam, że chcę pomagać ludziom przekształcić to, co robią i jak żyją, w jeszcze lepszą opowieść. Aby bez trudu przekazywali to, co mają światu do powiedzenia, w taki sposób, żeby nim poruszyć.

Teraz już tylko wystarczyło odpowiedzieć sobie na pytanie: gdzie to moje przesłanie lepiej wyrażę?

Na etacie w TVP, w której „misja” i „publiczna” z biegiem lat stały się tylko dziurawą piłką, przerzucaną z bramki do bramki kolejnych kolegów z partii? Czy zakładając własną firmę?

Jeśli, jak ja wtedy, budzisz się w nocy, a strachliwy pies głośno ujada, popraw poduszkę, uchyl okno i opowiedz sobie: Pewnego razu, w odległej przyszłości, a może już tuż za chwilę, będzie sobie…

Kiedy spojrzysz na swoje życie jak na opowieść, którą dopiero masz napisać…

Kiedy właściwie ustawisz perspektywę tej opowieści – od końca, czyli od przesłania… nagle dostrzeżesz na tym dramatycznym rozdrożu ukryty za drzewem znak, który wskaże Ci drogę. Jej wybór okaże się wtedy całkiem naturalny. Co nie znaczy, że strachliwy pies na zawsze umilknie. Ale będziesz już wiedział, jak zrobić pierwszy krok.

Przede wszystkim bądź wierny sobie. Swojej opowieści. Jeśli nie możesz włożyć w to, co robisz, całego serca, popatrz, czy może Cię nie ma gdzieś indziej? Wiem, z kredytem na karku, trudniej się idzie. Pod górkę. Z „bezpieczną posadą” też.

Tylko szaleńcy, którzy myślą, że są w stanie zmienić świat, zmieniają go, mówił Steve Jobs.

Nawet, gdyby to był tylko mały, najbliższy kawałek świata. Twojego świata. Taki pod wycieraczką. Czy będziesz tak szalony, by chcieć go zmienić?

 


Dołącz do dyskusji: