„Marketingowy” przełom w storytellingu
Monika Górska | 18 stycznia 2018
„Gdyby Słowacki i Freud urodzili się w XX wieku w Poznaniu, to byliby kobietą i nazywaliby się Monika Górska.”
Wieszcz i psychiatra? Tego jeszcze nie było.
Gdyby nie pewna historia, potraktowałabym te porównania jak dobry żart.
Ale oto mamy poważnego mężczyznę, który nie boi się przyznać, że przeżył u mnie prawdziwy przełom.
Poniżej przeczytasz jego historię.
Może i Ty jesteś w podobnej sytuacji?
Może i Ty czujesz, że „nie idzie” Ci ten storytelling.
Może i Ty chcesz zrobić ze mną choćby 4 proste i niezobowiązujące kroki – póki jeszcze można – gratis?
Zapisz się od razu, bo już wystartowaliśmy. Nic się nie martw, te 4 ważne lekcje biznesowe będą dostępne do 21.01, więc zdążysz nadrobić Kurs Na Klienta >>
Posłuchaj tej opowieści:
“To czego uczy Monika w MSSB jest sprzeczne z moim dotychczasowym doświadczeniem i jest dla mnie tak obce i trudne, że utknąłem na 4. lub 5. module. Zaczęło mnie prześladować uczucie z liceum i studiów, że nie nadaję się na storytelling.
Przesłuchałem wielokrotnie te moduły i wiele wypowiedzi Moniki znam na pamięć. Generalnie jestem przekonany do słuszności jej metody, ale u mnie to nie działa.
Doszło nawet do tego, że czasem śniła mi się struktura SyKoMoRa, a ostatnio nawet sny układają się zgodnie z tą formułą. Niestety… choć nawet podświadomość żyje formułami storytellingu, to nie udało mi się napisać żadnej story. Ani GPS, ani DNA lub przynajmniej Elevator.
Dlatego wracałem na nowo do tych modułów i wielokrotnie wsłuchiwałem się w jej metody znajdowania opowieści – niestety bezskutecznie.
Szukałem pomocy w konkurencyjnych szkołach storytellingu i uzupełniałem moją wiedzę w literaturze takiej jak „Storytelling” Steczka, „Jak napisać scenariusz filmowy” dwóch amerykanów, blogi Pawła Tkaczyka, czy „Storytelling inspiracyjny” Filarskiego – niestety… Nie potrafiłem zrobić zadania domowego Moniki.
Znajdowałem jej struktury opowieści w książkach, które czytam, widzę je w filmach, które oglądam i doświadczałem jakie są skuteczne w życiu moich kolegów i koleżanek ze szkoły MSSB.
Zaczynałem więc swoją historię GPS i porzucałem ją, bo jak miałem wyjaśnić moim klientom, że zająłem się zarządzaniem nieruchomościami, bo nic lepszego mi nie przyszło do głowy będąc na studiach z filozofii?
Jak opowiedzieć o działalności, która rozwija się stresogennie, ale monotonnie i równomiernie, niczym grzyb na mokrej ścianie? Klienci przychodzą i zostają – bo po prostu pracujemy tylko trochę lepiej niż konkurencja.
A komplikacje? Nuda – mamy okres sprawozdawczy lub go nie ma.
Jeszcze większe miałem problemy z napisaniem DNA, bo jak miałem wyjaśnić moje wartości uzasadniające zarządzanie nieruchomościami, skoro od początku mojej pracy niezmiennie zależy mi na uznaniu w oczach ślicznej blondynki, która jest moją żoną? Jakie to ma znaczenie dla moich klientów? Właściciele nieruchomości przecież nie są biednymi studentami w okresie tańca godowego…
Opracowałem więc własną, autorską i bliską memu sercu Annoying Client Story, ale to nie nadaje się do druku.
Gwoździem do trumny był warsztat Moniki na konferencji Storytellingu Biznesowego Live.
Umierałem w powolnych męczarniach, kiedy kazała wyobrazić sobie idealnego klienta i związane z nim uczucia – byłem wtedy skończony – czułem tylko irytację, nudę, a nawet gniew, bo każdy nowy klient jest dla mnie pasywem emocjonalnym… zawodowo jestem przewlekle zmęczony i całkowicie wypalony.
Wtedy – przy ćwiczeniu Moniki nastąpił przełom – jak znalazł się gwóźdź do trumny, to znalazłem trumnę. Zaciekawiony otwarłem wieczko i znalazłem wyschniętego trupa.
Storytelling Moniki to nie pudrowanie.
Uświadomiłem sobie, że przez ostatnie lata codziennie się oszukiwałem, że jest dobrze i realizuję się jako zarządca.
Spojrzałem na siebie z nowej perspektywy i odkryłem, że przypominam stwora Frankensteina – duży, skuteczny, biedny i wyobcowany. Choć się znalazłem w jego ciele, to nie byłem nim.
Zacząłem powoli przypominać sobie emocje z poprzedniego życia, o którym zapomniałem, że kiedykolwiek istniało. Zrozumiałem, że jako zarządca jestem MARTWY.
Przez wiele lat zagłuszałem emocje, a skuteczność nie jest żadnym kryterium życia. Storytelling zarządcy mi nie wyszedł, bo to byłoby pudrowanie Frankensteina.
Żeby to zrozumieć potrzebowałem szkoły Moniki, bo Ona – w przeciwieństwie do konkurencji – nie tylko uczy, jak opowiadać o biznesie, lecz jak odkryć swoje prawdziwe wartości i na tym oprzeć swoją „story”.
W psychologii modna jest ostatnio idea spójności wewnętrznej, a jako zarządca byłem spójny i skuteczny. Zaprzeczałem wszelkim oznakom, że mi źle. Ułatwieniem było odcięcie się od prawdziwych uczuć i wartości.
Inni nauczyciele storytellingu uczą, jak formułować historie.
Monika dzięki temu, że całe życie była specjalistką w dziedzinie reżyserii filmów, to chyba niewiele znała się na marketingu.
Dlatego jako dojrzała kobieta wkroczyła do nieznanego jej świata. Tym samym jako doświadczony reżyser i świeżynka marketingu od razu zobaczyła, co jest najważniejsze i najbardziej wartościowe.
Zrobiła i robi to lepiej niż magistrzy, doktorzy i profesorowie marketingowcy.”
Tomek
Taka to historia…
Teraz wiesz, z czym do Ciebie przychodzę i czym się to różni od wszystkiego, co znasz?
A chcesz tego spróbować?
Jeśli Cię jeszcze z nami nie ma, to znajdziesz nas tutaj >> https://monikagorska.com/kurs-na-klienta