Mamo, ale jak to. Zapomniałaś, o czym piszesz książkę?
Monika Górska | 24 marca 2022
W środę, 23.02, kupuję bilet do Tel Avivu. Tym razem w jedną stronę. Pierwszy raz w życiu.
W czwartek, 24.02, wojska rosyjskie bombardują Ukrainę. Wojna.
Za tydzień mamy lecieć. Co teraz?
Dziesiątki scenariuszy przetaczają się przez moją głowę.
Z tego wszystkiego przegapiłam porę, o której mogłam dzwonić do o. Tymoteusza. W Izraelu jest o godzinę później. Kolejna noc. Modlę się. Myślę. Znowu modlę… Dzwonię rano.
– A wojny się nie boi? To niech przyjeżdża. Jak się będzie źle zachowywać, to do jeziora jest niedaleko. – Stara się mówić groźnie, ale słyszę ten śmiech w jego głosie. Chyba się polubimy. No i to imię, Tymoteusz… Czuję, że się dogadamy!
Wszystko we mnie śpiewa z radości. Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia. Pisałam w mojej pierwszej książce.
Po tych 7 latach widzę, że w moim życiu jest tak, że spełnia je Najlepszy Scenarzysta na Świecie.
To, co było największą niewiadomą, jest już wiadome. Mam bilet. Mam dach nad głową, tuż u brzegów jeziora Galilejskiego. Mam gdzie pisać książkę – aż do Wielkanocy.
Teraz cała reszta to niewiadoma.
Co mam robić?
Pisać? Pomagać Ukrainie? Pisać i pomagać? Jak?
Co jeśli to początek wojny światowej? Jak z Tymoteuszem, moim synem?
Tyle emocji ze wszystkich stron. Tyle lęków. Gdzie teraz jest moje miejsce? Gdzie mogę zrobić najwięcej dobrego?
W piątek z moją mądrą siostrą Weroniką idziemy na kije nad Rusałkę i przegadujemy różne scenariusze. Ona jest specjalistką od NVC i mediacji i naprawdę umie słuchać. Wdycham zapach liści i wody. Już delikatnie czuć wiosnę. Trochę się uspokajam.
Tymczasem z Izraela dochodzą sprzeczne wieści. Z tym otwarciem granic 1 marca jeszcze oficjalnie nic pewnego.
Trzeba zrobić dwa testy PCR. Przed wylotem i jeszcze jeden po przylocie, na lotnisku. A potem do 24 godzin kwarantanny. Ale czy na pewno wpuszczą? Robię się nerwowa.
O. Tymoteusz uspokaja. Wojny się bać, to można. Ale granicy? Czego tu się bać. Tu nikt sobie nic nie robi z kwarantanny.
– No tak, ale muszę tu jeszcze wjechać.
Z listy pomarańczowej albo żółtej podobno nie wpuszczają. Ale na jakiej liście jest Polska?
Coraz bardziej się denerwuję. Nikt nic nie wie. Do konsulatu się nie można dodzwonić.
W sobotę ostatki. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów robię imprezę. Świętujemy na ostro! Pyszne hinduskie jedzenie, obłędne wina, a jaki tort bezowy. Takiego Dacquoise jeszcze nigdy w życiu nie jadłam… Tak się cieszę, że lecimy. Jeszcze tylko pięć dni!
W niedzielę rano wiadomość od znajomego. Byłam u niego poprzedniego dnia na obiedzie. Ma covida.
No tak… No to sobie pojechałam do Galilei pisać książkę.
A było tak blisko…
Czekam do poniedziałku. Miła brunetka robi mi test. Wygląda zupełnie jak ten ciążowy. Kiedy czekam na wynik pod apteką, łapiąc trochę słońca, mam gęsią skórkę. Jak wtedy…
Jestem negatywna! Lecimy!!!
A jednak prawie nie śpię tamtej nocy. Dużo się dzieje. Dużo emocji. Dużo myśli. Dużo niepewności. We wtorek rano kryzys.
Już 1 marca, a oficjalnego komunikatu rządu jeszcze nie ma. Sytuacja na Ukrainie coraz bardziej gorąca. Z naszej grupki wszyscy się powoli wykruszają. Nawet mój przyjaciel jeszcze się waha.
Już nie mam na to wszystko siły. Głowa jak w imadle. Tyle we mnie lęku.
Zapadam się na mojej miękkiej kanapie. Naprzeciw mnie Tymek. Zachodzące słońce miękko muska na pomarańczowo nasze twarze.
– Wiesz co? Nie jadę chyba. Za dużo tych komplikacji jednak. Nawet jak na mnie.
– Mamo, ale jak to. Zapomniałaś, o czym piszesz książkę? Zaufaj i puść. No to zaufaj i puść, Mamo!
I nagle do mnie dociera, co mój syn do mnie mówi. Zaufać to nie znaczy czekać biernie aż coś się wydarzy lub nie. Zaufać, to robić najlepiej jak się potrafi to, co się uznaje za słuszne, ale zostawić wynik tego działania Najlepszemu Scenarzyście na Świecie.
Zaufać, to siać i nie dłubać co chwilkę w ziemi, żeby sprawdzić, czy coś rośnie. Siać i nie kolorować liści, żeby szybciej przyszła jesień. Siać i przyjąć, że być może nigdy nie doczekam owoców. Że ten czas, te pieniądze, ta nadzieja, być może w żaden sposób się nie zwrócą.
Tylko co, jeśli nie?
cdn.