Już chciała odwołać wakacje marzeń.


Monika Górska | 1 sierpnia 2025

Dziękuję Ci za uratowanie naszych wakacji.

– Napisała do mnie Agnieszka.

Posłuchaj jej historii.

Od dłuższego czasu marzyłam o wspólnym rodzinnym wyjeździe na wakacje. W zeszłym roku nie wyjechaliśmy nigdzie na dłuższy czas. Tylko dwa jednodniowe wypady, ale one nie zastąpiły takiego typowego urlopu, który najpierw planujesz, a potem go z tęsknotą wyczekujesz.

Z pewnością miała na to wpływ nagła śmierć mojego szwagra i problemy w pracy u mojego męża.

Jeszcze rok nie dobiegł końca, a kolejna bliska mi osoba odeszła szybko i niespodziewanie. Mój tato. Może właśnie ta śmierć spowodowała, że tak bardzo zapragnęłam nie tracić więcej czasu. Wykorzystać go maksymalnie, jak się da. Bo przecież życie jest takie krótkie.

Mój mąż marzy o krótkim wypadzie nad Bałtyk. Ja – przeciwnie. Ciepłe kraje. Z dala od domu.

Nigdy nie byliśmy na wczasach all inclusive. A właśnie takie mi się marzą. Choć nie do końca wiem czego się spodziewać.

Proszę o pomoc mojego brata Rafała. On już był, może coś podpowie.

Już od czerwca wysyła mi różne propozycje wycieczek. A ja najpierw się zachwycam, a potem kręcę nosem. To jednak nie to.

Przychodzi lipiec. Mój mąż zaczyna właśnie urlop. Teraz albo nigdy! 

Podejrzewam nawet, że to mój upór i chęć postawienia na swoim, czyli wizja rodzinnego wyjazdu według Agnieszki sprawiają, że nic z tego nie wychodzi.

W niedzielę postanawiam odpuścić. Dobrze… Niech będzie „nie po mojemu”. Proszę mojego drugiego brata o namiary na tę miejscówkę nad naszym morzem, którą polecał jakieś dwa lata temu.

Kiedy wracam z kościoła telefon od Rafała. Jest jakaś dobra oferta last minute do Turcji.

Termin prawie idealny, wystarczy przyspieszyć tylko o jeden dzień urlop Daniela. Cena dokładnie taka, jaką mieliśmy zamiar przeznaczyć na wyjazd. Pogoda raczej pewna. Co za ulga. Zaczynam się cieszyć.

I wtedy…

I wtedy do mojej głowy zaczyna dobijać się dobrze znany mi gość.  

Moje marzenie zaczyna wchodzić w fazę realizacji, a we mnie nagły lęk.

„Nic to”. To pewnie z tej ekscytacji. Tak szybko. Jak to last minute.

Po konsultacji z rodziną we wtorek zapada decyzja. Jednak lecimy. Wylot w piątek. Mamy na wszystko trzy dni.

Walizki, zakupy, nerwówka. Jestem ciągle podszyta dziwnym niepokojem. Chociaż ostatnio odpuszczam sobie śledzenie newsów, nagle zaczynam czytać każdy artykuł dotyczący Turcji. Zwłaszcza pożarów.

Noc przed wyjazdem. Wszyscy śpią, walizki spakowane czekają w korytarzu, a ja śledzę doniesienia o pożarach w Turcji. Oczyma wyobraźni widzę, jak ewakuujemy się z płonącego hotelu, jak koczujemy na lotnisku.

Nie, nie mogę tego zrobić mojej rodzinie. I to tylko dlatego, żeby spełnić swoje egoistyczne marzenia.

Nie śpię prawie całą noc.

Teraz już wiem, że nie polecimy. Zastanawiam się, czy możliwe będzie jeszcze odwołanie wyjazdu. Chyba nie. Trudno, najwyżej stracimy pieniądze. I stracimy wakacje, bo na kolejny wyjazd nas nie stać.

Około trzeciej nad ranem przysypiam, ale o szóstej budzi mnie sen, który przeraża mnie jeszcze bardziej. W mojej głowie ma wymiar wręcz katastroficzny. 

Teraz jestem prawie pewna, że to znak potwierdzający moje przeczucia.

Nie możemy pojechać!

W tym momencie zastanawiam się tylko, jak im o tym powiem. Trudno…

Nie będzie łatwo, ale życie i zdrowie są ważniejsze niż najpiękniejsze wakacje i pieniądze.

Kiedy mąż się budzi, mówię to wreszcie:

– Nie lecimy!

Możesz sobie wyobrazić reakcję Daniela i dzieci. Tłumaczę im co i jak. Patrzą na mnie jak na kosmitkę.

Przecież to ja od samego początku byłam siłą napędową tego wyjazdu. To miało być spełnienie moich marzeń.

Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że ja nie poznaję samej siebie. Co się ze mną dzieje… Kto lub co wprowadziło mnie w stan takiej psychozy?

Media? Własne lęki? Jakby ogarnął mnie jakiś wewnętrzny paraliż. Czuję się przegrana. W każdym znaczeniu tego słowa.

I wtedy, pojawia się we mnie myśl, żeby odpalić laptopa i jeszcze raz przeczytać maila od Ciebie. Tego o zaufaniu.

Puścić to nie znaczy się poddać.

Czytałam go wcześniej, pamiętałam Twoje historie. Jezioro Galilejskie, Mazury. Ale teraz wiedziałam, że muszę przeczytać go jeszcze raz. W kontekście tej konkretnej sytuacji, w jakiej jestem teraz.

“Na brzegu Jeziora Galilejskiego po raz pierwszy w życiu tak świadomie oparłam się lękowi. Nie zawróciłam. Zaufałam, że On mnie uratuje. To dzięki tej decyzji odkryłam, że po drugiej stronie lęku otwiera się wyzwalające poczucie wolności. I spełnianie marzeń. A lęk jest ich największym zabójcą.” – czytam Twoje słowa i już wiem.

Nie zawrócę!!! Zamykam klapę laptopa. Wdech, wydech.  I mówię:

 – Jedziemy. 

Powiedziałam “jedziemy”?

A przecież my mieliśmy… lecieć.

Nie… to jeszcze nie koniec. Mój nieodłączny towarzysz lęk jeszcze nie odpuszcza.

Ale to już temat na kolejną historię…

Dziękuję Ci bardzo!!!

Za Twoją historię!

Za to, że uratowałaś nasze wakacje!

Za to, że Jesteś!!!

Pozdrawiam serdecznie

Agnieszka:)

A co Tobie najbardziej wciska hamulec w działaniu?

BESTSELLER Trzy tomy poczytnej trylogii zaufania autorstwa dr Moniki Gorskiej


Dołącz do dyskusji: