Jestem winna!
Monika Górska | 17 sierpnia 2023
Butelka wina zawiera więcej filozofii niż wszystkie książki na świecie?
Jeśli to prawda, co mówił Louis Pasteur, to po międzynarodowym festiwalu wina Tuchovinifest, stałam się filozofem. I to po 77 kroć.
Od dwóch lat widać przekręcił mi się w głowie jakiś kurek, bo nie tylko stałam się smakoszem wina i wszystkiego, co wiąże się z uprawą winorośli, ale także pilnie się szkolę. U jednego z najlepszych polskich sommelierów @Adama Pawłowskiego ukończyłam drugi stopień międzynarodowego kursu winiarskiego WSET. Nie mogłam się nadziwić, bo mimo że oddawałam test jako ostatnia, dostałam dyplom z wyróżnieniem. Sama wiem, jak mało wiedziałam jeszcze o winie, ale to było dla mnie takie zapraszające mrugnięcie Najlepszego Scenarzysty:
– Moniko, przypatrz się tej drodze.
Czyli, jak będę musiała zamknąć Fabrykę Opowieści i zmienić ścieżkę kariery, to pracę w wine-barze albo w dziale wina w supermarkecie mam już zapewnioną 🙂
I nawet, z mojej inspiracji, dwa wina w mojej ulubionej Winnicy na Dziole, dostały swoje piękne nazwy.
A teraz miałam okazję po raz pierwszy być sędzią na międzynarodowym festiwalu wina TuchoViniFest. W naszej sekcji sędziowskiej ocenialiśmy 77 butelek wina czerwonego i różowego z południa Polski, Rumunii, Czech i Węgier. Mimo że wolę białe wino, ucieszyłam się. Będzie mi łatwiej oceniać, mniej subiektywnie, bardziej według kryteriów. Choć zaledwie trzy minuty na ocenę jednego wina, to nie lada wyzwanie.
Fantastycznie jest porównywać taką ilość win, wyczuwać ich niuanse, cieszyć się od czasu do czasu wyjątkowym bukietem czy też harmonijnym ułożeniem. Patrzeć i czuć, kiedy ich czerwień mieni się ametystem lub rubinem, słodycz nabiera głębi, dzięki kwasowości, a tanina delikatnie szczypie w język, nawet gdy jest już tylko wspomnieniem wina… I nawet jeśli potem zęby są ciemno-niebieskie jak po tonie jagodzianek.
Choć było takie jedno wino… które było tak inne od innych. Wszystko się w nim zgadzało, a do tego mój nos i usta mówiły:
– To jest wyjątkowe wino. Wyrasta ponad kryteria. I tak trudno jest je jednoznacznie wypunktować.
Ale chciało się z nim zostać dłużej niż trzy minuty. Może nie chciałabym go pić codziennie, choć… kto wie? Urzekło mnie…
Było jak Ivo Pogorelić swego czasu na Konkursie Chopinowskim, który ze swoim prowokującym, bałkańskim temperamentem sprawił, że usłyszeliśmy Chopina, jakiego nie znaliśmy. I… jury nie dopuściło go do finału. Choć w końcu okazało się, że to właśnie jego głośna porażka otworzyła mu z wielkim hukiem drzwi do kariery.
I jak mam to wino ocenić?
Przyznam szczerze, choć dałam temu winu medal, to jednak chciałam mu dać Wielkie Złoto. Ale… odpuściłam. Przestraszyłam się, że za małe mam jeszcze doświadczenia. Może to wada, która tylko mi smakuje? Nawet sobie nie zapisałam, żeby sprawdzić potem, co to było za wino, bo oczywiście butelki były oznaczone tylko numerami.
Ale mimo że minął już ponad tydzień od tego konkursu, nadal o nim myślę. “Wszyscy jesteśmy śmiertelni do pierwszego pocałunku i drugiego kieliszka wina” – mawiał pewien urugwajski dziennikarz Eduardo Galeano. Dla mnie to wino miało w sobie nutkę nieśmiertelności. A mi zabrakło odwagi i pewności siebie, żeby je wybrać. I stanąć za nim murem…
Choć to porównywanie takiej ilości win było dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Ostatnim razem tak się chyba czułam na Konkursie Wieniawskiego w 1981 roku, który wygrała Keiko Urushihara. Opiekowałam się nią wtedy jako prezeska mojego licealnego klubu Pro Sinfonika. I mimo że nie byłam jeszcze wtedy wielką fanką skrzypiec, byłam na wszystkich przesłuchaniach konkursowych. I dopiero wtedy, kiedy mogłam porównać tyle utworów i koncertów, skrzypce zaczęły do mnie mówić…
Tak stało się i teraz. Wino też opowiada swoją zmysłową historię. Na oko, na nos i na podniebienie.
Tylko jaka szkoda, że trzeba było wypluwać… Wtedy jednak, kiedy się zapominałam i wino “samo się połykało”, wiedziałam, że temu winu chcę przyznać złoty medal. Bo na ocenę wina składa się nie tylko wiedza, ale i emocje.
Podobnie jest z opowieściami. Pierwsze przykazanie, tak dla wina, jak i opowieści, brzmi: Nie nudzić!
Jeśli słowa nie zadziałają na zmysły i emocje, nie zostaną zauważone. I nie będzie na medal.
Nawet jeśli ich autor, jak winiarz, bardzo się przy ich produkcji napracował. Ktoś przeczyta kilka stron, wypije jeden kieliszek i odstawi na półkę.
Następnym razem, kiedy będziesz pisać opowieść, post, artykuł na blog, a może nawet książkę, pomyśl, żeby jak wino, przemówiła nie tylko do oka, ale także do ucha, nosa, podniebienia i dłoni.
Tak, by ktoś, kto czyta Twoje słowa, dosłownie usłyszał cichy dźwięk odkorkowanego korka z butelki i pomyślał może: to brzmi jak człowiek otwierający serce…
Powiem szczerze, jeszcze nie wiem, który wariant wybiorę, bo Wasze opinie były często tak różne… I… to też jest takie piękne!
A tymczasem oddaję Cię dziś w modlitwie w opiekę naszej Najlepszej Matki. To Jej zawdzięczamy pierwszy cud Jezusa w Kanie Galilejskiej. No i nie dziwota, że tych dwunastu za nim tak wiernie poszło… 😀😀😀
Ahoj spod łopoczących żagli! To znowu jedna z tych historii, której sama bym sobie nie wymyśliła…
I może do zobaczenia w niedzielę w Sopocie, w kościele św. Andrzeja Boboli. Będę z “Zaufaj” na każdej mszy św.
A w Rowach było… magicznie. I tak pięknie czytania dnia zrymowały się z przesłaniem książki.
Dbaj o siebie.
PS
Dziękuję wszystkim za cudowne wsparcie a szczególnie: Renacie, Ani, Agnieszce, Jadwidze, Adamowi i Mateuszowi.