Jak to naprawdę było z …
Monika Górska | 20 marca 2015
Wszystko zaczęło się w 26 października ubiegłego roku. W niedzielę rano, opublikowałam na stronie Fabryki Opowieści taki post. Być może go czytałeś:
To się nie dzieje! Szłam już do łóżka wczoraj, kiedy zadzwonił telefon. Ciepły, męski głos pyta po angielsku: Monika Gorska ze Story Factory? Dostał numer od mojego kolegi Bartka, z którym współpracował przy reklamie dla polskiego banku.
Nazywa się Kevin Spacey i słyszał, że jestem ekspertem storytellingu i podobno mam super metody nauczania. I on ma w związku z tym nietypową prośbę. Czy zgodziłabym się, żeby przeprowadził ze mną wywiad, na temat tworzenia opowieści? Bo uważa, że to się może bardzo przydać jego współpracownikom w teatrze w Londynie.
Zamurowało mnie. Odkąd zobaczyłam go w „Negocjatorze”, uwielbiam tego aktora i jego śmiejące się oczy. Nawet mój bank polubiłam, od kiedy za szybą widzę jak Spacey poprawia sobie krawat. A teraz on ze mną wywiad?
– Why not? – mówię – Ale pod jednym warunkiem. Że ja też będę mogła z panem przeprowadzić wywiad.
– Sure! Mówi on i słyszę w jego głosie ten uśmiech, od którego robi mi się tak jasno i lekko na duszy. I ja uśmiecham się do niego i mam ten uśmiech jeszcze na ustach kiedy się budzę…
Do wieczora pojawiło się pod tym postem 160 polubień i 40 komentarzy, dalsze 60 polubień pod udostępnieniami. Bez żadnej promocji post zobaczyło 5.300 osób.
Większość komentarzy było entuzjastycznych i bardzo ciepło mi się robiło na sercu, kiedy je czytałam.
„Monia- a dlaczego Cię to dziwi???? Przecież to TY :)”
„To z pewnością nie jest przypadek, ani zbieg okoliczności, to po prostu efekt ciężkiej pracy i wspaniałych jej efektów gratuluje!!”
„Cudnie, życie to jednak opowieść z nagłymi zwrotami akcji i zaskakującymi momentami”
Najbardziej zdziwiło mnie, że większości osób wcale to nie zdziwiło. Przyjęli tę sytuację naturalnie, zwłaszcza ci, którzy wiedzą co robię, byli na moich warsztatach, czytają storytellingowy list…
Jeśli byłeś wśród nich, bardzo ci dziękuję. Mamy coś wspólnego – wiarę, że niemożliwe może stać się możliwe. Ja też w to wierzę od małego i nawet nie policzę, ile razy w moim życiu się to potwierdziło.
Rozmowa z Kevinem Spacey była autentyczna! Wszystko, o czym pisałam, naprawdę czułam i przeżyłam naprawdę… w moim śnie. Nie tylko słyszałam, ale widziałam Kevina. Byłam zaskoczona, że z bliska ma taką porowatą twarz, wydawał się też autentycznie speszony, że prosi o ten wywiad. Pamiętam moje oszołomienie i radość, że słyszał o moich storytellingowych metodach…
Myślałam, że jeśli nawet nie zorientowałeś się po pierwszych słowach, to po ostatnich zrozumiesz, że to się wydarzyło w moim śnie.
Tymczasem tylko kilka osób to zauwazyło. Dlaczego?
Powodów może być kilka. Skupię się na jednym z najważniejszych: MOCY opowieści.
Jesteśmy bardziej skłonni uwierzyć w słowa, które, jak to się dzieje w opowieści, wyświetlają się w naszych głowach, jak projekcja filmu.
Dzięki opowieści niemożliwe staje się możliwe. W życiu także. Ale żeby historia życia człowieka mogła toczyć się dalej, jak pisze Christopher Vogler, w Podróży Autora, trzeba przekłuć bańkę fantazji i przełożyć pragnienie na działanie.
Postanowiłam napisać do Kevina Spacey i zrealizować na jawie moje senne marzenie.
Najpierw długo szukałam dojścia do agencji , która go zatrudniała go do reklamy. Nic mi nie wychodziło. Aż wreszcie jeden z uczestników mojego szkolenia ze storytellingu w marketingu, Czarek, mówi:
– Nie ma problemu, ja znam Damiana, prezesa agencji, która podpisała umowę Kevinem.
Jak myślisz co było dalej?
Masz rację, napisałam do Kevina. Dwa maile. Pierwszy pisałam cały dzień. Na iPadzie. Kiedy list był gotowy, nacisnęłam ikonkę udostępnij. Tak mi się przynajmniej wydawało… List zniknął, bo nacisnęłam niechcący ikonkę kosz.
Moja frustracja i rozpacz były totalne. Zaczęłam więc pisać od nowa. Ale już nie tak mi wyszło.
Czy Kevin mi odpisał?
Niestety nie…
To znaczy… na razie nie.
Jak mawiamy z moim synem Tymkiem: „Górscy się nie poddają”. Mam pewien pomysł. I wymyśliłam metodę jak go zrealizować. Po prostu…