Dzisiaj nagle świat nie ma sensu.

Monika Górska | 19 kwietnia 2025
Wielka Sobota…
Dzień wielkiej ciszy. Dzień, w którym Bóg milczy… Dzień, w którym umarł sens świata.
Dzisiaj nad garnkiem z bulgoczącym kajmakiem, czy obtykając pośpiesznie wiklinowy koszyk do święconki bukszpanem, tak łatwo zapomnieć o tym, czym ta sobota była wtedy, prawie dwa tysiące lat temu…
Dla apostołów… Dla Jezusa i Jego Matki…
To była chyba najgorsza sobota w ich życiu… i chyba najciemniejsza sobota w dziejach całego chrześcijaństwa.
Piotr… ledwo przedwczoraj, kiedy Jezus prosił go, żeby z nim czuwał w Ogrodzie Oliwnym, zasnął. A gdy Jezus, coraz bardziej zatrwożony tym, co miało się wydarzyć, obudził go, zasnął po raz drugi. A potem trzy razy wyparł się Jezusa. A tak się zarzekał, że odda za niego swoje życie.
Zwątpili wszyscy Jego uczniowie. Może szli rozproszeni gdzieś w tłumie, ukradkiem, za swoim Mistrzem na Golgotę. Ale żaden nie pomógł dźwigać Mu krzyża. Pod krzyżem też ich nie było.
Oto umierała ich nadzieja. Wszystko, co razem przeżyli, wszystkie cuda, cała ich historia, kiedy z rybaków mieli stać się rybakami ludzi, na ich oczach rozsypywała się w drobne kawałki. Choć oni, rybacy, mogliby przecież zrozumieć, kiedy mówił, że innego znaku nie dostaną, jak znak Jonasza.
Nikt nie był bliżej Niego niż oni. Nikomu nie tłumaczył wszystkich przypowieści, tak jak im. Mówił im o wszystkim, co się wydarzy. A jednak ich uszy ani serce nie pojmowały tego.
Jak bardzo się teraz boją. Jaka pustka musi być w ich sercach. Jaki ból. Tak może boleć tylko zawiedziona nadzieja. Znowu mają być tylko rybakami. A ich naród nadal pozostanie zniewolony.
Nawet ukochany Jan, zamiast modlić się z Jezusem w Getsemani, zasnął. Tak jak Piotr i Jakub.
Choć nie opuścił już Go pod krzyżem.
Jednak najwierniejsze Mu były kobiety. Cierpliwie, aż do Jego ostatniego oddechu, były przy Nim.
Jego Mama i jej siostra Maria, Salome – matka Jana i Jakuba, i Maria Magdalena.
Jaka straszna musi być dla nich ta sobota. Ten, którego tak kochały, nie żyje. I to wszechogarniające uczucie totalnej niemocy, które paraliżowało każdy oddech, kiedy stały pod krzyżem. A teraz krwawe obrazy Jego męki i umierania wdzierają się pod przymykające się powieki. Wędrują prosto do serca i nie dają zasnąć.
Maryja… jak niewypowiedziany jest ten miecz boleści, który – tak jak zapowiedział Symeon – przeniknął na Golgocie jej duszę. Najpierw odszedł jej ukochany mąż Józef, a teraz ukochany Syn…
Poniżony, opluty, wyszydzany, powykręcany z bólu, zamęczony na śmierć. Tę najbardziej haniebną. Na krzyżu.
A w sobotę… Czy Matka Jezusa płacze, rozpacza?… Czy tylko milczy… w swoim sercu rozważając wszystko jak wtedy, w Nazarecie… Czy wie? Czy przeczuwa, że to nie koniec? A dopiero początek? Czy w tę sobotę jest u Jana, swojego nowego syna, z jego mamą Salome? I kto pociesza kogo?
A może nie potrzebują pocieszenia? Potrzebują tylko czasu. Bo uwierzyli Słowu. A ich serce je pojęło.
Maria Magdalena… Tak rozpaczać może tylko ktoś, kto bardzo kocha. Straciła człowieka, który pierwszy ją zobaczył. Taką, jaka jest. Całe jej piękno i dobro. Ponad grzechem, opętaniem, słabością. Za takim człowiekiem idzie się na koniec świata. Ona poszła pod krzyż. I nie zdziwiłoby mnie, gdyby czuwała przy grobie każdej nocy. Żeby nie czuł się sam. I żeby ona nie czuła się tak boleśnie, przeraźliwie sama.
– Mario… – Tak mnie porusza, że Jezus odzywa się do niej, choć jeszcze nie był u Ojca. Jest dopiero w drodze. Jakby tak wielka miłość nie mogła zostać bez odpowiedzi…
Judasz… Judasza już nie ma… I do niego dociera, co zrobił. Wraca do arcykapłanów, przyznaje się do winy i chce oddać pieniądze. Nie chcą ich. Dostali już to, co chcieli. Rzuca pieniądze na ziemię i idzie się powiesić.
A Jezus jest właśnie sądzony przez Piłata. I pyta Prawdy: – Cóż to jest prawda?
Jezus…
Dla niego ta sobota jest najciemniejsza. Zaczyna się od tego krzyku, który za każdym razem wwierca się prosto w moje serce. A oczy robią się mokre od łez.
– Eloi, Eloi, lama sabachthani! Boże mój, Boże mój, czemu mnie opuściłeś.
Nigdy Bóg nie był bardziej człowiekiem.
I pomyśleć, że od tych słów zaczyna się nasze zbawienie. Od goryczy osamotnienia. Nie tylko przez ludzi. Ale poczucia totalnego opuszczenia przez Boga.
To, co się dzieje po tych słowach, to tajemnica. Mogę tylko zapalać, jak w ciemnym kościele w Wielką Sobotę, na początku Wigilii Paschalnej, wątłe płomyki myśli. Może one rzucą, choć odblask światła na to, co mogło się wydarzyć tej najciemniejszej nocy… z wielką pokorą, że może kiedyś poznamy Prawdę. Moim przewodnikiem będzie jeden z najwybitniejszych teologów XX wieku Urs von Balthasar. Wielokrotnie podkreśla, że najwięcej rozumienia zawdzięcza mistycznym objawieniom Adrienne von Speyr, szwajcarskiej lekarki i mamy, uwielbianej przez pacjentów i swoich synów.
Zastanawiam się, czy istnieje inna religia, gdzie Bóg tak zniża się do człowieka? Jak sługa. Jak niewolnik. Jak ofiara…
– Ojcze, czemu mnie opuściłeś? – Po tym już tylko ostatni krzyk i ostatni oddech. I dla Jezusa zaczyna się prawdziwe piekło.
Zstępuje do Otchłani. Jak przeraźliwa musi być jego samotność. Bez żadnej nadziei. Umarły z umarłymi. Nie ma kontaktu z Bogiem i ludźmi. Wszelkie życie jest już przeszłością. A wszystko, co tu na ziemi dawało mu nadzieję, zostaje odebrane.
Nie walczy z Szatanem. Nie rozwala murów piekła z gniewem, z którym przewracał stoły kupców w świątyni. Nie robi już nic. Puszcza wszystko…
To nie tryumfalny wjazd do Królestwa Śmierci jak w Niedzielę Palmową do Jerozolimy. Ale wejście w sferę najmroczniejszych potęg. Krąg po kręgu. Na samo dno naszego grzechu i zła. Nie ma ciemniejszej ciemności. On, którego serce za życia tak przepełnione było miłością do ludzi, tutaj musi przeżywać niewyobrażalne męczarnie. Solidarny z żywymi. A teraz… solidarny z umarłymi.
Kiedy Jezus pocił się w Ogrójcu krwawym potem i modlił o odsunięcie kielicha, zawsze myślałam, że chodzi Mu o mękę i śmierć. Że to chciał od siebie odsunąć.
A teraz nagle błysk intuicji – a może On był tak przerażony tym, co będzie potem… Zstąpieniem do piekieł, które zaledwie krótkim zdaniem wspominamy w naszym Credo.
Do miejsca, gdzie nie ma Boga?
Tam spotyka Adama i Ewę, jak chce tradycja wschodnia… Ikona zmartwychwstania Anastasis pokazuje, jak Jezus łapie Adama za nadgarstek, by wyciągnąć go z otchłani.
A może… spotyka tam też i… Judasza? Który jak Piotr zapłakał. I – jak zapisuje Mateusz – chciał odkupić swoją zdradę, rzucając srebrniki pod nogi arcykapłanów:
– Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną!
Dopiero w tej Otchłani Jezus, sam bez grzechu, może dotknąć i poznać najczarniejsze potworności ludzkiego grzechu. Poczuć ciężary Marii Magdaleny i tych wszystkich, którym przebaczał grzechy… Męki pokus. Totalny brak wiary, nadziei i miłości. Ból niemocy wyzwolenia. Zawsze… nigdy…
Po to, byśmy my na zawsze byli wyzwoleni. I to nie przez nasze wysiłki nawet, ale tylko dzięki Łasce Jego Miłości.
Jak inaczej teraz będę słuchać Exsultetu.
Tej właśnie nocy Chrystus skruszywszy więzy śmierci jako zwycięzca wyszedł z otchłani.
O, zaiste błogosławiona noc, jedyna, która była godna poznać czas i godzinę zmartwychwstania Chrystusa. O tej to nocy napisano: A noc jako dzień zajaśnieje, oraz: Noc będzie mi światłem i radością.
Tylko totalne posłuszeństwo Syna wobec Ojca, posłuszeństwo trupa, jak powtarza za św. Franciszkiem Urs von Balthasar, uodparnia Go i pozwala Mu „zrabować mocarzowi Ciemności jego mienie”. Aby zniszczyć do końca i unieszkodliwić każdy grzech, zło i śmierć.
I postawić na dnie piekła kamień graniczny, od którego zaczyna się życie.
Bo w piekło zaniósł MIŁOŚĆ.
Wielkiej i Cichej Wielkiej Soboty. Niech nawet sernik, swoim zapachem, przypomni Ci dzisiaj, o Tym, kto ukochał Cię tak bardzo, że aż oddał za Ciebie życie. I bez Którego i Ciebie, i sera, i jajek ani nawet wanilii by nie było 🙂
Monika
To fragment: „Zaufaj, puść i kochaj”, a zdjęcie zrobiłam na Jerozolimskiej Starówce w Wielkanoc 2023.