Da się w 50 dni napisać książkę?


Monika Górska | 8 kwietnia 2021

– To kiedy napiszesz następną książkę, Moniko? – To pytanie słyszę tak często, że może i bym nawet je polubiła, gdyby nie jeden drobny szczegół.

Mam teraz zupełnie inne plany. I co innego do roboty. Nie uważam siebie za pisarkę.

I nagle, w lutym, dwa lata temu w Nazarecie, ostatniego dnia mojej samotnej podróży szlakiem Jezusa po Galilei, budzę się o trzeciej nad ranem. Moje serce bije jak oszalałe.

I nagle wiem. Mam napisać książkę.

Tym razem nie podręcznik storytellingu biznesowego ani nauki robienia filmów.

Ale opowieści z życia wzięte, szczególnie dla tych, którzy w życiu kierują się kompasem wiary. Ale brakuje im czasem nadziei. Czasem miłości.

Opowieści o tym, jak przestać chcieć wszystko kontrolować. Jak przestać się bać. I o tym, jak w czasach, kiedy się traci zaufanie do wszystkich, a nawet do samego siebie, zaufać Jezusowi. 

Bo wtedy w życiu zaczynają się dziać WIELKIE RZECZY.

– O Jezu! Nie! Nie dam rady! Nie teraz! Storytelling biznesowy w Polsce nabrał wreszcie rozpędu! Robię nowe kursy online, tyle szkoleń i konferencji, ciekawe projekty międzynarodowe… Mam tyle pracy, że doby nie starczy. 

Jak mam wyrwać kilka albo kilkanaście miesięcy z życia na pisanie? 

To nie Spełnij Marzenie, marzenie spełni Ciebie. 12 lekcji życia od Wielkiego Kanionu, którą napisałam i wydałam w 40 dni. 

I co? Może jeszcze mam zawiesić firmę, bo przecież koszty?

A poza tym… Nie łączy się wiary i biznesu. To może być biznesowy samobój!

Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc odkładam pisanie tej książki. 

Nie znajduję na to czasu ani finansów. Choć to temat na osobną opowieść.

Tracę wiarę w siebie. Boję się. Odpuszczam.

I tak mijają dwa lata.

Ale jest kilkoro ludzi, którzy nie odpuszczają. Kibicują. Wspierają finansowo. Żebym mogła sobie pozwolić na przerwę w pracy na pisanie.

Czytam komuś wstęp do mojej książki. 

Na drugi dzień o świcie słyszę pukanie do drzwi. – Kto? O tej porze? Otwieram ostrożnie. 

Na wycieraczce leży kolorowy banknot i tylko trzy słowa: Pisz! Pisz! Pisz! 

Następnego ranka dostaję od mojej współpracowniczki Ani Sikorskiej piękny bukiet tulipanów. A na każdej łodyżce zawinięty zielony lub niebieski banknot na książkę. Najbardziej motywujący bukiet w życiu! Lecą mi łzy.

I jeszcze moja siostra Weronika, Joanna Sosnowska i Antoni Walter, o którym napiszę kiedyś osobno. Do dziś moi najwierniejsi Patroni! 

Mówię im – nie dam rady! Nie pomagajcie już więcej. 

Ale oni mnie nie słuchają.  

Ich wiara we mnie i w tę książkę nie pozwala do końca odpuścić. Podobnie jak wiara tych wszystkich cudownych ludzi, którzy mnie przez spory szmat czasu wspierali! Zaczynając od mojego syna, który pierwszy uwierzył i dał mi znak.

Jesteście w moim sercu i modlitwach na zawsze! Nigdy Wam tego nie zapomnę.  

Wasza wiara uczyniła cud.

I teraz to się właśnie dzieje. 

Od wczoraj zaczęłam pisać książkę. A właściwie ona sama zaczęła się pisać.

Niebawem ruszam w góry, do samotni u stóp Matki Boskiej Niezawodnej Nadziei. Na napisanie tej książki daję sobie, a raczej Temu, który najlepiej wie, o co chodzi, 50 dni. Od Zmartwychwstania do Zesłania Ducha św, 23 maja 2021 r. 

Czy dam radę? 

Nie wiem. 

Ale piszę Ci o tym, bo będzie mi głupio odpuścić, wiedząc, że wiesz. A może i nawet czekasz na tę książkę?

Jeśli chcesz, to w tę podróż ruszymy razem. Słowo za słowem, strona za stroną, przeżycie za przeżyciem.

Zaczniemy o trzeciej nad ranem, na brukowanych, wąskich uliczkach Starej Jerozolimy, skąpanych w żółtym świetle latarni. W niespotykanej tu za dnia ciszy, przerywanej tylko od czasu do czasu miauczeniem i gonitwami kotów, pójdziemy Via Dolorosa. Od niej wszystko się zaczęło. Tylko Ty, ja i Jezus.

To tam zrozumiałam, że to On najpierw był odrzucony, że to Jego najpierw nie rozumieli, nie kochali, że to Jego najpierw wyśmiali i zdradzili. Nawet najbliżsi.

Potem pojedziemy na chwilę do Szwajcarii Kaszubskiej. A później do San Giovanni Rotondo, gdzie ojciec Pio podpowie Ci, co zrobić, kiedy ręce Ci dosłownie opadają, jak spotykasz się z głupotą, fałszem, małostkowością, złośliwością czy agresją innych.

Wreszcie o wschodzie słońca wejdziesz ze mną do jeziora Genezaret i z nogami w wodzie poczujesz, jak to jest być głową w niebie.

A z krzaka gorejącego od słońca, które zachodzi na Górze Błogosławieństw, usłyszysz w powiewie wiatru: „A co, jeśli masz TYLKO DZISIAJ?”

Z Bożą pomocą tę książkę będę pisać tak, żeby była jak lustro, w którym się przejrzysz i doświadczysz, jak zmienia się Twoje życie, kiedy na chwilę odpuścisz i bardziej zaufasz Jezusowi. 

Jak dzięki temu zmienia się Twoja samotność, mądrość, Twoje poczucie wolności i pokoju, wiara w siebie i, ponad wszystko, miłość. Jak krok za krokiem dotyka Cię ona coraz mocniej. Taka bezwarunkowa i totalna, jak w liście Pawła do Koryntian. (1Kor13)

To tylko dzięki Niej i tylko dla Niej żyję i tworzę.

Dasz się jej porwać i wyruszysz ze mną, by odkryć Twoje Jezioro, Twoją Górę, Twoje Niebo i Twój Szlak?

Wysyłaj w moim kierunku dobre myśli, dobre słowa i modlitwę. 

A ja co tydzień podzielę się tutaj z Tobą małym fragmentem książki. 

Co Ty na to?

Mam nadzieję, że Ci wśród naszej storytellingowej społeczności, którzy używają innych życiowych kompasów, albo wierzą inaczej, potraktują te opowieści po prostu, jako ciekawy reportaż z egzotycznej podróży.   

Może dołożysz do tej książki swoją cegiełkę i napiszesz mi kilka słów o tym, co dla Ciebie w przeżywaniu wiary jest najtrudniejsze. Nie mam na myśli hierarchii kościelnej, ale Twojej osobistej relacji ze Stwórcą? Może będę mogła poszukać wśród moich historii takiej, która spotka się z Twoją?

A może zaczniesz i Ty pisać teraz swoją książkę?


Dołącz do dyskusji: