Był ostatni w kolejce. I wyglądał na wkurzonego…


Monika Górska | 31 sierpnia 2023

Kątem oka widzę, że jest wkurzony. Stoi już dość długo w kolejce po moją książkę. Jest upalny, sobotni wieczór. Sopot tętni życiem, a ja podpisuję dedykacje przy małym kościółku Andrzeja Boboli z przepięknym tabernakulum i witrażami opowiadającymi historie z Galilei. Jak Jezus chodził po wodzie i jak Piotr złowił 153 ryby, w miejscu, gdzie miałam szczęście pisać II i III tom mojego tryptyku o Zaufaniu.

Dokładnie naprzeciw, po drugiej stronie ulicy, dwa hotele: Sheraton i Grand Hotel, od których zaczęła się moja biznesowa przygoda z Fabryką Opowieści, o której opowiadam w Zaufaj.

No powiedz, czy sama bym sobie to wymyśliła?

Kończę niezwykłą rozmowę z kobietą, której wpisuję dedykację do książki. Opowiada mi o swoich lękach, trudnym macierzyństwie, nadziei. Inni opowiadają mi o problemach w domu: alkohol, dzieci oddalające się od wiary, choroby, brak zaufania. Te tematy powracają najczęściej. A we mnie wzbiera fala wdzięczności. Dla takich właśnie rozmów ją napisałam.

Czuję, że książka żyje. Że, jeśli taka będzie Wola Boża, naprawdę może komuś pomóc.

I serce mi rosło, kiedy w Rowach po każdej mszy św. ustawiały się godzinne kolejki po dedykację. Czasem dla siebie, a czasem dla tych, których kochają i dobrze im życzą. Lista imion bywała długa, bo – jak mówią – ta książka będzie pielgrzymować po rodzinie i przyjaciołach. I ile dobrego przy okazji opowiadają o swoich mamach, babciach, dzieciach, mężach, zięciach, sąsiadkach… “To prawdziwy Anioł”, “To jest człowiek z duszą!” – jak często powtarzają te słowa. A ja się wtedy czuję jak w czekoladowej fontannie. Tyle dobra wokół. I jak bardzo się cieszę, że moja książka trafia do takich ludzi.

Patrzę przepraszająco na mężczyznę z neseserkiem. Jest ostatni w kolejce.

– Ale się pan wyczekał. Dla kogo wpisać?

– Nie potrzeba nic, tylko autograf – mówi ostro.

W Sopocie czuję się jak królowa. Może szumi, słońce rozgrzewa, a proboszcz – Ksiądz Wojciech, który ma niezwykły charyzmat gościnności, dba o każdy szczegół! I tak pięknie zaprasza mnie za pulpit i w dodatku oddaje “Zaufaj” sam początek ogłoszeń parafialnych. I miejsce w gablocie.

Następnego dnia znowu ustawiają się kolejki. Podchodzi do mnie kobieta. Trzyma w ręku “Zaufaj”. Ma łzy w oczach: Ja tu nigdy nie chodzę. Teraz już wiem, dlaczego przyszłam…

A po chwili szczupła blondynka, która była na mojej prelekcji TEDx Ostrołęka osiem lat temu, mówi mi: Jak tylko Pani zaczęła opowiadać, to pomyślałam, że to musi być pani.

Macha do mnie Małgosia Nowak , która czyta mój list już od kilku lat: No pomyśl, ja z Warszawy, ty z Poznania i spotykamy się w Sopocie. Chyba, po to, żebym Ci mogła podziękować, bo dzięki Twoim słowom na nowo odzyskałam wiarę…

Jest też Antoni Walter , absolwent Mistrzowskiej Szkoły Storytellingu Biznesowego, a potem najwierniejszy Patron książki. I prosto z Japonii Marek Kamiński , z którym wczoraj przegadałam całe popołudnie.

Zawsze się modlę do Ducha Św., żeby ta książka trafiła do tych, co jej akurat potrzebują. I teraz ja też mam łzy w oczach. Bo już wiem, że nie jestem tu sama…

I nagle pojawia się on. Poznaję go po neseserku. Jestem lekko zaskoczona. Koszula księżowska.

Dziś kupuje kolejne cztery książki. Trzy dla przyjaciół księży, a w czwartej prosi o dedykację dla czytelników biblioteki w Gniewie. I opowiada swoją historię. Zgodził się, żebym się z Tobą nią podzieliła.

– Od kilku dni miałem doła. Totalny ludziowstręt. No co, księża też mają czasem doły. Zamknąłem się w pokoju na cały dzień i dopiero wieczorem wyszedłem, żeby coś załatwić na Sopockich Targach książki. A mam taki zwyczaj, że co roku kupuję na tych targach jedną książkę religijną. Ale nic ciekawego nie mieli. No to chociaż pójdę się pomodlić. Ale kościół już zamknięty.

A tu sobie siedzi pani Monika… Gdyby to była książka o tajemnicach różańca albo Fatimie, to bym pewno akurat teraz nie kupił, ale o zaufaniu… tego tak bardzo nam potrzeba. Mi też. No z nieba mi Pani spadła. Przeczytałem przez noc. I musiałem tu wrócić.

I mam dla Pani i dla Pani syna coś. Otwiera neseserek i podaje kalendarze z Misiem Maciusiem, który w przebraniach jak Manneken Pis wędruje po Polsce.

– Jak Pani przyjedzie do Gniewu, to zobaczy Pani u nas więcej takich zwierzątek: Mamy jeszcze wiewiórkę Walentynę, Wróbla Wojciecha, będzie Jeżyk Jerzy i pająki Paweł i Paulina w zegarze słonecznym. To się wzięło z legendy, że kiedy w czasie potopu szwedzkiego była straszna bitwa pod Gniewem, wszyscy walczyli i w kościele nikogo nie było na mszach św. A wtedy wypłoszone z lasu hukiem armat zwierzęta schroniły w się w kościele i tam modliły się zamiast ludzi. I w intencji ludzi, o pokój.

Bo żeby Pani mnie myślała, że tylko książka i już. Przyjedzie Pani do nas na rekolekcje wielkopostne dla młodzieży? I zrobilibyśmy od razu spotkanie autorskie. Ile tutaj Bernardinum sprzedało Pani książek? Sto? To i tak byłoby nieźle.

– Uśmiecham się tylko, bo książka bije rekordy.

– U nas nie ma księgarni, ale na takich spotkaniach ludzie kupują i po 300 książek.

To co, przyjedzie Pani? I otwiera kalendarz. Widać, że zadaniowiec. I z jakim Bożym ogniem. Ale zazdroszczę parafianom św. Mikołaja takiego proboszcza! Aż mam ochotę go wyściskać.

Szczerze Ci powiem, zgodziłabym się na wszystko. Tę książkę pisałam, choć z wielką nieśmiałością, także dla księży. Nam jest czasem tak ciężko z nimi, ale modląc się codziennie na skale Miłości, nad brzegiem Jeziora Galilejskiego, zrozumiałam, jak bardzo i im potrafi być ciężko. I też nie zawsze mają do kogo z tym pójść. I jak ważne jest, żeby się za nich modlić.

A teraz wreszcie po raz pierwszy mam to szczęście, że rozmawiam z księdzem, który przeczytał moją książkę. A nawet pochłonął. W jedną noc. I wrócił do mnie po więcej. To przepiękna informacja zwrotna!

Od tak dawna tak mi się marzy, żeby mój SyKoMoR rozrósł się jak wielkie drzewo, i służył zarówno przedsiębiorcom, do tworzenia historii o ich biznesach, ale także tym wszystkim, którzy chcą innym opowiadać o Bogu, swoim zaufaniu i swojej miłości. A teraz mam wrażenie, że powoli zaczyna się to właśnie dziać. I może częściej będę wracać do Trójmiasta…

Cały ten tydzień był dla mnie wielki CUDEM. I jakąś taką wielką nadzieją. Spotkałam fantastycznych proboszczów, ciężko pracujących, przemęczonych, ale bardzo oddanych swoim parafianom i Bogu. I niezwykłych ludzi z wszystkich możliwych zakątków Polski, którzy, mimo że na wakacjach, na każdej mszy szczelnie wypełniali kościół i okoliczne place. A w międzyczasie pływałam jeszcze na Mazurach z dziennikarzem – legendą Solidarności, przyjacielem Herberta, Kaczmarskiego i Jana Pietrzaka. Zrobił mi bezcenną lekcję naszej historii pod żaglami 🙂 I pomyśl, że cały ten piękny wakacyjny tydzień dostałam w prezencie! Bo zaufałam…

A po powrocie do Poznania jeszcze dobre wieści od mojej redaktorki Hani. Przeczytała II tom, jest pod wrażeniem i zabiera się do pracy. I wieści z magazynu – zostały już ostatnie 42 egzemplarze I nakładu… No i jak tu nie dziękować…

Z tym większą energią ruszam teraz kończyć III tom… Wspieraj mnie proszę.

I dbaj o siebie!

Bardzo dziękuję za propozycje wsparcia finansowego i każde dobre słowo za podpowiedzi, informację zwrotną i za modlitwę w ostatnim tygodniu szczególnie tym, którzy mi o tym napisali: Jowicie, Renacie, Wacławie, Joasi, Dariuszowi, Lidii, Basi, Danielowi, Monice, Małgosi, Wiesławie, Patrycji.

PS

Książkę “Zaufaj” kupisz tutaj: http://fabrykaopowiesci.pl/zaufaj

Tu też przeczytasz opinie tych, którzy już ją przeczytali. Zajrzyj, zapraszam 🙂

#Zaufaj #KupJą #PrzeczytajJą


Dołącz do dyskusji: