Brak mi słów
Monika Górska | 7 grudnia 2017
Kinga napisała do mnie: Szaleję z rozpaczy. Zabrałaś mi wszystkie wymówki.
Ewa: Miałam poczucie, że jesteśmy rodziną, która spotyka się na zjeździe rodzinnym po latach.
Marek: Do Warszawy przywiozłem mnóstwo pomysłów, a przede wszystkim ochotę i wolę do roboty i do życia, lepszego, pełniejszego, radośniejszego i bardziej twórczego. Fajnie, że podpaliłaś ten ogień.
To był jeden z takich momentów, kiedy Ziemia przestaje być okrągła, a czas odrywa się od niej jak piłka. Wszystko nagle działa na innych obrotach. Krew krąży szybciej, w głowie pulsuje, kolory są bardziej kolorowe, słowa same trafiają tam, gdzie trzeba, twarze napełniają się światłem.
Tak bym mogła odpowiedzieć dzisiaj komuś, kto by mnie pytał jak było na storytellingowej konferencji w Poznaniu w ostatni weekend. Emocji i energii było tyle, że jeszcze dochodzę do siebie.
Ale najważniejsze było to, że nie zatrzymaliśmy się tylko na tym.
Nie wiem, jak zmieni się życie i biznesy uczestników konferencji. Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem. Wiem jednak, że dzięki ich hojności, zmieni się życie jednej super utalentowanej studentki. A kto wie, czy nie i świat.
Napiszę Ci jeszcze kiedyś o tym więcej, ale dzisiaj… najlepiej zrobi to za mnie opowieść* 🙂
W najbardziej oddalonym miejscu pustyni znajdowała się oaza. Tam, obok daktylowych palm, klęczał stary Eliahu.
Jego sąsiad Hakim, który był bogatym kupcem, zatrzymał się w oazie, aby napoić swoje wielbłądy, i zobaczył Eliahu, który oblany potem grzebał w ziemi.
– Jak się masz, staruszku? Pokój z tobą.
– I z tobą – odpowiedział Eliahu, nie przestając grzebać.
– Co robisz w takim upale z łopatą w ręku?
– Sieję – odpowiedział starzec.
– A co tutaj siejesz, Eliahu?
– Daktyle – odrzekł Eliahu, pokazując daktylowy gaj wokół siebie.
– Daktyle! – powtórzył nowo przybyły. I zamknął oczy z politowaniem, jakby usłyszał największą głupotę świata. – Upał uszkodził ci mózg, drogi przyjacielu. Zostaw tę pracę, pójdziemy do namiotu i napijemy się likworu.
– Nie, muszę skończyć sianie. Później, jak chcesz, napijemy się…
– Powiedz mi, przyjacielu, ile masz lat?
– Nie wiem… Sześćdziesiąt, siedemdziesiąt, osiemdziesiąt… Nie wiem… Zapomniałem. Ale czy to ważne?
– Posłuchaj, przyjacielu. Aby wyrosła palma daktylowa potrzeba ponad pięćdziesięciu lat, a żeby zaowocowała, trzeba poczekać jeszcze dłużej. Wiesz, że nie życzę ci źle, i obyś żył sto jeden lat, ale sam zdajesz sobie sprawę, że z trudem doczekasz się zbioru plonów tego, co dzisiaj zasiejesz. Zostaw to i chodź ze mną.
– Słuchaj, Hakim, pożywiłem się daktylami, które ktoś zasiał, temu komuś też się nie marzyło zjedzenie tych daktyli. Ja sieję dziś, aby jutro inni mogli się posilić tym, co zasiałem… Warto skończyć tę pracę, choćby dla oddania hołdu tamtemu nieznanemu człowiekowi.
– Dałeś mi dzisiaj dobrą naukę, Eliahu. Pozwól, że zapłacę ci sakwą pieniędzy za lekcję, którą od ciebie dziś otrzymałem. – I mówiąc to, Hakim wręczył starcowi skórzaną sakwę.
– Jestem ci wdzięczny za twoje pieniądze, przyjacielu. Widzisz, czasami bywa i tak: ty mi przepowiedziałeś, że nie doczekam zbioru mych plonów, i było to bardzo prawdopodobne, ale zauważ, że choć jeszcze nie skończyłem siać, a już zebrałem sakwę z pieniędzmi i wdzięczność przyjaciela.
– Twoja mądrość zadziwia mnie, staruszku. To już dzisiaj twoja druga lekcja, i być może ważniejsza od pierwszej. Pozwól mi więc również odwdzięczyć ci się drugą sakwą pieniędzy.
– A czasami bywa i tak… – kontynuował starzec. Wyciągnął rękę wskazując na obydwie sakwy z pieniędzmi. – Zasiałem, aby nie zebrać, i zanim skończyłem sianie, zebrałem nie raz, ale dwa razy.*
No to teraz… do roboty!
*Plantator daktyli, Jorge Bucay, Pozwól, że ci opowiem. Bajki, które nauczyły mnie, jak żyć
PS
Wszystkie zdjęcia z konferencji znajdziesz na moim Facebooku, a dokładnie w tych 4 miejscach:
>> https://web.facebook.com/
>> https://web.facebook.com/
>> https://web.facebook.com/
>> https://web.facebook.com/