Bóg nie nosi zegarka

Monika Górska | 27 lutego 2025
We wtorek wracałam pociągiem z Augustowa, z misji. Zmęczona… choć pełna energii. I szczęśliwa. Bo tak cudownie jest poczuć się nawet i najmniejszą częścią Czegoś tak Wielkiego. Swoją drogą jakie piękne słowo. Misja… Sens istnienia. Kierunek rozwoju. Posłanie…
Dziękuję za modlitwę i podpowiedzi, które opowieści wybrać, żeby dać świadectwo temu, że dla Boga naprawdę nie ma nic niemożliwego. I choć On nie nosi zegarka i ma zupełnie inne wyczucie czasu, nie jest głuchy. Wystarczy Mu mój szept, krzyk, a czasem decyzja, mój wybór. I bywa, że zaledwie kilka sekund, żeby zmienić wszystko.
Pamiętasz tę niesamowitą przemowę do studentów Steve’a Jobsa na ceremonii zakończenia studiów Uniwersytetu Stanford w 2005 r.?
Też miał tylko 15 min. I wybrał trzy opowieści, w których zamknął całe swoje życie. Ok. Czytał, tak łatwiej kontrolować czas, ale to prawdziwy majstersztyk storytellingu. Gdzie każda opowieść staje się ilustracją ważnego dla słuchaczy przesłania. Nie dziwi mnie, że ma kilkadziesiąt milionów wyświetleń.
Tutaj możesz ich posłuchać w oryginale z polskimi napisami. Chyba, że wolisz przeczytać? To wkleję Ci je na końcu wpisu.
I ja, z inspiracji Jobsa, wybrałam trzy opowieści.
Pierwsza o tym, że jeśli nawet wydaje nam się, że nic już nie możemy zmienić, coś zawsze możemy zrobić… I o moim uzależnieniu. Z którym tyle lat nie potrafiłam sobie poradzić.
Jestem uzależniona od chęci radzenia sobie ze wszystkim sama i poleganiu tylko na sobie.
Tak, tak… Znasz tę opowieść dobrze. 24 lutego, była 16. rocznica mojego życia i tego wyboru, żeby przejść na stronę Światła. A Jobs miałby 70 urodziny…
Druga opowieść była o tym, jak wierzyłam w Boga, ale nie wierzyłam Bogu.. I jak z niedowiarka stałam się wierząca. O tym, że jeśli tylko totalnie zaufam Najlepszemu Ojcu, i przestanę Go rozliczać z czasu, będzie mógł wreszcie działać po swojemu. I w sekundy może uzdrowić rany, które krwawiły latami. Kiedy widzi, że pacjent jest gotowy… Wiesz, którą historię wybrałam, prawda?
A trzecia historia miała być o największym zabójcy naszych marzeń i naszych nadziei. I o tym głosie, który podpowiada: Nie bój się, wierz tylko!
Miała. I ja miałam trzy podejścia, ale się nie zmieściła. Trochę mi jej żal… to jedna z moich ulubionych. Ale widocznie to nie było jej miejsce… przyjdzie jeszcze jej czas…
Rację ma Kohelet: To, co jest, już było. A to, co ma być kiedyś, już jest. Bóg przywraca wszystko, co przeminęło.
A teraz już zostawiam Cię z Jobsem i jego opowieściami.
Jestem zaszczycony, że mogę być z wami podczas uroczystości ukończenia jednego z najlepszych uniwersytetów na świecie. Nigdy nie ukończyłem studiów. Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie byłem tak blisko ukończenia uczelni. Dzisiaj chciałbym opowiedzieć wam trzy historie z mojego życia. To wszystko. Nic poważnego. Tylko trzy opowieści.
Pierwsza historia jest o łączeniu punktów.
Zrezygnowałem z nauki w Reed College po 6 miesiącach, jednak pozostałem na uczelni przez kolejne 18 miesięcy, póki ostatecznie nie zakończyłem nauki. Dlaczego więc zrezygnowałem?
Ta historia rozpoczęła się, zanim się narodziłem. Moja biologiczna matka była młodą, niezamężną studentką, która zdecydowała się oddać mnie do adopcji. Uważała, że powinienem być adoptowany przez absolwentów wyższej uczelni, zatem wszystko było ustawione, abym został adoptowany przez rodzinę prawnika. Jednakże tuż po moim narodzeniu postanowili, że chcą jednak dziewczynkę.
Moi rodzice, którzy byli na liście oczekujących, dostali w środku nocy telefon: „Mamy nieoczekiwanego chłopca; czy go chcecie?” Odpowiedzieli: „Oczywiście.” Moja biologiczna matka wkrótce jednak zorientowała się, że mama nigdy nie skończyła studiów, a ojciec nigdy nie ukończył szkoły średniej. Odmówiła podpisania ostatecznych dokumentów. Ustąpiła kilka miesięcy później, gdy moi rodzice obiecali jej, że pewnego dnia wyślą mnie na studia.
I tak się stało. 17 lat później poszedłem na wyższą uczelnię. Jednak naiwnie wybrałem szkołę, która była prawie tak droga jak Stanford – wszystkie oszczędności moich rodziców były wydawane na moją edukację. Po sześciu miesiącach, nie mogłem dostrzec żadnych efektów.
Nie miałem pojęcia co chciałem robić w życiu, ani jak studia miałyby mi w tym pomóc. Marnotrawiłem pieniądze, które moi rodzice oszczędzali całe życie. Tak więc zdecydowałem o rezygnacji, wierząc, że wszystko jakoś się ułoży. Był to przerażający okres, ale patrząc wstecz, to jedna z najlepszych decyzji, jaką kiedykolwiek podjąłem. Kiedy zrezygnowałem, mogłem przestać chodzić na obowiązkowe zajęcia, które mnie nie interesowały i zapisać się na te, które wydawały mi się interesujące. Nie było jednak w tym czasie różowo.
Nie miałem pokoju w akademiku, więc spałem na podłodze w pokoju znajomych, zwracałem butelki po coli za 5¢ kaucji, aby kupić jedzenie, chodziłem w każdą niedzielę 7 mil na drugą stronę miasta, aby raz w tygodniu zjeść dobry posiłek w świątyni Hare Krishna. Uwielbiałem to. Wiele rzeczy, do których wtedy doszedłem przez ciekawość czy intuicję, okazały się bezcennymi doświadczeniami w późniejszym okresie.
Pozwólcie, że dam przykład: Reed College oferował chyba najlepszy w tym czasie kurs kaligrafii w kraju. W całym kampusie, każdy plakat, każda etykieta na szafce były pięknie, ręcznie kaligrafowane.
Nie musiałem uczęszczać na swoje normalne zajęcia, więc zdecydowałem się zapisać na kaligrafię, aby nauczyć się, jak się to robi. Dowiedziałem się tam o czcionkach szeryfowych i bezszeryfowych, o zmiennych odstępach pomiędzy kombinacjami różnych liter oraz tym, co charakteryzuje dobrą typografię. Było to piękne, historyczne oraz subtelne w sposób, w jaki nauka nie potrafi tego uchwycić. To było fascynujące. Nie liczyłem nawet, by którakolwiek z tych rzeczy znalazła kiedyś praktyczne zastosowanie w moim życiu. Jednak 10 lat później, gdy projektowaliśmy pierwszy komputer Macintosh, wszystko to do mnie powróciło.
Zastosowaliśmy te wszystkie zasady w Mac-u – był to pierwszy komputer, z piękną typografią. Gdybym nigdy nie zapisał się na ten pojedynczy kurs na studiach, Mac nie miałby wielu wzorów czcionek, czy też proporcjonalnie rozmieszczonych znaków. A ponieważ Windows tylko kopiował Maca, prawdopodobnie żaden komputer osobisty by ich nie miał.
Gdybym nigdy nie zrezygnował, nie zapisałbym się na zajęcia z kaligrafii, a komputery osobiste mogły by nie mieć pięknej typografii, którą posiadają. Oczywiście nie było możliwe połączenie tych zdarzeń patrząc w przyszłość, gdy byłem na uczelni. Ale było to bardzo, bardzo wyraźnie widoczne, patrząc wstecz z perspektywy 10 lat.
Nie możesz łączyć punktów patrząc w przyszłość. Można je jedynie łączyć patrząc wstecz. Trzeba więc ufać, że w jakiś sposób te kropki połączą w przyszłości. Musisz w coś wierzyć – w przeczucie, Opatrzność, życie, karmę, w cokolwiek. Musisz iść za sercem i ufać, że kiedyś to się wszystko wyjaśni. To podejście nigdy mnie nie zawiodło. I wiele zmieniło w moim życiu.
Moja druga historia jest o miłości i stracie.
Byłem szczęściarzem – wcześnie odkryłem, co chciałbym robić w życiu. Woz i ja założyliśmy Apple w garażu moich rodziców, gdy miałem 20 lat. Pracowaliśmy ciężko, w ciągu 10 lat Apple rozrosło się, od naszej dwójki w garażu, do 2 miliardowej firmy zatrudniającej ponad 4000 pracowników. Rok wcześniej wypuściliśmy nasze najlepsze dzieło – Macintosha – a ja dopiero dobiegłem trzydziestki.
I wtedy zostałem zwolniony. Jak możesz zostać zwolniony z firmy, którą stworzyłeś? Cóż, w miarę jak Apple rosło, zatrudniliśmy kogoś, o kim myślałem, że będzie wręcz idealny do prowadzenia wraz ze mną firmy. Przez pierwszy rok, może trochę dłużej, sprawy dobrze się układały. Jednak później nasze wizje przyszłości zaczęły się rozchodzić, aż ostatecznie znaleźliśmy się po przeciwnych stronach barykady. Kiedy tak się stało, nasz zarząd opowiedział się po jego stronie. Tak więc w wieku 30 lat zostałem wyrzucony.
Publicznie też przestałem się liczyć. Straciłem to, nad czym się skupiałem przez całe dorosłe życie – to było dewastujące przeżycie. Przez kilka miesięcy nie miałem pojęcia, co dalej robić. Czułem, że zawiodłem poprzednią generację przedsiębiorców – że upuściłem pałeczkę w sztafecie, gdy ta została mi przekazana. Spotkałem się z Davidem Packardem oraz Bobem Noyce i próbowałem przeprosić ich za to, jak mocno sprawę schrzaniłem. Była to bardzo publiczna porażka i rozważałem nawet, czy nie uciec z Doliny Krzemowej.
Jednak coś powoli zaczęło mi świtać – dalej kochałem to, co wcześniej robiłem. Obrót przypadków z Apple nie zmienił tego ani trochę. Zostałem odrzucony, a jednak ciągle kochałem.
Postanowiłem rozpocząć wszystko od początku. Nie widziałem tego wtedy, ale okazało się, że wyrzucenie z Apple było jedną z lepszych rzeczy, które mogły mi się przytrafić w życiu. Ciężar sukcesów został zastąpiony przez lekkość bycia raz jeszcze początkującym, mniej pewnym wszystkiego. Pozwoliło mi to rozpocząć jeden z najbardziej twórczych okresów w życiu.
W ciągu następnych pięciu lat, stworzyłem nową firmę NeXT, kolejną nazwaną Pixar, oraz zakochałem się we wspaniałej kobiecie, która została moją żoną. Pixar wsławił się utworzeniem pierwszego w pełni animowanego komputerowo filmu fabularnego – Toy Story – i jest obecnie jednym z najlepszych na świecie studiów produkujących animacje.
W związku z nadzwyczajnym obrotem spraw, Apple kupiło NeXT, powróciłem do mojej firmy, a technologie stworzone w NeXT są siłą napędową obecnego renesansu Apple.
Laurene i ja, mamy wspaniałą rodzinę. Jestem przekonany, że nic z tych rzeczy nie wydarzyłoby się, gdybym pozostał w Apple. Było to trudne do przełknięcia lekarstwo, ale chyba pacjent go potrzebował.
Czasami życie uderzy cię cegłą w głowę. Nie trać wiary. Jestem przekonany, że jedyną rzeczą, która dawała mi siłę by iść ciągle naprzód było to, że kocham to, co robię. Jest to tak samo prawdziwe w pracy, jak i w stosunku do ukochanych osób.
Praca wypełni dużą część twojego życia, zatem jedyną możliwością, by być w pełni usatysfakcjonowanym, jest dobrze pracować. Jedynym sposobem, by dobrze pracować, jest robienie tego, co uważasz za wspaniałe zajęcie. Jeżeli jeszcze tego nie znalazłeś, szukaj dalej. Nie spoczywaj. Jak ze wszystkimi sprawami serca, będziesz wiedział, kiedy to odnajdziesz.
Tak jak z każdym dobrym związkiem, będzie ci coraz lepiej w miarę, jak będą upływać lata. Zatem szukaj, dopóki tego nie znajdziesz. Nie odpuszczaj.
Moja trzecia historia jest o śmierci.
Gdy miałem 17 lat, przeczytałem gdzieś cytat, który brzmiał mniej więcej: „Jeżeli każdego dnia będziesz żył tak, jak gdyby miał być on twoim ostatnim, pewnego dnia z całą pewnością będziesz miał rację.” Zrobił on na mnie duże wrażenie – od tamtej pory, przez ostatnie 33 lata, patrzę w lustro każdego ranka i pytam: „Jeżeli dzisiaj byłby ostatni dzień mojego życia, czy chciałbym robić to, co zamierzam dziś robić?”
Jeżeli odpowiedź brzmiała „Nie” przez zbyt wiele dni z rzędu, wiedziałem, że muszę coś zmienić. Pamięć o tym, że wkrótce mogę już nie żyć, jest jedną z najważniejszych pomocy, którą napotkałem, przy podejmowaniu wielkich wyborów w życiu. Ponieważ prawie wszystko – oczekiwania otoczenia, cała duma, wszystkie obawy przed porażką lub zażenowaniem – wszystkie te rzeczy nikną w obliczu śmierci, pozostawiając jedynie to, co jest naprawdę ważne.
Pamięć o tym, że umrzesz, jest najlepszym sposobem który znam, by uniknąć pułapki myślenia, iż masz coś do stracenia. Jesteś już całkowicie obnażony. Nie ma więc powodu, byś nie podążał za głosem serca.
Jakiś rok temu, zdiagnozowano u mnie raka. Miałem badanie o 7:30 rano, które wyraźnie pokazało nowotwór na mojej trzustce. Nie wiedziałem wtedy nawet, co to trzustka. Lekarze stwierdzili, że prawie na pewno jest to nieuleczalny typ nowotworu, i że nie powinienem oczekiwać żyć dłużej niż 3-6 miesięcy. Mój doktor doradził mi, bym wrócił do domu i uporządkował swoje sprawy, co oznacza w języku lekarzy przygotowanie się na śmierć.
Oznacza to, że musisz spróbować przekazać dzieciom w kilka miesięcy wszystko to, co zamierzałeś powiedzieć przez najbliższe 10 lat. Oznacza to, że musisz upewnić się, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik, by zbliżający okres był możliwie najłatwiejszy dla twojej rodziny. Oznacza, że musisz się pożegnać.
Spędziłem z tą diagnozą cały dzień. Wieczorem miałem biopsję, gdy wsadzili mi endoskop przez gardło, poprzez żołądek i jelita, wbili igłę w mają trzustkę by pobrać kilkanaście komórek nowotworowych. Byłem pod wpływem narkozy, ale żona, która była ze mną w czasie zabiegu powiedziała, że gdy lekarze oglądali komórki pod mikroskopem, poleciały im łzy. Okazało się, że miałem bardzo rzadką odmianę raka trzustki, która jest uleczalna operacyjnie. Poddałem się zabiegowi, który okazał się skuteczny. To było moje najbliższe spotkanie ze śmiercią, i mam nadzieję, że najbliższe przez kilka następnych dekad.
Przeżywszy to doświadczenie, mogę powiedzieć wam teraz z trochę większą pewnością, że śmierć jest przydatną lecz czysto intelektualną koncepcją: Nikt nie chce umierać. Nawet ludzie, którzy chcą iść do nieba, nie chcieliby umrzeć, by się tam znaleźć. Śmierć jest przeznaczeniem, które wszyscy dzielimy. Nikomu nigdy nie udało się jej wymknąć. Tak też powinno być, ponieważ śmierć jest prawdopodobnie najważniejszym wynalazkiem życia.
Jest pośrednikiem wymiany życia. Usuwa stare, by utorować drogę nowemu. Teraz, wy jesteście tym „nowym”, jednak pewnego dnia w nie tak odległej przyszłości, stopniowo sami staniecie się „starym”, powoli odsuniętym na bok.
Przepraszam, za przedstawienie tego w taki dramatyczny sposób, ale tak właśnie wygląda życie. Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go, na życie życiem innych. Nie dajcie złapać się w dogmat, którym jest życie koncepcjami myślenia innych ludzi. Nie pozwólcie, by szum opinii innych zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I co najważniejsze, miejcie odwagę podążać za głosem waszego serca i intuicji. One w jakiś sposób już wiedzą, kim naprawdę chcecie być.
Wszystko poza tym, jest drugorzędne.
Kiedy byłem młody, popularna była zdumiewająca publikacja zwana The Whole Earth Catalog, która była jedną z biblii mojej generacji. Została stworzona przez Stewarta Branda, nie tak daleko stąd, w Menlo Park, tchnięta do życia przez jego poetycki dotyk.
To było pod koniec lat 60., przed erą komputerów osobistych oraz komputerowego przygotowywania tekstów do druku, zatem była wykonana za pomocą maszyn do pisania, nożyczek oraz aparatów polaroid. Było to coś w rodzaju Google w formie papierkowej, 35 lat nim to się pojawiło: było idealistyczne oraz przepełnione przydatnymi narzędziami i wielkimi myślami.
Stewart oraz jego team wydali kilka części The Whole Earth Catalog, i gdy projekt ten dobiegł swojego kresu, przygotowali ostatnie wydanie. Była połowa lat 70., a ja byłem w waszym wieku. Na tylnej okładce ostatniego numeru zamieszczone zostało zdjęcie pustej drogi o poranku, takiej, na jakiej możecie się znaleźć podróżując autostopem, jeżeli jesteście na tyle żądni przygód. Poniżej niej znajdowały się słowa:
“Pozostań nienasycony. Pozostań nierozsądny.”
Było to ich pożegnalne przesłanie na zakończenie projektu.
Pozostań nienasycony. Pozostań nierozsądny. Zawsze sam sobie tego życzyłem. Teraz, gdy kończycie uczelnię, by rozpocząć na nowo, życzę wam tego samego.
Czy nie jest to jeden z najpiękniejszych przykładów storytellingu?
Oczywiście poza Mistrzem z Nazaretu 🙂
Dbaj o siebie!
Za modlitwę, wszystkie gesty dobra i podpowiedzi, którą opowieść wybrać, moją wdzięczność posyłam dziś szczególnie: Agnieszce B., Agnieszce M., Agnieszce R., Bogumile B., Celinie T., Dorocie L., Dorocie P., Eli K., Józi S., Justynie B., Kasi, kamili Z., Kindze, Krzysztofowi, Łukaszowi M., Magdzie H., Magdalenie S., Magdalenie Z., Oli R., Renacie C., Sylwii W., Urszuli Z., Wiesi G., Władysławowi, Włodkowi oraz Toniemu i tacie Szczęsnemu.
*Polskie tłumaczenie tej przemowy Jobsa znalazłam na stronie: https://fabervisum.pl/steve-jobs-przemowienie-stanford