A myślałam, że tylko piszę książkę…
Monika Górska | 15 lutego 2024
Co to był za czas… a tak się bałam, że osłabiona chorobą nie wytrzymam tempa. Że zabraknie mi sił. A tymczasem mimo, że od mojego pobytu w Warszawie minął tydzień, nadal czuję się, jakbym podłączyła się do jakiegoś wielkiego akumulatora.
Jeszcze tak niedawno myślałam, że piszę tylko książkę, a potem: że piszę tylko trylogię. I tyle. A teraz, po spotkaniach z cudownymi ludźmi, już widzę, ile dróg Zaufania pączkuje. Toż to już nie delikatny powiew Ciszy, ale wiosenna wichura. Bo coś mi podpowiada, że to nowy rozdział kolejnych historii.
Prof. Bralczyk zwrócił mi uwagę na to, że “ufać” w staropolskim to “pwać”. A stąd słowo pewność. I, że wszystkie wartości w języku polskim są kobietami. Więc po co feminatywa 🙂
Prezes IPN opowiedział mi o swojej cioci, Viktorii Ulmowej. Myślę… myślę…
Z Urszulanką siostrą Beatą Zawiślak, która opiekuje się Centrum Wolontariatu Caritas, poczułam się jak z rodzoną Siostrą. Tyle tematów było do przegadania, aż noce za krótkie. Jest autorką podręczników do religii, prowadzi homilie dla dzieci i Baranki — niezwykłe grupy przygotowujące dzieci i rodziców do pierwszej komunii św., występuje w Ziarnie, czasem ze swoim teatrzykiem lalkowym i jest taka… cudownie kobieca i kreatywna. Zaraża wszystkich swoim uśmiechem i miłością. Gdyby tylko można ją sklonować, to byłabym spokojna o nasz kościół!
A spotkanie autorskie było podobno… nie z tej ziemi… Prowadziła je profesjonalnie i z wielkim wdziękiem Ania Koźlik. A zaczęliśmy je od Ojcze Nasz, przepięknie zaśpiewanego po aramejsku przez Sylwię Hazboun, z bloga: Dzisiaj w Betlejem. Przyszli starzy, dobrzy znajomi, którzy z czasem stali się przyjaciółmi. Niektórzy już po raz trzeci!
I ci, których “przecież nie mogło zabraknąć”. Jak Basi, która przyjechała specjalnie 170 km spod Białegostoku. Po spotkaniu podeszła do mnie Krystyna.
– Czytałam na głos pani książkę ZAUFAJ mężowi, który w zeszłym roku umierał. Po jego śmierci nie mogłam sobie poradzić, a zaufanie, stało się dla mnie pustym słowem…
Ale jednak sięgnęła po Zaufaj i puść. I wtedy puściła. Oddała Bogu swojego męża… Przytuliłam ją mocno. Obie miałyśmy łzy w oczach…
I jak tu potem spać… Na szczęście można to wszystko i wszystkich omodlić w porannej mszy św. z siostrami w kaplicy na Wiślanej.
A potem jeszcze śniadanie z sympatyczną matematyczką, której żadne remonty nie straszne, matką przełożoną Małgorzatą i ciepłe wspomnienia o mojej cioci Franciszce Popiel, ukochanej do dzisiaj matce generalnej Urszulanek, która blisko współpracowała z Kardynałem Wyszyńskim. Zginęła w tajemniczym wypadku samochodowym rok przed moim urodzeniem.
A na deser piękna rozmowa o prawdzie, wierze i zaufaniu z o. Jackiem Salijem. O tym, że wiara, to nie światopogląd i zbiór przekonań, ale żywa relacja ku Bogu i z Bogiem.
I planowanie kolejnego rejsu z Andrzejem Gelbergiem, przyjacielem Herberta i dawnym redaktorem Naczelnym tygodnika Solidarność.
Tylko dwa i pół dnia, a wrażeniami i refleksją mogłyby obdarować cały tydzień…
Tak się cieszę, że tylu z Was kupiło książki na Walentynkowy prezent. Józef nie próżnuje! Do tego stopnia, że w magazynie zostało już tylko kilkanaście ostatnich egzemplarzy dodruku pierwszego tomu!!
No powiedz, czy ja bym sobie to wymyśliła?
Tymczasem dbaj o siebie!
PS. A jeśli jesteś z Pomorza – przypominajka. Już w tę pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, możemy spotkać się na każdej mszy św. w kościele św. Mikołaja w Gniewie! Wybierzesz się?