11 520 minut innych niż wszystkie dotąd.


Monika Górska | 23 stycznia 2025

Już jest prawie pod szczytem. Zmęczony, ale szczęśliwy! To była piękna wędrówka! Nagle jego lewa stopa trafia na ruchomy kamień. I już nic nie może zrobić. Zsuwa się po skałach prosto w przepaść. 

Naraz, na jego drodze, pojawia się mała kępa kosówki. Co za ulga! Łapie gałąź i wisi tak pomiędzy niebem i skałami kilkaset metrów niżej. Choć wie, że długo tak nie wytrzyma.

Wtedy przychodzi mu do głowy pomysł. 

– Boże! – krzyczy z całej siły.

Cisza. Nikt nie odpowiada.

– Boże! – krzyczy znowu. – Jeżeli istniejesz, ocal mnie, a obiecuję, że będę w Ciebie

wierzył i innych uczył wiary.

Znowu cisza. 

Wtem omal nie puścił gałęzi, bo słyszy rozbrzmiewający echem w wąwozie, potężny głos: 

– Wszyscy mówią to samo, gdy tylko potrzebują pomocy.

– Nie, Panie, nie! – krzyczy wędrowiec z iskierką nadziei. – Nie jestem taki jak inni. Czy nie widzisz, że już zacząłem wierzyć, słysząc twój głos mówiący do mnie? Ocal mnie tylko, a ja będę głosił Twe imię po wszystkie krańce Ziemi.

– Dobrze – mówi Głos. – Ocalę cię. Puść tę gałąź.

– Puścić tę gałąź? – woła człowiek – Czy Ty myślisz, że zwariowałem?*

Osiem dni w ciszy, z wyłączonym telefonem. Bez wiadomości, powiadomień, maili, rozmów z bliskimi. 

Tylko Ty i On. Sam na sam. Siedzisz, klęczysz, leżysz… i puszczasz wszystko, co może zagłuszyć Jego Głos. 

Nie ma się czego przytrzymać. Ulubionych gestów, nawykowych czynności, sprawdzania po raz kolejny, kto co napisał… 

Nawet uśmiechów do tych kilkunastu ludzi, którzy są tu z Tobą, by nie rozpraszać ich i Twojego skupienia. 

Posiłki w milczeniu, ze spuszczonymi oczami. Ciamkanie i kaszel sąsiada. 

Nuda. Monotonność. Totalny brak bodźców. Jak na pustyni. 

I nagle na wszystko jest tyle czasu. Niedzielonego z nikim i dla nikogo. Tylko dla Ciebie! 

To sobą masz się teraz zaopiekować. Tylko sobą! 

Jaki szok tlenowy.

Można by zwariować. 

Jedynym ratunkiem Jego Obecność. W białym, jak śnieg za oknem, krążku czegoś, co kiedyś było chlebem. A teraz, jeśli wierzysz, jest Ciałem. I w które możesz się wpatrywać dzień i noc. 

I Słowo, które medytujesz, od rana do nocy, aż wchłoniesz i przetrawisz każdy kawałek. 

I krótka codzienna rozmowa z kierownikiem duchowym, żeby się upewnić, jak żyjesz i czy nie schodzisz na manowce.

Dostajesz też skrzynkę z narzędziami. Ćwiczenia S. Ignacego. Proste, jasne, konkretne, sprawdzone od 450 lat. Otwierają oczy i serce.

Tylko i aż tyle.

I nagle czujesz, jak Ci się wyostrzają zmysły.

Jak rzeczy, wcześniej za mgłą, teraz nabierają kształtów.

Jak niemożliwe do rozwiązania węzełki i supły rozplątują się, jeden po drugim.

Jak mignie wśród nich kosmaty ogon, nagle wyraźnie widoczny.

A Twoim ulubionym iluzjom spadają z hukiem maski.

Jak zaczynasz się przeglądać w oczach Jezusa jak w lustrze.

I zaczynasz wreszcie widzieć siebie Tak, jak On Ciebie widzi…

I, że to w Nim są wszystkie odpowiedzi na Twoje pytania i braki.

Jak w Kanie Galilejskiej. Można się upić…

A potem spokojnie wracasz z pełni Życia, do pełni życia.

I już nawet Cię nie dziwi, że droga, zamiast do domu, niespodziewanie prowadzi Cię na przepyszny obiad w pięknym pałacu Krasiczyn. A potem o zachodzie słońca, oblodzonymi serpentynami do sb.Wenantego Katarzyńca, by mu w Kalwarii Zebrzydowskiej podziękować za cudowne wsparcie druku książek. I by pomodlić się w intencji ich czytelników. I powierzyć ich sprawy Matce Bożej Słuchającej.

A potem docierasz kilka godzin po zamknięciu do muzeum Ulmów w Markowej, żeby choć popatrzeć przez szybę. A pan, który pryska płynem i przeciera monitory, nagle otwiera Ci drzwi i wpuszcza na chwilę do środka.

I wychodzisz stamtąd dwie godziny później, bo „nocny strażnik” Jerzy, okazuje się być bratankiem bł. Józefa Ulmy, żyjącym tą historią, jakby była dziś. I kopalnią wiedzy, i poruszających opowieści. Wiele zdjęć, książek i sprzętów w muzeum pochodzi właśnie od niego. A na końcu pokazuje we współtworzonym przez niego albumie, zdjęcie z beatyfikacji, gdzie niesie wraz z delegacją do ołtarza relikwie Ulmów. I na tym zdjęciu, zaraz za jego głową, widzisz… swoją…

Wiesz, że to jest normalne. Takie właśnie jest życie. Nie ma czemu się dziwić.  Bo przecież “ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Bóg przygotował tym, którzy Go miłują…”

A o tym, że Go kocham, tyle razy w czasie tych rekolekcji ode mnie usłyszał, że i On w końcu chyba w to uwierzył.

Pytał też o Ciebie… Ale to niech już zostanie między Wami 🙂

Mam pełną świadomość, że ten post i rekolekcje nie byłyby takim mocnym doświadczeniem, gdyby nie Twoje wsparcie! Dziękuję Ci z całego mojego serca! 

Za modlitwę i wszystkie gesty dobra, moją wdzięczność posyłam dziś szczególnie: Alicji S. i jej rodzinie, Alicji K., Alicji z Zabrza, Alinie P., Aleksandrze L., Ani G., Annie M., Anecie T., Arkowi, Danucie D., Eli K., Ewie W., Halinie D., Janinie F., Jadwidze, Justynie W., Krzysztofowi C., Krzysztofowi P., Małgorzacie G., Małgorzacie D., Marcinowi P., Markowi G., Małgorzacie S., Monice C., Natalii P., Renacie C., Tadeuszowi B., Tomkowi T., Toniemu, Zofii W.

A wyjątkowe podziękowanie ślę czytelniczce naszego listu Kasi i jej mężowi Irkowi, którzy zaopiekowali się mną w drodze na rekolekcje do Starej Wsi. To dzięki nim te wszystkie cuda po drodze się wydarzyły! Tak dobrych, życzliwych, pomocnych i Bożych ludzi spotkać, to prawdziwe szczęście! Dla mnie to oni są największym cudem tej Bożej przygody! 

Dbaj o siebie!

*Tę znaną opowieść znajdziesz u Anthonego de Mello i w nieco innej formie u Bruno Ferrero. Ja też pozwoliłam sobie na mały storytellingowy lifting 🙂 

BESTSELLER Trzy tomy poczytnej trylogii zaufania autorstwa dr Moniki Gorskiej


Dołącz do dyskusji: