Też jesteś AP? (Anonimową Pe-rfe-kcjo-nist-ką)


Monika Górska | 20 października 2016

To było w październiku 2014. Spełniłam najstarsze marzenie życia. Zobaczyłam Wielki Kanion. I umarłam. I urodziłam się na nowo. I w 40 dni napisałam i wydałam książkę, która o tym opowiada. Chcę Ci dzisiaj podarować jej fragment:

Pewnie podobnie jak Tobie, moja intuicja dokładnie mówi mi, co mam zrobić. A ja zbyt często właśnie dokładnie tego nie robię. Co się dzieje później? Życie mi pokazuje, że trzeba było zrobić to, co intuicja mi podpowiadała. Od tamtego czasu we Wielkim Kanionie wybieram intuicję. Po prostu ściszyłam fonię moim gremlinom, które rozrabiają z tyłu głowy i mówią:

– Jaka fatalna jesteś.

Zwiększyłam za to fonię mojej intuicji. Mówię sobie coś, co od dawna powinnam już sobie powiedzieć:

– Co się stanie jeśli pójdę za intuicją i to nie będzie ta właściwa droga? Czy to będzie koniec świata? Albo czy ktoś od tego umrze?

Kiedy sobie pozwalasz na to, żeby popełniać błędy, to nagle czujesz zastrzyk potężnej energii. Mimo, że z pierwszego wykształcenia jestem polonistką, a nawet doktorem nauk humanistycznych, zdecydowałam, że napiszę książkę autentyczną, bez redaktorów i korektorów. Książkę mówioną, która będzie z Tobą rozmawiać. W której opowieść i emocje mają pierwszeństwo, nawet za cenę błędów językowych. Jak inaczej mogę pokazać, że ja – perfekcjonistka na odwyku, jestem w stanie zrobić coś totalnie nieperfekcyjnego i w dodatku pokazać to światu.

Jeszcze kilka tygodni temu to w ogóle nie byłoby możliwe. Ja nawet maila potrafię zmieniać przez pół godziny. Dopisuję jakieś słowo albo przecinek, poprawiam spację. A często zdarza się, że po pół godzinie wracam do tego, co było na początku.

Kiedy w pełni przyjmujesz i akceptujesz siebie, i kochasz swoje błędy, to dzieje się coś niesamowitego. Już nie myślisz, kiedy ktoś się od Ciebie odwraca, że Ciebie nie lubi. A jeżeli nawet nie lubi, to ma do tego prawo. Czy wszyscy na świecie muszą Cię lubić?

Kiedy siebie w pełni akceptujesz, to przestajesz szukać w innych ludziach potwierdzenia siebie. Pozwalasz sobie być sobą i pozwalasz innym być sobą. I to wyzwala tony energii i wolności.

Jestem spełnioną kobietą. Realizuję wszystkie moje pasje. Już od pierwszej klasy liceum wiedziałam, że będę dziennikarzem albo reżyserem. Zostałam i jednym, i drugim. Ale dotąd żyłam intensywnie, ale nie żyłam pełnią.

Nieraz czułam jak bym jechała na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Właściwie jak tylko chciałam się rozpędzić, albo już nawet pędziłam do przodu, czułam, że coś mnie ciągle hamuje. Choroba lokomocyjna gwarantowana.

Wiesz, jeśli masz takie hamulce w sobie, takie „miejsca nieszczelne”, jak kominy skalne, w których łomocze wiatr, w których jeszcze nie czujesz się spełniona, to kiedy tylko masz słabszy dzień, bo pogoda pod psem, albo okres się zbliża, tam właśnie wchodzi i rozgaszcza się Twoja niepewność, poczucie niskiej wartości, samoodrzucenie.

Zaczynasz wątpić i zaczynasz się bać.

Kiedy żyjesz pełnią siebie, to nie znaczy, że wszystko jest „alleluja i do przodu”. Są i trudne momenty. Tylko, że odczuwasz je jak lekki podmuch wiatru. Możesz się nawet zachwiać. Ale nic nie jest w stanie Cię przewrócić.

Założę się, że i Tobie, jak mi kiedyś, wydaje się, że poszukiwanie siebie wymaga trudu i poświęcenia. Tak, jakby się ze sobą samym grało w chowanego. I to takiego chowanego po całym świecie czasem. Szukasz:

– A może ja tu jestem, a może tam.

Potem wygrzebujesz. Tu kawałek siebie i tu kawałek.

– Tak, już wiem, że to jestem ja. A to jeszcze nie. A to jeszcze sprawdzę.

To wcale nie musi tak być. Wiele rzeczy może nas spełnić. Odkryłam, że najprostszym i najprzyjemniejszym sposobem na spełnienie, jest po prostu spełnienie swojego marzenia. Zastanawiam, się czy gdybym zamiast dwudziestu pięciu lat samorozwoju i szukania siebie, od razu spełniła swoje marzenie i pojechała do Wielkiego Kanionu, to też by się taka przemiana we mnie dokonała. Nie wiem. Nigdy nie wiesz, dopóki nie sprawdzisz.

Ale wiem, jak się poczujesz, kiedy będziesz już taka scalona, kiedy wszystkie puzzle są na swoim miejscu i nie ma już w Tobie tych „nieszczelnych miejsc”. To daje siłę. To nie znaczy, że nie musisz się starać, ani rozwijać. Tylko już przestajesz tak naciskać. Naciskać za wszelką cenę, żeby dostać to, co chcesz.

Prosisz, przyjmujesz, nic nie musisz. Czujesz się wolna. I inni – wokół Ciebie – mogą czuć się wolni. Jesteś spełniona, więc nie musisz się już porównywać do innych. Przestajesz oceniać siebie i przestajesz oceniać innych.

I jeśli wtedy, jak mówią Indianie Minquass, nie widzisz powodów, żeby dziękować, to twoja wina.

To jak to będzie z tym Twoim marzeniem? Dasz sobie szansę? Jakby Ci było potrzeba wsparcia, to w mojej książce jest konkretny plan, jak to zrobić. Nazywa się 90 day Dream Challenge.

A jeśli nadal wątpisz, czy jesteś w stanie spełnić swoje marzenie, zajrzyj tu >> www.monikagorska.com/blog/a-co-z-toba

Przeczytaj i zacznij realizować. Trzymam za Ciebie kciuki!

Podziel się tym wpisem:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin


Dołącz do dyskusji: