Kiedy nie masz czasu


Monika Górska | 9 marca 2017

Możesz być ze mnie dumny! Mnie aż rozsadza. ZROBIŁAM TO!!!

W pierwszych dniach stycznia obiecałam sobie, że tym razem strategicznie zacznę planować mój rok od… zaplanowania wakacji. I to nie tylko tych „dużych” – zimowych i letnich. Postanowiłam, że w każdym miesiącu dodam po jednym, dwa a czasem trzy dni do weekendu. W ten sposób co miesiąc zrobię sobie mini-wakacje. Jadę na tak wysokich obrotach, że jeśli nie zacznę regularnie ładować akumulatorów, to długo nie pociągnę.

Moja siódma z 12 lekcji biznesowych na 2017 r. jest taka: Najwyższa pora na odpoczynek jest wtedy kiedy my nie masz na niego czasu.

Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie to znaczy mniej więcej… zawsze. Ta lekcja mówi o tym, że żeby efektywnie pracować, a już szczególnie, kiedy prowadzi się własny biznes, trzeba efektywnie odpoczywać. Banalne, prawda? I tak banalnie nierealne – przynajmniej do tej pory. Czułam, że muszę coś z tym zrobić.

Już od 1 stycznia miałam ambitny cel: usiąść do planowania moich mini-wakacji. Mniej więcej codziennie. W połowie stycznia już wiedziałam, że jeśli zarezerwuję sobie w kalendarzu konkretnego czasu na ten cel, to będą z tego nici. Po kolejnym tygodniu przesuwania z dnia na dzień straciłam nadzieję…

I w końcu, ostatniego dnia stycznia, tuż przed wyjazdem na narty, powiedziałam sobie DOŚĆ. Siadam na tyłku i nie ruszam się z miejsca, dopóki nie zaplanuję reszty wakacji.

Zrobiłam to! Samej nie chce mi się wierzyć, ale po raz pierwszy w życiu zaczęłam planować pracę od… siebie! Teraz, kiedy ktoś zaprasza mnie na konferencję, albo szkolenie, patrzę do kalendarza i… Jeśli termin pokrywa się z zaplanowanym czasem wolnym, bohatersko odmawiam. Nie powiem, nie jest to łatwe. Ale wiem, jak się skończy, kiedy zrobię ten jeden, jedyny wyjątek.

No i w 2 marca był właśnie ten pierwszy raz. Zrobiłam sobie mini-wakacje! Dopisałam całe dwa dni do weekendu. OK. Trochę oszukałam. Udało mi się wyjechać dopiero w czwartek w południe i wzięłam ze sobą coś do pracy.

W końcu to dopiero moje pierwsze kroki   Przyglądam się sobie z boku i uczę się odpoczywać. Nie takie proste. Ale jakie przyjemne!

Szukałam pięknego miejsca z dobrą kuchnią, w okolicach Poznania. I trafiłam do… raju. To był pierwszy widok, jaki zobaczyłam.

Okazało się, że kubkami smakowymi dyryguje tutaj wybitny szef kuchni, Dominik Narloch! Pisałam o nim kiedyś w Gazecie, za czasów gdy byłam tam krytykiem kulinarnym. I potem tak żałowałam, że po zamknięciu poznańskiej restauracji Hugo, straciłam go z oczu. Jak on potrafi zestawiać z sobą smaki… z tradycyjnych produktów robi nowoczesne wariacje. I tylko żal, kiedy talerz robi się tak bezlitośnie pusty… Pełnia szczęścia!

Jakby Los chciał mi pokazać – zrób tylko ten mały pierwszy krok, a ja już zatroszczę się o Ciebie.

Słoneczko grzało, dzięcioł stukał, kije w rękach… a ja w drogę. Dokoła jeziora jest 15 km. Jeszcze lekko zmrożone. A na brzegu już kwitną przebiśniegi. Potem basen, sauna, masaże gorącą czekoladą, okłady z ziół i uczty – niespodzianki na kolację. Tak właśnie miało być dokładnie osiem lat temu, w 2009 roku, kiedy zamiast nad morze, dojechałam do szpitala…
Pamiętasz tę historię? (jest to też dowód na to, że ludzie chcą na fb czytać opowieści, mogą w nich być błędy i wcale nie muszą być krótkie)

Jakby Los chciał mi powiedzieć…

A kiedy Ty planujesz Twoje najbliższe mini-wakacje?

Podziel się tym wpisem:
Share on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Share on LinkedIn
Linkedin


Dołącz do dyskusji: